sobota, 8 września 2012

Short story: Rozdział 4: Panicznie się boję ...


 - Zayn? – szepnąłem gdzieś w ciemność – Zayn? – powtórzyłem, jednak wokoło panowała cisza. Rozejrzałem się dookoła lecz było zbyt ciemno, żeby dostrzec cokolwiek. Zaniepokoiło mnie, to że kiedy się obudziłem to mulata obok mnie nie było, jeszcze wczoraj siedzieliśmy tutaj i rozmawialiśmy o jakichś głupotach.  Wszystko aby nie myśleć o tym, że byliśmy w zamknięciu i w każdej chwili mogła nam się stać krzywda – Zayn! – uniosłem głos, jednak tak jak wcześniej tak i teraz nikt mi nie odpowiedział. Na pewno mulata tu nie było! Musieli zabrać go jak spałem. Przestraszyłem się nie na żarty, a co jeśli mu coś zrobili?! Nie mogłem skupić się na niczym innym ,tylko na tym gdzie może być Zayn? Co robił? I najważniejsze: czy żyje? Potrząsnąłem głową zastanawiając się nad ostatnim pytaniem. On musi do cholery żyć!
    Nagle usłyszałem dźwięk jakby ktoś schodził po schodach, po chwili drzwi do schowka się otworzyły, staną w nich Herman.
 - Teraz twoja kolej – powiedział i uśmiechnął się do mnie zadowolony. Cofnąłem się przerażony, czego on znowu ode mnie chciał? Chwycił mnie za ramię i pociągnął  w kierunku wyjścia z tego małego pomieszczenia, próbowałem się wyrwać jednak moje wysiłki poszły na marne. Wciągnął mnie do słownie na górę i skierował  do salonu. W którym był tylko ten mały karzełek, ich przywódca. Nigdzie nie było tamtych pozostałych dwóch z długimi włosami, może i to dobrze? W końcu dwóch bandziorów mniej, no nie?! Coś przykuło moją uwagę, a raczej nie coś a ktoś… wstrzymałem  oddech przerażony... nie mogłem w to uwierzyć…
 - Zayn! – wrzasnąłem podbiegając do leżącego na ziemi chłopaka, co dziwne nikt mnie nie powstrzymywał. Ukląkłem przy nim i zacząłem nim potrząsnąć. Jednak mulat był nieprzytomny, myślałem, że zaraz mi wyskoczy serce z piersi. Jeszcze nigdy w życiu nie bałem się tak o kogoś! Dopiero po kilki minutach zauważyłem, że mój ochroniarz krwawił i to dość obficie – Co wyście mu zrobili? – wysyczałem. Miałem ochotę zabić ich gołymi rękami. 
 - Stawiał się wiec dostał kulką w ramię, jeszcze żyje – rzeczywiście żył, ale w każdej chwili mógł umrzeć  i bardzo dobrze to wiedziałem. Zdjąłem swoją koszulkę i zawiązałem ją na ramieniu chłopaka, żeby powstrzymać krwawienie. Usłyszałem śmiech Jamesa, odwróciłem się w jego kierunku zdezorientowany. To nie było śmieszne!  - Zamknij RYJ ON SIĘ MOŻE WYKRWAWIĆ! – wrzasnąłem, a ten idiota zaczął jeszcze głośniej się rechotać. Miałem ochotę mu przywalić, ale wiedziałem że to tylko pogorszyłoby sytuację. Nie zwracałem na nich uwagi, tylko potrząsałem mulatem nerwowo, dlaczego on nie reaguje?!
 - Możliwe że podaliśmy mu też środki nasenne ..- dodał Herman uśmiechając się.
 - Co?! – wybałuszyłem na nich oczy.
 - Nie chciał współpracować, więc trzeba było go jakoś uspokoić. A skoro on nie by skory wysłuchać naszej propozycji to ty będziesz musiał to zrobić – mówił James siadając na sofie.
 - Co masz na myśli? – spytałem kładąc sobie głowę Zayna na udach i uderzając go lekko dłonią w policzek. Może  dzięki temu się obudzi, pomyślałem. Był cholernie blady, jak ściana, co mnie przerażało, ale nie dawałem za wygraną i dalej próbowałem go jakoś ocucić.
 - Możesz wybrać – zaczął zakładając jedną nogę na drugą – twoje życie albo jego… - podniosłem na niego wzrok zszokowany, o co mu chodziło?! – Jeśli chcesz przeżyć to cię wypuścimy wolno, ale on za to zapłaci – wskazał na nieprzytomnego mulata – Albo ty zostajesz a go wypuścimy. Wybieraj: ty albo on.
 - Ale… - nie wiedziałem co zrobić. W moich rękach były teraz nie tylko moje losy ale także i mulata. I co ja mam teraz zrobić? Boję się śmierci, ale nie pozwolę, żeby ten chłopak za to płacił! Ja muszę ponieść  karę. Już wczoraj powinienem zginąć, ale pomógł mi on. Tak więc teraz  musze uratować go. Dam radę i nie stchórzę. Śmierć jest dla mnie czymś strasznym, ale prędzej czy później i tak musiało mnie to spotkać. Zrobię to dla Zayna i Liama. Mojego ochroniarza, którego polubiłem już pierwszego dnia, pewnie gdybyśmy spotkali się w innych okolicznościach to zostalibyśmy przyjaciółmi. I dla Li mojego najlepszego przyjaciela, dla którego życie też było okrutne. Oddam życie za nich, coś co dostałem od Boga oddam diabłu. A poza tym nie chce mieć mulata na sumieniu do końca życia – Skąd mogę mieć pewność, że go wypuścicie? – spojrzałem prosto w oczy Jamesa, żeby w razie czego zauważyć czy kłamie czy nie.
 - Nie ufasz mi.. – powiedział głęboko nad czymś się zastanawiając – Jeśli będziesz chciał, żeby to on przeżył, to Herman na twoich oczach zamknie go na górze w garderobie. Ile jest do niej kluczy Niall?
 - Jeden, a poza tym te drzwi same się zatrzaskują , ale od wewnątrz da się je spokojnie otworzyć bez klucza- przełknąłem głośno ślinę nie wiedząc do czego zmierza.
 - To świetnie. Herman zamknie tam Zayna, a do kieszeni jego spodni wrzuci klucz, tym sposobem nie będziemy mogli dostać się tam – chyba mówił prawdę – Jak ten chłoptaś się obudzi to wyjdzie sobie stamtąd, a nas już tu nie będzie . Teraz mi wierzysz? – pokiwałem niepewnie głową – To świetnie. Więc jaka jest twoja decyzja?
 - Zabijcie mnie – wyszeptałem drżącym głosem, nie musiałem mówić głośniej gdyż i tak usłyszeli moją odpowiedź.
 - Jesteś głupi. Zamiast ratować własny tyłek, to ratujesz kogoś kogo prawie nie znasz – prychnął Herman. Nie zwracałem na nich uwagę, patrzyłem na spokojną twarz Malika. Był teraz taki bezbronny, nie zasługiwał na to wszystko co teraz się dzieje. Chciałbym żeby o tym zapomniał, żeby jak się obudzi to nie wiedział kim jestem ja, Herman i James. Chciałbym żeby żył i nie martwił się tym co było. Ale to tylko marzenia, prawda? Pogłaskałem jego policzek koniuszkiem palca, po moim policzku pociekła jedna łza.
 - Nie bój się, ochronię Cię – powiedziałem cichutko, tak żeby tylko on mnie usłyszał. Ale czy on wiedział co dzieje się wokół niego? Przecież był nieprzytomny… teraz byłem pewien, swojej decyzji – Mogę dostać kartkę i długopis? – spytałem już głośniej.
 - Skoro to twoje ostatnie życzenie to tak – po chwili  na kartce było coraz więcej pochyłych literek i plam po łzach, które skapywały z mich policzków. Złożyłem kartkę na pół i wsunąłem do swojej kieszeni.
    Potem wszystko działo się szybko. Herman zaniósł mulata do garderoby, dopilnowałem żeby klucz został zatrzaśnięty w środku, a na sam koniec chciałem się po raz ostatni z nim pożegnać. Wszedłem do środka, ukląkłem przy nim i wsunąłem do jego bezwładnej ręki wcześniej napisany przeze mnie list.
 - Ty chroniłeś mnie, więc teraz ja będę chronił ciebie. Będę twoim aniołem stróżem… Żegnaj… - spojrzałem jeszcze raz na niego po czym zamknąłem za sobą drzwi do garderoby i poszedłem trzymany brutalnie za ramię przez bysiora do salonu.
 - Lepiej zamknij oczy – szepnął mi do ucha Herman po czym popchnął mnie na ziemię, tak żebym ukląkł, zrobiłem to do czego byłem zmuszony. Słyszałem bicie mojego serca, przerażenie zawładnęło moim całym ciałem. Drżałem jak galareta. Nagle usłyszałem jak ktoś załadowuje pistolet, zacisnąłem powieki jeszcze bardziej. Potem rozległ się huk, poczułem przeszywający ból w mojej głowie. Bezwładnie upadłem na ziemię…
  Oddaję najcenniejszy dar jaki mógł dostać człowiek … życie …

*oczami Zayna *
 O kurwa jak boli, skrzywiłem się łapiąc za ramię. Podniosłem się z zimnej posadzki, gdzie ja jestem?! To chyba jakaś garderoba … co ja tutaj robię? Wstałem na równe nogi, dopiero teraz zauważyłem, że ściskam w ręku kawałek jakiejś kartki. Zdezorientowany rozłożyłem ją i zacząłem czytać:

   Drogi Zaynie,
Chcę żebyś, żył… nie wybaczył bym sobie jakby ci się coś stało … tak więc, chciałem się pożegnać. Tak dobrze przeczytałeś. Już mnie nie spotkasz żywego i zapewne domyślasz się co mam na myśli. Ty pomogłeś mi więc ja tobie. Pewnie kiedy ty będziesz to czytał, to mnie już nie będzie na tym świecie. Mimo tego musisz wiedzieć, że zawsze będę przy tobie, zostanę twoim aniołem stróżem i nie pozwolę, żeby kiedykolwiek coś złego cię spotkało. Wiedz, że jestem gdzieś w pobliżu.
Niall

   Nie to nie mogła być prawda! On żyje! To tylko jakiś głupi żart!
   Wstałem na równe nogi i pociągnąłem za klamkę, ku mojemu zdziwieniu drzwi były otwarte. Wybiegłem na korytarz i zbiegłem po schodach. Rozejrzałem się  dookoła niespokojnie, gdzie są te bandziory?! Jest zdecydowanie za cicho … szybkim krokiem oddałem się do salonu, to co zobaczyłem… o mój boże!  Podbiegłem do blond chłopaka leżącego na ziemi.
 - Niall! – zacząłem nim potrząsać – Proszę obudź się! To nie jest śmieszne! – szturchałem go jeszcze mocniej lecz nie reagował. W końcu zwolniłem ruchy, powoli to do mnie docierało , on nie żył… chwyciłem jego bezwładne ciało i przytuliłem do piersi. drżącymi rękami głaskałem go po zakrwawionej głowie, na czole miał ogromną ranę po kuli. Zacząłem płakać, nie potrafiłem powstrzymać łez.  – Mój mały Niall – szepnąłem. Dalej nie mogłem w to wszystko uwierzyć. Patrzyłem na jego spokojną twarz,  w końcu już nie musi bać się o swoje życie, teraz jest w niebie i na sto procent tam jest mu o wiele lepiej. W liście napisał, że zawsze będzie blisko mnie, czy to możliwe? Czy to naprawdę jest możliwe, żeby był gdzieś tutaj? Rozejrzałem się w po pomieszczeniu jakby z nadzieją, że zaraz go zobaczę, jego szeroki uśmiech. Jednak nic takiego nie miało miejsca. Pokręciłem głową zastanawiając się nad własną głupotą. To nie jest możliwe… on jest daleko stąd! A może jednak …? – Daj mi jakiś znak, że tu jesteś – szepnąłem, przez chwilę czkałem na cokolwiek, po kilku minutach straciłem nadzieję… nagle poczułem jakby ktoś kładł mi rękę na ramieniu, odwróciłem się zdezorientowany, jednak za mną nikt nie stał – A jednak – uśmiechnąłem się patrząc za siebie.
On tu jest.



__________________________________________________________
i co sądzicie o całym opowiadaniu? ;)

jest mi bardzo smutno, gdyż pod rozdziałem o Niallu i  Rose jest tylko 3 kom. pamiętam jak pod moimi notkami było powyżej 20 kom.  dlaczego to się zmieniło? czyżby coraz mniej osób to czytało? może ogóle nie ma sensu prowadzić tego bloga dalej ... ;(

przypominam o podawaniu mi linków do waszych opowiadań, więcej na ten temat znajdziecie w poprzednich postach!
~Love u.

środa, 5 września 2012

Rozdział 27


 - co – co się stało? – otworzyłem oczy zdezorientowany, strasznie bolała mnie głowa, przeraźliwy ból przeszywał moją czaszkę.
 - Zasłabłeś – powiedziała Rose głaszcząc mnie po włosach, dopiero teraz zauważyłem że w pokoju byli wszyscy chłopcy i Rose, Kate i Vicki?! Siedziała w koncie mojej sypialni na fotelu tuż obok Hazzy, dziewczyna co raz posyłała mu uśmieszki, jednak chłopak niczego nie zauważał.
 - Zmartwiłeś nas – Liam uśmiechnął się lekko, był blady – Mieliśmy już cię wieźć do szpitala – wyraźnie odetchnął z ulgą widząc, że mam się już lepiej.
 - Już dobrze – podniosłem się do pozycji siedzącej na moim łóżku co nie było łatwe, gdyż byłem strasznie słaby. Chwyciłem się za tył głowy i syknąłem z bólu, koniuszkami palców wymacałem guza dość sporego. Popatrzyłem pytająco na zgromadzonych wokół mnie, teraz już tylko moja siostrzenica trzymała się z boku.
 - Upadłeś i uderzyłeś się w głowę – wytłumaczyła przyjaciółka Rose, dopiero teraz przypomniałem sobie dokładnie wszystko co stało się wcześniej. Ukradkiem zlustrowałem Vicki, która posłała mi pogardliwe spojrzenie, a potem odwróciła wzrok. Po jej minie było widać, że mnie nienawidziła, a może tylko mi się zdaje? Nie chyba raczej nie – Co wywołało u ciebie to złe samopoczucie? – spytała Kate.
 - Nie wiem – skłamałem co raz zerkając na zniecierpliwioną czternastolatkę, nie chciałem mówić im w takim momencie, że pod naszym dachem są narkotyki i to moja siostrzenica je przyniosła. A co jeśli im się to nie spodoba i będą kazali jej się wynosić? Co by się z nią wtedy stało?! przecież nie mogła by się szwendać po Londynie, a jej dom jest bardzo daleko stąd, a poza tym nie miałby się kto nią zająć. Podobno z ciotką jest coraz gorzej… jak na razie tylko ja mogę pomóc Vicki. Bo jak nie to przecież mogłaby trafić do domu dziecka! … Niall chyba trochę przeginasz! To są twoi przyjaciele i na pewno nie wywalili by członka twojej rodziny. Ale i tak im nie będę nic mówił, przynajmniej teraz…
 - Bałem się o ciebie! – Louis usiał obok mnie i mocno przytulił – Więcej mnie Nialluś nie stresuj! – skrzywiłem się bo Lou o mało co mnie nie zmiażdżył.
 - Tomo zostaw Nialla, on musi teraz odpoczywać! – posłałem tatusiowi wdzięczny uśmiech, a ten chwycił pasiastego za ramię i ściągnął ze mnie. Odetchnąłem z ulgą.
 - Na serio nie wiesz dlaczego? – dalej dopytywała Kate, trochę się zmieszałem, bo ciężko było mi okłamywać przyjaciół. Lecz tylko wzruszyłem ramionami i westchnąłem ciężko, dziewczyna stwierdziła że nie będzie mnie już więcej męczyć.
 - Mogę już iść?! –krzyknęła moja siostrzenica przewracając oczami, podniosła się z fotelu  w kącie pomieszczenia.
 - Nie! – podniósł głos Zayn, który jak dotąd w ogóle się nie odzywał – Bo znowu będziesz próbowała wyjść bez naszej zgody z domu, a ja nie mam zamiaru jeździć po jakichś ruderach i cię szukać – powiedział już trochę spokojniej.
 - Świetnie – rzuciła sarkastycznie i z powrotem usiadła na fotelu, zaczęła kląć pod nosem.
 - Co się dzieje?  co to było? Jakie rudery? Kurde co mnie ominęło?! - Spojrzałem na mulata oczekując, że mi zaraz wszystko wytłumaczy, jednak on nie był do tego skory.
 - Nie ważne Niall, chodźcie wszyscy bo on musi odpocząć – wskazał na mnie, rzeczywiście byłem strasznie zmęczony. Wszyscy posłusznie wyszli, na końcu była Rose która dała mi całusa w czoło i uśmiechnęła się do mnie tak jak lubiłem.
 - Nie stresuj mnie tak już nigdy – pogroziła mi palcem i się zaśmiała.
 - Już nie będę  - wysłałem jej buziaka kiedy wychodziła z sypialni zamykając za sobą drzwi.
  W końcu zostałem sam, chciałem jeszcze choć na chwilkę zasnąć i zapomnieć o tym co się teraz działo. Ale nie mogłem… ciągle zastanawiałem się co miał na myśli Zayn mówiąc, że nie będzie szukał Vicki w jakichś ruderach? Ja przepraszam w czym?! Czyżby ona na dodatek jeszcze zamiast w domu ,siedziała nie wiadomo gdzie? No kurde coraz bardziej się o nią boję. Z jednaj strony chciałbym, żeby ciotka ją zabrała stąd jak najszybciej, a z drugiej chciałbym jej pomóc, chciałbym żeby z powrotem była tą grzeczną dziewczynką jaką była kiedyś. Już sam nie wiedziałem co mam robić. Ale wiecie co? Przez tą całą sytuację z Vicki zapomniałem o tym co jest dla mnie najważniejsze! A mianowicie chodzi mi o Rose, nawet nie wyprawiłem jej urodzin które były kilka dni temu, po prostu zabrałem ją na spacer, dałem prezent i tyle. Tylko tyle. Czułem się z tym bardzo źle. Zaniedbywałem swoją dziewczynę… musze to jakoś naprawić.
   Zwlekłem się z łóżka, przebrałem w coś ładnego, poprawiłem lekko oklapłe włosy i wymaszerowałem z pokoju.  Postanowiłem nie zwracać uwagi na to, że jeszcze trochę bolała mnie głowa, miałem go głęboko gdzieś. Zdecydowałem, że ten wieczór będzie wyjątkowy, tylko ja i Rose, żadnych zmartwień, żadnego myślenia o mojej siostrzenicy. Wykonałem kilka telefonów i zbiegłem na dół po schodach. Wszyscy siedzieli w salonie na kanapie i oglądali jakiś serial, chyba komediowy bo Louis pękał ze śmiechu, reszta siedziała cicho i patrzyła na niego jak na idiotę. Dobra nie będę wnikał.
 - Rose … - dziewczyna spojrzała na mnie wyczekująco – Chodźmy gdzieś – uśmiechnąłem się przebiegle.
 - Ale gdzie? – spytała zdezorientowana.
 - Zobaczysz – podszedłem do niej i pociągnąłem za rękę, posłusznie wyszła ze mną z dużego pokoju – Zajmijcie się Vicki! – krzyknąłem do chłopaków i po chwili już otwierałem drzwi do samochodu od strony pasażera, żeby mogła wejść moja dziewczyna. wyszczerzyłem się zadowolony, że nie musiałem wyciągać jej z domu siłą, a ta trzepnęła mnie w ramię i pokręciła głową.
 - Czasami mnie przerażasz – skitowała i weszła do auta.

*oczami Louisa*
 - Zajmijcie się Vicki! – krzyknął Niall wychodząc gdzieś z Rose. Swoją drogą ciekawe na co tym razem wpadł ten blondynek. Jeszcze niedawno zasłabł, a teraz już był pełen energii i nowych pomysłów. Popatrzyłem na chłopaków, wiedziałem co się zaraz stanie.
 - Nie ja!!! – krzyknęliśmy wszyscy równocześnie, po chwili zaczęliśmy się śmiać. Jak widać nikt z nas nie miał ochoty pełnić roli niańki, z tak w ogóle to ta dziewczyna mnie przerażała i  pewnie nie tylko mnie.
 - Na serio chłopaki który zajmuje się Vicki? – spytał Liam lustrując każdego z nas po kolei wzrokiem.
 - Ja  jestem umówiony  - Zayn się wyszczerzył.
 - kto jest tą szczęściarą? – spytałem poruszając zabawnie brwiami.
 - Pamiętacie tą dziewczynę co udawała naszą fankę, żeby zdobyć pieniądze na leczenie swojego synka? – pokiwaliśmy głowami, tego się przecież nie da zapomnieć – Z nią, a raczej idę z nią i jej synkiem do wesołego miasteczka, bo nie mogła znaleźć opiekunki.
 - Słodko – podsumowała Kate, która siedziała na kolanach Li.
 - Dobra to lecę, bo nie chcę się spóźnić – mulat zgarnął ze stołu portfel, zajrzał do środka,  żeby sprawdzić jego zawartość – Ej…. – zmarszczył brwi – Jeszcze wczoraj było tu 200 funtów – popatrzył na nas przenikliwym spojrzeniem. Lou tylko nie zacznij się śmiać, nie zacznij się śmiać – Który mi sprzątną kasę? – podsuną  pusty portfel pod mój nos – Wyskakuj z papierków Louie – niechętnie wyciągnąłem z kieszeni 50 funtów i mu oddałem.
 - Więcej nie mam – powiedziałem, pokiwał głową i podszedł do Harrego, tak jak mi mu też podstawił  portfel pod nos.
 - J a ci nic nie zabrałem – skłamał Loczek, może i mulat by mu uwierzył gdyby ten nie zaczął się śmiać.
- Hazz dawaj! – Styles oddał mu 50 funtów tak jak ja wcześniej – Liam! – Zayn spojrzał na tatusia, ten bez zastanowienia wyjął z kieszeni banknot 50 funtowy i wręczył go mulatowi.
 - Brakuje jeszcze 50 – zamyślił się Malik – Niall – szepnął  - Dobra nie ważne… a gdzie moje papierosy?! Jeszcze dzisiaj rano leżały obok portfela…- zamyślił się – Dobra trudno kupię nowe, a z wami porozmawiam sobie później o zabieraniu cudzych pieniędzy! – posłał nam karcące spojrzenie i opuścił pokój.
 - To nauczka za to, że nie zostawia się portfela na widoku! – krzyknąłem za nim, chłopak wyszedł z domu trzaskając drzwiami, pewnie przez nas spóźni się na randkę. A to peszek.
 - Ja idę z Kate – wrzasnął Li chwytając dziewczynę za rękę i wychodząc. po chwili w salonie zostałem tylko ja i Harry, tamtych dwóch się wymigało, czyli teraz kolej na mnie, już chciałem coś powiedzieć lecz strasznie zdziwiło mnie zachowanie Loczka. Wstał z kanapy i sprintem pobiegł do drzwi frontowych głośno się śmiejąc.
 - Powodzenia Lou! – wrzasną i trzasną drzwiami, po chwili usłyszałem jak odpala samochód.
 - Cholera – przekląłem pod nosem, to było niesprawiedliwe! Oni sobie będą spędzać cudownie ze sobą czas, a ja będę siedział tu jako niańka dla nastolatki. Ta dziewczyna była strasznie dziwna, to zupełna odwrotność moich sióstr. Była taka chamska i w ogóle. Vicki nie miała szacunku dla strasznych, a szczególnie dla nas. Zero dobrego wychowania. Ciekawe dlaczego się tak zachowuje…
   Dalej zastanawiając się nad zachowaniem siostrzenicy Nialla poszedłem zrobić sobie herbatkę. Tak jakoś miałem straszną ochotę na owocową. Nastawiłem wodę, naszykowałem szklankę, po chwili wyjąłem z szafki drugą. Może zrobię też jedną dla Vicki, porozmawiamy przy herbatce… może znajdziemy wspólny język? Trzeba spróbować. W końcu woda się zagotowała, wrzuciłem do szklanek dwie torebeczki herbaty, po czym je zalałem. Ustawiłem wszystko na tacce, znalazłem na dnie jednej z szafek jakieś ciastka na których była karteczka: Trzymaj się z daleka od moich ciasteczek bo zabiję! Od razu domyśliłem się, że to smakołyki Nialla, tylko on groził śmiercią jeśli chodzi o jedzenie, a w szczególności słodycze. Zdjąłem karteczkę i wyrzuciłem ją  do kosza. Kręcąc z politowaniem głową, czy on na serio myśli, że głupia karteczka mnie powstrzyma przed zjedzeniem ich? Jeśli tak , to się grubo myli. Położyłem je obok herbatek na zielonej tacce i ruszyłem w kierunku schodów. Ostrożnie Lou nie wywal się bo będzie źle! Uff…. Jestem na górze. Zapukałem do pokoju dziewczyny jednak nikt się nie odzywał. Uchyliłem drzwi i zajrzałem do środka, ani śladu czternastolatki. Wszedłem niepewnie i odłożyłem tackę na biurko, rozejrzałem się dookoła. Wszystko było na swoim miejscu i tak dalej.
 - Vicki! – krzyknąłem jednak w pomieszczeniu dalej panowała cisza – To nie jest śmieszne! – troszeczkę się przestraszyłem, no gdzie ona jest?! Zajrzałem do łazienki, pusto, skierowałem się do garderoby. Wszedłem do małego pomieszczenia gdzie po bokach na półkach były poukładane przeważnie czarne ubrania. Coś przykuło moją uwagę, a chodzi mi o pudełko papierosów leżących na podłodze. Podszedłem bliżej i schyliłem się żeby je podnieść.  Dokładnie takie same zawsze palił Zayn…. Dziwne…
     Nagle usłyszałem jak ktoś zatrzaskuje drzwi od garderoby, odwróciłem się na pięcie. Tak jak myślałem tajemniczy osobnik  zamknął mnie w tym przeklętym małym pomieszczeniu. Podbiegłem do drzwi i zacząłem w nie walić pięściami.
 - Kimkolwiek jesteś otwórz ! – krzyczałem i błagałem o pomoc lecz nic takiego nie nastąpiło. W pewnym momencie usłyszałem jak ktoś śmieje się po drugiej stronie , od razu rozpoznałem do kogo należy ten śmiech.
 - Vicki to nie jest śmieszne! – dalej waliłem z całej siły w drzwi.
 - Hah. Żegnaj Louis! – powiedziała, a potem zapanowała kompletna cisza.  Usiadłem na zimnej posadzce, Louis skup się! Myśl! Jesteś zamknięty w garderobie, ale to nie koniec świata! znajdziesz jakieś wyjście!  Jednak nic nie przychodziło mi do głowy, żaden pomysł. No to sobie będę musiał tu posiedzieć, aż któryś z chłopaków wróci do domu. Po prostu super… czujecie ten sarkazm prawda?
   Kątem oka zauważyłem, że przez szparę pod drzwiami do pomieszczenia wlatuje dym, zamrugałem powiekami zdziwiony, jednak to nie był wymysł mojej wyobraźni. Przestraszyłem się, zerwałem się z posadzki i znów zacząłem walić w dębowe drzwi, do moich nozdrzy doleciał smród dymu….
 - Vicki co ty tam robisz? – żadnej odpowiedzi, przeraziłem się nie na żarty, waliłem jeszcze mocniej pięściami w drewnianą powierzchnię, zero reakcji.  Próbowałem wywarzyć drzwi, ale byłem za słaby, szlak. Po jakimś czasie zacząłem czuć swąd spalenizny…
Dymu było coraz więcej….
Smród był nie do wytrzymania….
A temperatura wzrastała….


_____________________________________________
 pierwsza rzecz: ZAJRZYJCIE DO WCZEŚNIEJSZEGO POSTA, TO MOŻE WAS ZACIEKAWIĆ ;)

druga rzecz: ostatnio miałam 300 wejść jednego dnia na bloga, niby fajnie i wogóle, ale jest ok. 8 kom. pod rozdziałami!  na tak dużo wejść tylko tyle??? proszę komentujcie moje wypociny bo to mnie jeszcze bardziej motywuje do dalszego pisania! 

trzecia rzecz: i jak podoba wam się rozdział? jak myślicie co stanie się z Lou? i co zrobi Vicki? czekam na odpowiedzi ;)

Hej!

Watz up? hah. hej to ja Laura ;) na razie jeszcze baz rozdziału ale obiecuję, że pojawi się za kilka godzin ;] ale mam inną sprawe, a mianowicie:
Chciałbym żebyście w komentarzach pod tym blogiem podały mi linki swoich blogów z opowiadaniami albo waszych ulubionych które czytacie ;) przeczytam je i wybiorę cztery Bromance i cztery opowiadania członek 1D+dziewczyna ;) okey? osiem najlepszych blogów będzie podanych widocznym miejscu na moim blogu  ;D CZEKAM NA LINKI!!!