wtorek, 11 września 2012

Jedno part: Tragiczny lot


Opowiadanie dotyczące tego co stało się jedenaście lat temu i moje własne pomysły dotyczące bohaterów...

*oczami Nialla*
 - Tak Zayn już wchodzę na pokład! – powiedziałem podając stewardesie mój bilet, kobieta coś na nim sprawdziła i mi go oddała sztucznie się uśmiechając. Przewiesiłem swój bagaż podręczny przez ramię i już po chwili szedłem rękawem do samolotu – Przyjedźcie po mnie na lotnisko – powiedziałem do telefonu, mój kumpel tylko wymamrotał, że mógłbym zadzwonić po taxi, bo mu się nie chce dupy ruszyć z hotelu – O nie! Masz po mnie przyjechać! Nie dość, że to wy wysłaliście mnie samego na to podpisywanie płyt, bo wam się nie chciało, to teraz jeszcze będę musiał sam zatroszczyć się o podwózkę do hotelu?! – potwierdził moje słowa, a ja westchnąłem ciężko – Człowieku jestem zmęczony! Gdyby nie ja to wy też byście byli tu gdzie ja, więc przynajmniej to dla mnie zróbcie! – w końcu się zgodził, a ja się rozłączyłem i wszedłem na pokład. Odnalazłem swoje miejsce, myślałem, że zajmie mi to dłużej, ale tym razem mi się udało i nie zgubiłem się w tej machinie! Niall jesteś boski! Zaśmiałem się ze swoich myśli, a mój sąsiad od strony korytarza popatrzył na mnie podejrzliwie. Był dość podobny do Zayna, ta sama karnacja, nawet kolor oczu taki sam … Postanowiłem nie zwracać na niego kompletnie uwagi, bo był jakiś dziwny. Taki jakiś jakby spięty … a zresztą nie ważne…
*oczmi Susie*
 - Przepraszam – powiedziałam nieśmiało, gdyż jakiś blond chłopak tak się rozsiadł, że jego nogi uniemożliwiały mi przejście na swoje miejsce obok okna.
 - ooo… to raczej ja przepraszam – powiedział usuwając swoje nogi z przejścia, równocześnie robiąc mi miejsce. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością i zajęłam miejsce obok niego. Odłożyłam swój bagaż podręczny na bok i wyłączyłam telefon. Czułam na sobie czyjś wzrok… to nie było miłe uczucie. Rozejrzałam się zaniepokojona, okazało się, że to jakiś facet siedzący za blondynem. Dość dziwnie się zachowywał … miałam wrażenie że pożerał mnie wzrokiem …
*oczami Nialla*
 Ja chyba zaraz nie wytrzymam, mam już dosyć tego latania. Ciągle samoloty i samoloty. Rozejrzałem się dookoła, wszyscy byli zajęci swoimi sprawami. Niektórzy pasażerowie spali, inni rozmawiali przez telefony, a jeszcze inni czytali książki. I tym właśnie zajmowała się również moja sąsiadka, a mianowicie była pogrążona w lekturze pt. Christine. Czyżby ktoś tu lubił horrory? Co chwila spoglądałem tak niezauważalnie do jej książki ,no w końcu mi się nudziło! Musiałem coś robić! Można powiedzieć, że zapuszczałem żurawia, zawsze mówiła mi tak moja mama kiedy podglądałem to co robi.  Nawet nie zauważyłem kiedy ta książka mnie całkowicie wciągnęła. Dziewczyna dalej nie miała pojęcia, że nie tylko ona jest zainteresowana jej lekturą, dobra to trochę dziwnie zabrzmiało …  bardzo ciężko było mi nadążyć za jej tempem czytania, za szybko zdecydowanie za szybko czytała, można powiedzieć że pochłaniała te literki. Nie nadążałem, kiedy ja byłem w połowie drugiej strony, ona przekręcała już na następną. A ja się irytowałem, bo nie wiedziałem co w danym fragmencie się zdarzyło. No i znów za wcześnie przekręciła tą cholerną kartkę!
 - Czy mogłabyś czytać trochę wolniej? – spytałem, a nieznajoma spojrzała na mnie jak na debila. Po chwili dotarło do mnie, że powiedziałem to na głos. Jesteś idiotą Horan! Miałem ochotę pacnąć się otwartą dłonią w czoło … - yyy… Znaczy nie ważne – no i jak ja teraz jej wyjaśnię moje dziwne zachowanie?!
 - Skoro chcesz poczytać  to proszę – podała mi książkę, a ja nie pewnie ją od niej wziąłem – Ja nie mam już na to ochoty – podziękowałem i zagłębiłem się w lekturze, jednak nie trwało to długo …
 - To zamach! Mamy bombę! – nagle facet obok mnie gwałtownie się podniósł i zaczął krzyczeć, za nim wstało trzech kolejnych. Mężczyźni założyli sobie na głowy czerwone opaski i wyciągnęli noże, a jeden rozpiął koszulę, moim oczom ukazała się przymocowana do jego klatki piersiowej bomba. O matko boska! Z wrażenia wypadła mi książka z rąk. Rozejrzałem się dokoła zszokowany, ludzie mieli takie same miny jak ja. Nagle jedna ze stewardes kazała mu zająć z powrotem miejsca i sobie nie żartować, mulat dźgnął ją nożem, dosłownie! Moja sąsiadka pisnęła przerażona. To na pewno nie były żarty. Odpiąłem pas i podniosłem się na równe nogi, działałem instynktownie. Popchnąłem tego zamachowca który stał najbliżej, facet upadł lecz po chwili podniósł się zdezorientowany i spojrzał na mnie z nienawiścią w oczach. Rzucił się na mnie z nożem, nie zdążyłem zareagować. Poczułem jak przejechał ostrym narzędziem po mojej dłoni, która zaczęła obficie krwawić. 
 - Musimy iść do kokpitu – mulat chciał znów wymierzyć we mnie cios jednak jego kumpel pociągnął go za rękę w kierunku miejsca gdzie pilotowało się maszyną, niezadowolony odszedł i dał mi spokój. Usiadłem z powrotem na miejsce i chwyciłem się za bolącą rękę.
 - O boże.. – brunetka, czyli moja sąsiadka zdjęła swój kremowy sweterek i zawiązała go na mojej kończynie, żeby powstrzymać krwawienie – bardzo boli? – spytała po chwili.
 - Nie – skrzywiłem mówiąc to, a ona lekko się uśmiechnęła.
 - Wlaśnie widzę – mruknęła pod nosem.
   Ludzie zaczeli zbierać się w kupki i o czymś dyskutować, dzwonić do rodzin lub płakać. Zrobiło się straszne zamieszanie. Nie wiedziałem co się dzieje, wszystko wydarzyło się tak szybko, zdecydowanie za szybko. Dziewczyna obok mnie zaczęła rozmawiać z jakimś mężczyzną w podeszłym wieku, włączyłem się do ich dialogu.
 - Co się dzieje? – spytałem drżącym głosem.
 - Porwali samolot – tyle to już wiedziałem, ale pozwoliłem facetowi kontynuować – Podobno niedawno dwa samoloty uderzyły w wieżowce na Manhattanie, a trzeci jeszcze gdzieś indziej… dzieje się coś bardzo złego..
 - Czyli to raczej nie porwanie dla okupu? – spytała brunetka.
 - Nie to wykluczone – straszy pan pokręcił głową – Prawdo podobnie to zamach samobójczy. Skierują samolot może znów na jakiś wieżowiec albo gdzieś indziej i .. – w jego oku zakręciła się łza.
 - To nie może się tak skończyć! – podniosłem głos.
 - Bądźmy realistami – westchnął mój rozmówca.
 - Ale… - brunetka zająkała się, po chwili po jej policzkach zaczęły lecieć łzy. Odwróciła się  kierunku okienka i wyglądała przez nie pochlipując. Spojrzałem na nią, mi też chciało się strasznie płakać … chwyciłem jej dłoń, dziewczyna uśmiechnęła się smutno, zaniosła się jeszcze głośniejszym płaczem.
 - Nie płacz – powiedziałem łamiącym się głosem. Nagle samolot zaczął gwałtownie opadać, wszyscy zaczęli krzyczeć przerażeni. Brunetka wtuliła się w mój tors zaciskując dłonie na mojej koszulce, objąłem ją ramieniem.  Samolot przechylił się na bok, jednak niedługo potem znów przyjął poprzedni kąt lotu – Będzie dobrze – szepnąłem.
 - Nie będzie – powiedziała równie cicho – Zginiemy – nic już nie powiedziałem, tylko głaskałem ją po plecach. wyciągnąłem telefon z kieszeni i wykręciłem numer. Po kilku sygnałach odebrał Zayn.
 - Już wylądowałeś? Tak szybko? – spytał na wstępie. Przełknąłem głośno ślinę i jak ja mu to powiem?! – Halo? Niall jesteś tam?
 - Jestem – powiedziałem cicho.
 - Co jest? Słyszę, że coś jest nie w porządku…
 - Zayn ,słyszałeś co dzieje się w Nowym Jorku? – przytaknął – Mój samolot jest pod władaniem zamachowców… Zayn ja tego nie przeżyję… - usłyszałem jak gwałtownie wdycha powietrze,
 - Co ty gadasz? Niall! To nie możliwe! – wrzasnął.
 - To wszystko to prawda. Chciałem powiedzieć żegnaj …
 - Ale … - nie wiedział co powiedzieć.
 - Daj mi resztę chłopaków – poprosiłem, po chwili usłyszałem głos Louiego w słuchawce.
 - Niall czemu Zayn zrobił się blady jak ściana? Czyżbyś powiedział mu że zamknięto fabrykę żelu do włosów? – a ten jak zwykle sobie robił jaja, tyle, że mi teraz nie było do śmiechu.
 - Louis zamachowcy przejęli samolot chcę się pożegnać… na pewno nie przeżyję… mają noże i bomby … chcą uderzyć w jakiś budynek… ja zginę … pożegnaj ode mnie resztę … do widzenia…

Drżącymi rękami przycisnąłem czerwoną słuchawkę, teraz nawet ja płakałem. Zauważyłem, że ludzie zaczęli szybkim krokiem iść w kierunku przodu samolotu, jak się okazało chcieli przejąć maszynę. Już miałem zamiar się podnieść, żeby do nich dołączyć, ale ktoś mnie powstrzymał. A mianowicie dziewczyna siedząca a raczej wtulająca się w mój tors.
 - Nie zostawiaj mnie – powiedziała. Spojrzałem jej prosto w oczy, uległem jej wzrokowi, pokiwałem głową, a ta odetchnęła. Znów samolot zaczął zniżać swój lot, kątem oka zaważyłem że ziemia była coraz większa w okienku. Ciągle spadaliśmy. Mocno wtuliłem się w dziewczynę, a ona we mnie, turbulencje były coraz większe … usłyszałem dźwięk rozdzieranego metalu, a potem już tylko ciemność…
Nikomu nie życzę takiej śmierci jak moja, nawet największym wrogom. To co się stało…. to było coś traumatycznego nie tylko dla mnie, ale i dla moich bliskich. Na ziemi nie zostało po mnie ani śladu, siła uderzenia była strasznie duża. Moje życie dobiegło końca, a ja już nigdy się nie dowiem jak miała na imię tajemnicza nieznajoma, u której boku zginąłem … 




-----------------------------------------------------------------------------------
chciłabym tym one shotem odnieść się do tego co stało się jedenaście lat temu... to straszna tragedia... pisząc ten rozdział ciągle myślałam o tych pasażerach którzy chcieli przejąć samolot od zamachowców... jestem pełna podziwu... na prawdę... 
można powiedzieć, że to krótkie opowiadanie jest tak jakby oddaniem im hołdu, a raczej przybliżeniem niektórym jak mogli się czuć ci pasażerowie którzy żegnali się z rodzinami. miałam zamiar opisać jeszcze bardziej ich uczucia, ale chciałam dodać go przed północą i jak najszybciej ponieważ jutro jest szkoła. ten shot to całkowity spontan. po prostu obejrzałam film i coś mnie natchnęło.
może jutro jak bedę miała czas to usiądę i poprawię błędy 
wiem że to nie jest zbyt dobry shot, ale nie mam teraz siły napisać coś lepszego, a tak na marginesie nie wiem kiedy dodam Nialla i Rose ponieważ patrząc na ilość komentarzy pod ostatnim postem, to straciłam całkowicie do tego motywacje ...
pa