- Zayn? – szepnąłem gdzieś w ciemność – Zayn?
– powtórzyłem, jednak wokoło panowała cisza. Rozejrzałem się dookoła lecz było
zbyt ciemno, żeby dostrzec cokolwiek. Zaniepokoiło mnie, to że kiedy się
obudziłem to mulata obok mnie nie było, jeszcze wczoraj siedzieliśmy tutaj i
rozmawialiśmy o jakichś głupotach.
Wszystko aby nie myśleć o tym, że byliśmy w zamknięciu i w każdej chwili
mogła nam się stać krzywda – Zayn! – uniosłem głos, jednak tak jak wcześniej
tak i teraz nikt mi nie odpowiedział. Na pewno mulata tu nie było! Musieli
zabrać go jak spałem. Przestraszyłem się nie na żarty, a co jeśli mu coś
zrobili?! Nie mogłem skupić się na niczym innym ,tylko na tym gdzie może być
Zayn? Co robił? I najważniejsze: czy żyje? Potrząsnąłem głową zastanawiając się
nad ostatnim pytaniem. On musi do cholery żyć!
Nagle usłyszałem dźwięk jakby ktoś schodził
po schodach, po chwili drzwi do schowka się otworzyły, staną w nich Herman.
- Teraz twoja kolej – powiedział i uśmiechnął
się do mnie zadowolony. Cofnąłem się przerażony, czego on znowu ode mnie
chciał? Chwycił mnie za ramię i pociągnął
w kierunku wyjścia z tego małego pomieszczenia, próbowałem się wyrwać
jednak moje wysiłki poszły na marne. Wciągnął mnie do słownie na górę i
skierował do salonu. W którym był tylko
ten mały karzełek, ich przywódca. Nigdzie nie było tamtych pozostałych dwóch z
długimi włosami, może i to dobrze? W końcu dwóch bandziorów mniej, no nie?! Coś
przykuło moją uwagę, a raczej nie coś a ktoś… wstrzymałem oddech przerażony... nie mogłem w to
uwierzyć…
- Zayn! – wrzasnąłem podbiegając do leżącego
na ziemi chłopaka, co dziwne nikt mnie nie powstrzymywał. Ukląkłem przy nim i
zacząłem nim potrząsnąć. Jednak mulat był nieprzytomny, myślałem, że zaraz mi
wyskoczy serce z piersi. Jeszcze nigdy w życiu nie bałem się tak o kogoś!
Dopiero po kilki minutach zauważyłem, że mój ochroniarz krwawił i to dość
obficie – Co wyście mu zrobili? – wysyczałem. Miałem ochotę zabić ich gołymi
rękami.
- Stawiał się wiec dostał kulką w ramię,
jeszcze żyje – rzeczywiście żył, ale w każdej chwili mógł umrzeć i bardzo dobrze to wiedziałem. Zdjąłem swoją
koszulkę i zawiązałem ją na ramieniu chłopaka, żeby powstrzymać krwawienie.
Usłyszałem śmiech Jamesa, odwróciłem się w jego kierunku zdezorientowany. To
nie było śmieszne! - Zamknij RYJ ON SIĘ
MOŻE WYKRWAWIĆ! – wrzasnąłem, a ten idiota zaczął jeszcze głośniej się
rechotać. Miałem ochotę mu przywalić, ale wiedziałem że to tylko pogorszyłoby
sytuację. Nie zwracałem na nich uwagi, tylko potrząsałem mulatem nerwowo, dlaczego
on nie reaguje?!
- Możliwe że podaliśmy mu też środki nasenne
..- dodał Herman uśmiechając się.
- Co?! – wybałuszyłem na nich oczy.
- Nie chciał współpracować, więc trzeba było
go jakoś uspokoić. A skoro on nie by skory wysłuchać naszej propozycji to ty
będziesz musiał to zrobić – mówił James siadając na sofie.
- Co masz na myśli? – spytałem kładąc sobie
głowę Zayna na udach i uderzając go lekko dłonią w policzek. Może dzięki temu się obudzi, pomyślałem. Był
cholernie blady, jak ściana, co mnie przerażało, ale nie dawałem za wygraną i
dalej próbowałem go jakoś ocucić.
- Możesz wybrać – zaczął zakładając jedną nogę
na drugą – twoje życie albo jego… - podniosłem na niego wzrok zszokowany, o co
mu chodziło?! – Jeśli chcesz przeżyć to cię wypuścimy wolno, ale on za to
zapłaci – wskazał na nieprzytomnego mulata – Albo ty zostajesz a go wypuścimy.
Wybieraj: ty albo on.
- Ale… - nie wiedziałem co zrobić. W moich
rękach były teraz nie tylko moje losy ale także i mulata. I co ja mam teraz
zrobić? Boję się śmierci, ale nie pozwolę, żeby ten chłopak za to płacił! Ja
muszę ponieść karę. Już wczoraj
powinienem zginąć, ale pomógł mi on. Tak więc teraz musze uratować go. Dam radę i nie stchórzę. Śmierć
jest dla mnie czymś strasznym, ale prędzej czy później i tak musiało mnie to
spotkać. Zrobię to dla Zayna i Liama. Mojego ochroniarza, którego polubiłem już
pierwszego dnia, pewnie gdybyśmy spotkali się w innych okolicznościach to
zostalibyśmy przyjaciółmi. I dla Li mojego najlepszego przyjaciela, dla którego
życie też było okrutne. Oddam życie za nich, coś co dostałem od Boga oddam
diabłu. A poza tym nie chce mieć mulata na sumieniu do końca życia – Skąd mogę
mieć pewność, że go wypuścicie? – spojrzałem prosto w oczy Jamesa, żeby w razie
czego zauważyć czy kłamie czy nie.
- Nie ufasz mi.. – powiedział głęboko nad
czymś się zastanawiając – Jeśli będziesz chciał, żeby to on przeżył, to Herman
na twoich oczach zamknie go na górze w garderobie. Ile jest do niej kluczy
Niall?
- Jeden, a poza tym te drzwi same się
zatrzaskują , ale od wewnątrz da się je spokojnie otworzyć bez klucza-
przełknąłem głośno ślinę nie wiedząc do czego zmierza.
- To świetnie. Herman zamknie tam Zayna, a do
kieszeni jego spodni wrzuci klucz, tym sposobem nie będziemy mogli dostać się tam
– chyba mówił prawdę – Jak ten chłoptaś się obudzi to wyjdzie sobie stamtąd, a
nas już tu nie będzie . Teraz mi wierzysz? – pokiwałem niepewnie głową – To
świetnie. Więc jaka jest twoja decyzja?
- Zabijcie mnie – wyszeptałem drżącym głosem,
nie musiałem mówić głośniej gdyż i tak usłyszeli moją odpowiedź.
- Jesteś głupi. Zamiast ratować własny tyłek,
to ratujesz kogoś kogo prawie nie znasz – prychnął Herman. Nie zwracałem na
nich uwagę, patrzyłem na spokojną twarz Malika. Był teraz taki bezbronny, nie
zasługiwał na to wszystko co teraz się dzieje. Chciałbym żeby o tym zapomniał,
żeby jak się obudzi to nie wiedział kim jestem ja, Herman i James. Chciałbym
żeby żył i nie martwił się tym co było. Ale to tylko marzenia, prawda?
Pogłaskałem jego policzek koniuszkiem palca, po moim policzku pociekła jedna
łza.
- Nie
bój się, ochronię Cię – powiedziałem cichutko, tak żeby tylko on mnie
usłyszał. Ale czy on wiedział co dzieje się wokół niego? Przecież był
nieprzytomny… teraz byłem pewien, swojej decyzji – Mogę dostać kartkę i
długopis? – spytałem już głośniej.
- Skoro to twoje ostatnie życzenie to tak – po
chwili na kartce było coraz więcej
pochyłych literek i plam po łzach, które skapywały z mich policzków. Złożyłem
kartkę na pół i wsunąłem do swojej kieszeni.
Potem wszystko działo się szybko. Herman
zaniósł mulata do garderoby, dopilnowałem żeby klucz został zatrzaśnięty w
środku, a na sam koniec chciałem się po raz ostatni z nim pożegnać. Wszedłem do
środka, ukląkłem przy nim i wsunąłem do jego bezwładnej ręki wcześniej napisany
przeze mnie list.
- Ty
chroniłeś mnie, więc teraz ja będę chronił ciebie. Będę twoim aniołem stróżem…
Żegnaj… - spojrzałem jeszcze raz na niego po czym zamknąłem za sobą drzwi
do garderoby i poszedłem trzymany brutalnie za ramię przez bysiora do salonu.
- Lepiej zamknij oczy – szepnął mi do ucha
Herman po czym popchnął mnie na ziemię, tak żebym ukląkł, zrobiłem to do czego
byłem zmuszony. Słyszałem bicie mojego serca, przerażenie zawładnęło moim całym
ciałem. Drżałem jak galareta. Nagle usłyszałem jak ktoś załadowuje pistolet,
zacisnąłem powieki jeszcze bardziej. Potem rozległ się huk, poczułem
przeszywający ból w mojej głowie. Bezwładnie upadłem na ziemię…
Oddaję
najcenniejszy dar jaki mógł dostać człowiek … życie …
*oczami Zayna *
O kurwa jak boli, skrzywiłem się łapiąc za
ramię. Podniosłem się z zimnej posadzki, gdzie ja jestem?! To chyba jakaś
garderoba … co ja tutaj robię? Wstałem na równe nogi, dopiero teraz zauważyłem,
że ściskam w ręku kawałek jakiejś kartki. Zdezorientowany rozłożyłem ją i
zacząłem czytać:
Drogi
Zaynie,
Chcę żebyś, żył… nie wybaczył bym sobie jakby ci się coś stało … tak
więc, chciałem się pożegnać. Tak dobrze przeczytałeś. Już mnie nie spotkasz
żywego i zapewne domyślasz się co mam na myśli. Ty pomogłeś mi więc ja tobie.
Pewnie kiedy ty będziesz to czytał, to mnie już nie będzie na tym świecie. Mimo
tego musisz wiedzieć, że zawsze będę przy tobie, zostanę twoim aniołem stróżem
i nie pozwolę, żeby kiedykolwiek coś złego cię spotkało. Wiedz, że jestem
gdzieś w pobliżu.
Niall
Nie to nie mogła być prawda! On żyje! To tylko
jakiś głupi żart!
Wstałem na równe nogi i pociągnąłem za
klamkę, ku mojemu zdziwieniu drzwi były otwarte. Wybiegłem na korytarz i
zbiegłem po schodach. Rozejrzałem się dookoła
niespokojnie, gdzie są te bandziory?! Jest zdecydowanie za cicho … szybkim
krokiem oddałem się do salonu, to co zobaczyłem… o mój boże! Podbiegłem do blond chłopaka leżącego na
ziemi.
- Niall! – zacząłem nim potrząsać – Proszę obudź
się! To nie jest śmieszne! – szturchałem go jeszcze mocniej lecz nie reagował. W
końcu zwolniłem ruchy, powoli to do mnie docierało , on nie żył… chwyciłem jego
bezwładne ciało i przytuliłem do piersi. drżącymi rękami głaskałem go po
zakrwawionej głowie, na czole miał ogromną ranę po kuli. Zacząłem płakać, nie
potrafiłem powstrzymać łez. – Mój mały Niall – szepnąłem. Dalej nie
mogłem w to wszystko uwierzyć. Patrzyłem na jego spokojną twarz, w końcu już nie musi bać się o swoje życie,
teraz jest w niebie i na sto procent tam jest mu o wiele lepiej. W liście
napisał, że zawsze będzie blisko mnie, czy to możliwe? Czy to naprawdę jest
możliwe, żeby był gdzieś tutaj? Rozejrzałem się w po pomieszczeniu jakby z
nadzieją, że zaraz go zobaczę, jego szeroki uśmiech. Jednak nic takiego nie
miało miejsca. Pokręciłem głową zastanawiając się nad własną głupotą. To nie
jest możliwe… on jest daleko stąd! A może jednak …? – Daj mi jakiś znak, że tu
jesteś – szepnąłem, przez chwilę czkałem na cokolwiek, po kilku minutach
straciłem nadzieję… nagle poczułem jakby ktoś kładł mi rękę na ramieniu,
odwróciłem się zdezorientowany, jednak za mną nikt nie stał – A jednak –
uśmiechnąłem się patrząc za siebie.
On tu jest.
jest mi bardzo smutno, gdyż pod rozdziałem o Niallu i Rose jest tylko 3 kom. pamiętam jak pod moimi notkami było powyżej 20 kom. dlaczego to się zmieniło? czyżby coraz mniej osób to czytało? może ogóle nie ma sensu prowadzić tego bloga dalej ... ;(
przypominam o podawaniu mi linków do waszych opowiadań, więcej na ten temat znajdziecie w poprzednich postach!
~Love u.