piątek, 19 października 2012

Rozdział 30


    Wybiegłem ze szpitala dysząc ze zmęczenia, jak ten Zayn szybko chodzi, rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu mulata jednak było już ciemno, więc mało co widziałem. Jeszcze raz omiotłem wzrokiem okolicę, nagle zauważyłem jak jakaś postać w czarnej bluzie idzie w górę ulicy, od razu rozpoznałem przyjaciela. Pobiegłem za nim, starałem się nie narobić zbyt wiele hałasu, w sumie nie wiem dlaczego, ale nie chciałem żeby Malik mnie zauważył. Pewnie gdyby tak się stało chłopak od razu by mnie zawrócił do szpitala gdzie była reszta ekipy. Założyłem kaptur na głowę i schowałem ręce w kieszenie, starałem się utrzymać między nami niezbyt dużą odległość około 15 metrów.
  Nagle chłopak skręcił w jakąś ciemną uliczkę, troszeczkę zdziwiony poszedłem w jego ślady. Było tam jeszcze ciemniej niż na głównej drodze, gdzieś w głębi duszy trochę się bałem, ale teraz to nie było ważne. Mulat znów skręcił w jakąś alejkę, była węższa od poprzedniej, a przy jej bokach poustawiane były kontenery na śmieci. Swąd śmieci był okropny, dlatego też wyjąłem jedną rękę z kieszeni i zatkałem nos. Chłopak zatrzymał się i rozejrzał dookoła, pośpiesznie schowałem się za jednym ze śmietników. Oby mnie nie widział… uff… na szczęście tylko wzruszył  ramionami i ruszył dalej. Poszedłem za nim, mój przyjaciel skręcił w dość wąską dróżkę która była ślepą uliczką, a na jej końcu dostrzegłem zarys drzwi. Obserwowałem go z ukrycia, dziwnie czułem się śledząc go, no ale musiałem, bo od pewnego czasu zachowywał się dość dziwnie.
 Zayn jeszcze raz się rozejrzał po czym otworzył drzwi i wszedł do środka jakiegoś starego budynku, szczerze mówiąc nie wiem czy to był kiedyś budynek mieszkalny czy może jakiś magazyn. Ale wiem jedno: był dość stary. Gdy masywne drzwi się za nim zatrzasnęły, wyszedłem z ukrycia i pobiegłem w kierunku wejścia w którym przed chwilą znikną Malik. Położyłem dłoń na klamce, zawahałem się, co jest tam w środku? Co tam zobaczę? Do moich uszu dobiegła stłumiona muzyka, właśnie ze środka tego tajemniczego budynku. Czyżby to był jakiś nielegalny klub albo coś w tym stylu?  Wstrzymałem oddech i pociągnąłem za uchwyt. Drzwi były ciężkie, więc żeby je otworzyć musiałem się nieźle wysilić. Po chwili byłem już w środku. Znajdowałem się w wąskim korytarzyku, na którego końcu były schody prowadzące w dół. Zauważyłem jakieś kolorowe światła pochodzące właśnie stamtąd. Niepewnie szedłem w głąb korytarza, muzyka była coraz głośniejsza, a do moich uszu co raz dobiegały różne krzyki i śmiechy. To musiał być jakiś klub! Ale po co mulat tu przyszedł? Dotarłem do schodów, które były dość kręte i zacząłem schodzić w dół. Po kilkunastu stopniach w końcu dotarłem, jak przypuszczałem, do tajnego i zapewne nielegalnego klubu. Pomieszczenie było spore, po bokach były poustawiane stoliki, każdy był zajęty. Natomiast na środku tańczyło wiele osób, chyba to było strasznie popularne miejsce. Nie wiedząc co zrobić podrapałem się po czole. Rozglądałem się dookoła szukając mulata, jednak jakby zapadł się pod ziemię.
  - Szukasz czegoś? – dobiegł mnie głos blondwłosej piękności. Przyglądała mi się badawczo czekając na odpowiedź.
 - Właściwie to szukam przyjaciela – starałem się brzmieć pewnie, lecz mi się to nie udawało, nigdy nie byłem w takim miejscu jak to! Od razu da się wyczuć smród papierosów, jakichś skrętów i aż się bać czego jeszcze.
 - Przyjaciela mówisz… - zamyśliła się – A może dasz sobie spokój z tym twoim kumplem i zatańczysz? – chwyciła moją rękę uśmiechając się szeroko.
 - Przepraszam ale nie – po jej minie od razu zauważyłem, że była niezadowolona z mojej odpowiedzi – Ale może znacz Zayna Malika? – skoro mam być szczery to wątpiłem, że ta dziewczyna mogłaby mi pomóc, no ale zawsze trzeba spróbować.
 - Znam – jej odpowiedź całkowicie mnie zaskoczyła – Kiedyś był tu częstym bywalcem, ale teraz rzadko się pojawia, ostatnio był tu dwa albo trzy dni temu… - zamrugałem kilka razy zdziwiony. Po co do cholery mój przyjaciel chodził w takie miejsca jak to?! Dlaczego ja nie mam o tym pojęcia?! – A teraz jest tam – zdezorientowany spojrzałem we wskazanym przez nią kierunku, rzeczywiście chłopak stał pod ścianą i rozglądał się tajemniczo po zebranych balowiczach w klubie.  Kiwnąłem jej w podziękowaniu po czym ostrożnie skierowałem się w stroną gdzie przed chwilą stał Malik. Gdzie on do cholery znowu polazł?  No nie… znowu gdzieś zniknął! Już chciałem zrezygnować z dalszych poszukiwań, kiedy zauważyłem go zbliżającego się do jakich typów i Vicki?! Siedzących przy stole i palących ?! co kurde? Moja siostrzenica? Co ona tu robi? Mulat podszedł do zgrai i zaczął z nimi rozmawiać… chyba ich rozmowa się nie kleiła bo po chwili jeden z łysolów wstał i zaczął grozić Zaynowi. Widać było, że poważnie się kłócili i chyba o Vicki, bo mój przyjaciel co jakiś czas pokazywał na nią palcem, a ona wybuchała śmiechem. Dwóch pozostałych mężczyzn którzy do tej pory dotrzymywali towarzystwa mojej siostrzenicy też zaczęli grozić mulatowi. Nagle jeden z nich wymierzył cios w twarz mojego przyjaciela. Chłopak zaskoczony upadł na ziemię. Ci bandyci zaczęli go okładać pięściami i kopać. Mulat nie miał jakichkolwiek szans jednak próbował się bronić. A Vicki? Ona się śmiała z tego wszystkiego! Ruszyłem w ich kierunku żeby pomóc Zaynowi, przecież to mój przyjaciel!  Poczułem jak ktoś mnie chwyta za ramię.
 - Myślę, że nie powinieneś się wtrącać – to znów ta blondynka, czego ona ode mnie chce? – To ich sprawa, a nie twoja.
 - Twoja też nie – powiedziałem niemiło.
 - Owszem. Ale nie chcę żebyś ty też został poturbowany przez gang Toma – uśmiechnęła się milutko, a ja popatrzyłem na nią lekko poddenerwowany.
 - To jest mój przyjaciel do cholery! Puszczaj! – wyrwałem się dziewczynie, która swoją drogą była dość silna i spojrzałem w kierunku stołu gdzie jeszcze przed chwilą bandyci bili mulata. Nie było ich tam, jego też nie. Jedyne co po nim zostało to plama krwi na podłodze. Nikt zupełnie nikt nie zwrócił uwagi na bójkę, dobrze bawiący się ludzie mieli gdzieś , że na podłodze jest czyjaś krew. Co za bezduszne istoty! Skierowałem się do wyjścia z tego cholernego miejsca, przecież skoro nie ma ich tu, to musieli wynieść mojego kumpla na zewnątrz. Szybko wbiegłem po wąskich schodach, a potem korytarzem skierowałem się do wyjścia. Pchnąłem z całych sił masywne drzwi, po chwili poczułem chłodne powietrze na swojej twarzy i swąd śmieci. Kilka metrów przede mną dostrzegłem ich. Trzech dryblasów, jeden niósł bezwładne ciało mojego przyjaciela, a reszta szła przed nim w towarzystwie…., nie no nie wierzę , … w towarzystwie mojej Vicki… boże co tu się dzieje?!
 - Zostawcie go! – zdjąłem kaptur z głowy ujawniając się.

_____________________________________________________________
 nie mogłam się powstrzymać przed napisaniem tego rozdziału ;) można powiedzieć że przypomina to trochę jakiś kryminał ;) no ale co tam ! proszę o komentarze bo tylko one motywują mnie do dalszego pisania ;)

nie wiem kiedy będzie nowy rozdział na moim drugim blogu, jeśli nie pojawi się w tym tyg. to nie wiem czy nie będę musiała go zawiesić na jakiś czas ;) ale to tylko tyczy się drugiego bloga! tego nie zawieszam!

co do tłumaczenia shota, to postaram się go przetłumaczyć w ten weekend a jak nie to zrobię to z następny ;)

muszę was poinformować, że powoli zbliżamy się do końca tego opowiadania ;( ale spokojna głowa będzie jeszcze kilka rozdziałów ! 
love u!