Opowiadanie dotyczące
tego co stało się jedenaście lat temu i moje własne pomysły dotyczące bohaterów...
- Tak Zayn już
wchodzę na pokład! – powiedziałem podając stewardesie mój bilet, kobieta coś na
nim sprawdziła i mi go oddała sztucznie się uśmiechając. Przewiesiłem swój
bagaż podręczny przez ramię i już po chwili szedłem rękawem do samolotu –
Przyjedźcie po mnie na lotnisko – powiedziałem do telefonu, mój kumpel tylko
wymamrotał, że mógłbym zadzwonić po taxi, bo mu się nie chce dupy ruszyć z
hotelu – O nie! Masz po mnie przyjechać! Nie dość, że to wy wysłaliście mnie
samego na to podpisywanie płyt, bo wam się nie chciało, to teraz jeszcze będę
musiał sam zatroszczyć się o podwózkę do hotelu?! – potwierdził moje słowa, a
ja westchnąłem ciężko – Człowieku jestem zmęczony! Gdyby nie ja to wy też
byście byli tu gdzie ja, więc przynajmniej to dla mnie zróbcie! – w końcu się
zgodził, a ja się rozłączyłem i wszedłem na pokład. Odnalazłem swoje miejsce,
myślałem, że zajmie mi to dłużej, ale tym razem mi się udało i nie zgubiłem się
w tej machinie! Niall jesteś boski! Zaśmiałem się ze swoich myśli, a mój sąsiad
od strony korytarza popatrzył na mnie podejrzliwie. Był dość podobny do Zayna,
ta sama karnacja, nawet kolor oczu taki sam … Postanowiłem nie zwracać na niego
kompletnie uwagi, bo był jakiś dziwny. Taki jakiś jakby spięty … a zresztą nie
ważne…
*oczmi Susie*
- Przepraszam –
powiedziałam nieśmiało, gdyż jakiś blond chłopak tak się rozsiadł, że jego nogi
uniemożliwiały mi przejście na swoje miejsce obok okna.
- ooo… to raczej ja
przepraszam – powiedział usuwając swoje nogi z przejścia, równocześnie robiąc
mi miejsce. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością i zajęłam miejsce obok niego. Odłożyłam
swój bagaż podręczny na bok i wyłączyłam telefon. Czułam na sobie czyjś wzrok…
to nie było miłe uczucie. Rozejrzałam się zaniepokojona, okazało się, że to
jakiś facet siedzący za blondynem. Dość dziwnie się zachowywał … miałam
wrażenie że pożerał mnie wzrokiem …
*oczami Nialla*
Ja chyba zaraz nie
wytrzymam, mam już dosyć tego latania. Ciągle samoloty i samoloty. Rozejrzałem się
dookoła, wszyscy byli zajęci swoimi sprawami. Niektórzy pasażerowie spali, inni
rozmawiali przez telefony, a jeszcze inni czytali książki. I tym właśnie
zajmowała się również moja sąsiadka, a mianowicie była pogrążona w lekturze pt.
Christine. Czyżby ktoś tu lubił horrory? Co chwila spoglądałem tak
niezauważalnie do jej książki ,no w końcu mi się nudziło! Musiałem coś robić! Można
powiedzieć, że zapuszczałem żurawia, zawsze mówiła mi tak moja mama kiedy
podglądałem to co robi. Nawet nie zauważyłem
kiedy ta książka mnie całkowicie wciągnęła. Dziewczyna dalej nie miała pojęcia,
że nie tylko ona jest zainteresowana jej lekturą, dobra to trochę dziwnie
zabrzmiało … bardzo ciężko było mi
nadążyć za jej tempem czytania, za szybko zdecydowanie za szybko czytała, można powiedzieć że pochłaniała te literki. Nie nadążałem,
kiedy ja byłem w połowie drugiej strony, ona przekręcała już na następną. A ja
się irytowałem, bo nie wiedziałem co w danym fragmencie się zdarzyło. No i znów
za wcześnie przekręciła tą cholerną kartkę!
- Czy mogłabyś czytać
trochę wolniej? – spytałem, a nieznajoma spojrzała na mnie jak na debila. Po chwili
dotarło do mnie, że powiedziałem to na głos. Jesteś idiotą Horan! Miałem ochotę
pacnąć się otwartą dłonią w czoło … - yyy… Znaczy nie ważne – no i jak ja teraz
jej wyjaśnię moje dziwne zachowanie?!
- Skoro chcesz
poczytać to proszę – podała mi książkę,
a ja nie pewnie ją od niej wziąłem – Ja nie mam już na to ochoty –
podziękowałem i zagłębiłem się w lekturze, jednak nie trwało to długo …
- To zamach! Mamy
bombę! – nagle facet obok mnie gwałtownie się podniósł i zaczął krzyczeć, za
nim wstało trzech kolejnych. Mężczyźni założyli sobie na głowy czerwone opaski
i wyciągnęli noże, a jeden rozpiął koszulę, moim oczom ukazała się przymocowana
do jego klatki piersiowej bomba. O matko boska! Z wrażenia wypadła mi książka z
rąk. Rozejrzałem się dokoła zszokowany, ludzie mieli takie same miny jak ja. Nagle
jedna ze stewardes kazała mu zająć z powrotem miejsca i sobie nie żartować,
mulat dźgnął ją nożem, dosłownie! Moja sąsiadka pisnęła przerażona. To na pewno
nie były żarty. Odpiąłem pas i podniosłem się na równe nogi, działałem
instynktownie. Popchnąłem tego zamachowca który stał najbliżej, facet upadł
lecz po chwili podniósł się zdezorientowany i spojrzał na mnie z nienawiścią w
oczach. Rzucił się na mnie z nożem, nie zdążyłem zareagować. Poczułem jak
przejechał ostrym narzędziem po mojej dłoni, która zaczęła obficie
krwawić.
- Musimy iść do
kokpitu – mulat chciał znów wymierzyć we mnie cios jednak jego kumpel pociągnął
go za rękę w kierunku miejsca gdzie pilotowało się maszyną, niezadowolony
odszedł i dał mi spokój. Usiadłem z powrotem na miejsce i chwyciłem się za
bolącą rękę.
- O boże.. –
brunetka, czyli moja sąsiadka zdjęła swój kremowy sweterek i zawiązała go na
mojej kończynie, żeby powstrzymać krwawienie – bardzo boli? – spytała po
chwili.
- Nie – skrzywiłem mówiąc
to, a ona lekko się uśmiechnęła.
- Wlaśnie widzę –
mruknęła pod nosem.
Ludzie zaczeli
zbierać się w kupki i o czymś dyskutować, dzwonić do rodzin lub płakać. Zrobiło
się straszne zamieszanie. Nie wiedziałem co się dzieje, wszystko wydarzyło się
tak szybko, zdecydowanie za szybko. Dziewczyna obok mnie zaczęła rozmawiać z
jakimś mężczyzną w podeszłym wieku, włączyłem się do ich dialogu.
- Co się dzieje? –
spytałem drżącym głosem.
- Porwali samolot –
tyle to już wiedziałem, ale pozwoliłem facetowi kontynuować – Podobno niedawno
dwa samoloty uderzyły w wieżowce na Manhattanie, a trzeci jeszcze gdzieś
indziej… dzieje się coś bardzo złego..
- Czyli to raczej nie
porwanie dla okupu? – spytała brunetka.
- Nie to wykluczone –
straszy pan pokręcił głową – Prawdo podobnie to zamach samobójczy. Skierują samolot
może znów na jakiś wieżowiec albo gdzieś indziej i .. – w jego oku zakręciła
się łza.
- To nie może się tak
skończyć! – podniosłem głos.
- Bądźmy realistami –
westchnął mój rozmówca.
- Ale… - brunetka
zająkała się, po chwili po jej policzkach zaczęły lecieć łzy. Odwróciła się kierunku okienka i wyglądała przez nie
pochlipując. Spojrzałem na nią, mi też chciało się strasznie płakać … chwyciłem
jej dłoń, dziewczyna uśmiechnęła się smutno, zaniosła się jeszcze głośniejszym
płaczem.
- Nie płacz –
powiedziałem łamiącym się głosem. Nagle samolot zaczął gwałtownie opadać,
wszyscy zaczęli krzyczeć przerażeni. Brunetka wtuliła się w mój tors zaciskując
dłonie na mojej koszulce, objąłem ją ramieniem. Samolot przechylił się na bok, jednak niedługo
potem znów przyjął poprzedni kąt lotu – Będzie dobrze – szepnąłem.
- Nie będzie –
powiedziała równie cicho – Zginiemy – nic już nie powiedziałem, tylko głaskałem
ją po plecach. wyciągnąłem telefon z kieszeni i wykręciłem numer. Po kilku
sygnałach odebrał Zayn.
- Już wylądowałeś? Tak szybko? – spytał na
wstępie. Przełknąłem głośno ślinę i jak ja mu to powiem?! – Halo? Niall jesteś
tam?
- Jestem – powiedziałem cicho.
- Co jest? Słyszę, że coś jest nie w porządku…
- Zayn ,słyszałeś co dzieje się w Nowym Jorku?
– przytaknął – Mój samolot jest pod władaniem zamachowców… Zayn ja tego nie
przeżyję… - usłyszałem jak gwałtownie wdycha powietrze,
- Co ty gadasz? Niall! To nie możliwe! –
wrzasnął.
- To wszystko to prawda. Chciałem powiedzieć
żegnaj …
- Ale … - nie wiedział co powiedzieć.
- Daj mi resztę chłopaków – poprosiłem, po
chwili usłyszałem głos Louiego w słuchawce.
- Niall czemu Zayn zrobił się blady jak
ściana? Czyżbyś powiedział mu że zamknięto fabrykę żelu do włosów? – a ten jak
zwykle sobie robił jaja, tyle, że mi teraz nie było do śmiechu.
- Louis zamachowcy przejęli samolot chcę się
pożegnać… na pewno nie przeżyję… mają noże i bomby … chcą uderzyć w jakiś
budynek… ja zginę … pożegnaj ode mnie resztę … do widzenia…
Drżącymi rękami przycisnąłem czerwoną słuchawkę, teraz nawet
ja płakałem. Zauważyłem, że ludzie
zaczęli szybkim krokiem iść w kierunku przodu samolotu, jak się okazało chcieli
przejąć maszynę. Już miałem zamiar się podnieść, żeby do nich dołączyć, ale
ktoś mnie powstrzymał. A mianowicie dziewczyna siedząca a raczej wtulająca się
w mój tors.
- Nie zostawiaj mnie –
powiedziała. Spojrzałem jej prosto w oczy, uległem jej wzrokowi, pokiwałem
głową, a ta odetchnęła. Znów samolot zaczął zniżać swój lot, kątem oka
zaważyłem że ziemia była coraz większa w okienku. Ciągle spadaliśmy. Mocno wtuliłem
się w dziewczynę, a ona we mnie, turbulencje były coraz większe … usłyszałem dźwięk
rozdzieranego metalu, a potem już tylko ciemność…
Nikomu nie życzę
takiej śmierci jak moja, nawet największym wrogom. To co się stało…. to było
coś traumatycznego nie tylko dla mnie, ale i dla moich bliskich. Na ziemi nie zostało
po mnie ani śladu, siła uderzenia była strasznie duża. Moje życie dobiegło
końca, a ja już nigdy się nie dowiem jak miała na imię tajemnicza nieznajoma, u
której boku zginąłem …
-----------------------------------------------------------------------------------
chciłabym tym one shotem odnieść się do tego co stało się jedenaście lat temu... to straszna tragedia... pisząc ten rozdział ciągle myślałam o tych pasażerach którzy chcieli przejąć samolot od zamachowców... jestem pełna podziwu... na prawdę...
można powiedzieć, że to krótkie opowiadanie jest tak jakby oddaniem im hołdu, a raczej przybliżeniem niektórym jak mogli się czuć ci pasażerowie którzy żegnali się z rodzinami. miałam zamiar opisać jeszcze bardziej ich uczucia, ale chciałam dodać go przed północą i jak najszybciej ponieważ jutro jest szkoła. ten shot to całkowity spontan. po prostu obejrzałam film i coś mnie natchnęło.
może jutro jak bedę miała czas to usiądę i poprawię błędy
wiem że to nie jest zbyt dobry shot, ale nie mam teraz siły napisać coś lepszego, a tak na marginesie nie wiem kiedy dodam Nialla i Rose ponieważ patrząc na ilość komentarzy pod ostatnim postem, to straciłam całkowicie do tego motywacje ...
pa