UWAGA UWAGA!
oNE SHOTY BĘDĄ USUNIĘTE Z TEGO BLOGA I PRZENIESIONE NA INNY!
Więc jeśli chcenie wiedzieć o następnych rozdziałach albo poczytać moje One Shoty to zapraszam na mojego głównego bloga, na którym jest spis wszystkiego co piszę oraz linki i TYLKO I WYŁĄCZNIE TAM BĘDZIECIE MOGŁY DOWIEDZIEĆ SIĘ O NOWYCH ROZDZIAŁACH.
więc oto mój główny blog: klik
jeśli ktoś czegoś nie rozumie, to nie napisze w kom. a postaram się to dokładniej wyjaśnić
Love u all.
Laura Nowak
niedziela, 30 grudnia 2012
wtorek, 25 grudnia 2012
Świąteczny shot: Nie wiesz co jest dzisiaj
Wybiegłem z
mieszkania zarzucając na ramiona kurtkę zimową, poprawiłem pośpiesznie pasek
olbrzymiej torby na ramieniu, po czym szybko zacząłem zbiegać po schodach. Obym
tylko się nie spóźnił… oby nie było korków…
- Zayn – usłyszałem
za sobą dobrze mi znany głos starszej kobiety. Odwróciłem się zdezorientowany,
przecież mówiłem jej kilka razy, że nie musi mi podlewać kwiatków pod moją
nieobecność, czyżby znów chciała mi to zaproponować? Przecież ja nie mam
żadnych kwiatków! Kobieta zaśmiała się widząc moją poddenerwowaną minę,
pokręciła głową z politowaniem. – Mój drogi, rozumiem że się spieszysz, ale
drzwi do swojego mieszkania mógłbyś zamknąć na klucz. Przecież ja nie będę stać
na straży przez cały czas. – pacnąłem się otwartą dłonią w czoło przeklinając
siebie i moją głupotę. Cholera jasna, zaraz mi samolot odleci! Zrzuciłem bagaż
z ramienia i zacząłem wspinać się w górę schodów gdzie stała staruszka. Minąłem
ją posyłając jej uśmiech, który odwzajemniła. Nie to żebym jej nie lubił,
bardzo miła starsza pani. Kobietka ta pełni rolę mojej mamy, pomaga mi kiedy
tego potrzebuję, zaprasza na herbatkę z konfiturami albo opieprza mnie kiedy
wracam do domu schlany. Co się zdarzyło kilka razy… nie wiem co bym bez niej
zrobił, bez mojej staruszki sąsiadki. Kochałem ją jak własną babcię, naprawdę!
Jedyne co mnie w niej wkurzało to skleroza, prosiłem ją o pożyczenie cukru, a
ona wraca z kuchni z pieprzem… taaa tych sytuacji było o wiele więcej.
Wróciłem na
odpowiednie piętro, zamknąłem drzwi na klucz i wróciłem na dół gdzie stała Pani
Watson z moją torbą. Odebrałem ją od niej dziękując.
- Może podleję
kwiatki pod twoją nieobecność, dorobiłeś mi klucz do swojego mieszkania, więc
nie musiałbyś mi dawać swojego – uśmiechnęła się. Znów skleroza, pomyślałem.
Westchnąłem głośno i powiedziałem jej to co zaledwie kilka godzin temu, że nie
musi tego robić bo nie mam kwiatków i przypomniałem jej, że już się mnie o to
pytała. Na co moja sąsiadka mruknęła pod nosem coś typu: starość nie radość.
Zaśmiałem się perliście słysząc jej ulubione powiedzonko.
- Wesołych świąt! – krzyknąłem kiedy kobieta wchodziła już
do swojego mieszkania.
- Wesołych świąt,
Zayn – odpowiedziała po czym zamknęła drzwi, a ja pognałem do wyjścia z bloku.
Na dworze panował straszny chłód, no ale to przecież zimna, więc nie ma się
czemu dziwić. Owijając szalik ciaśniej wokół szyi ruszyłem w kierunku
samochodu. Z pośpiechu nawet nie zauważyłem blond chłopaka siedzącego na śniegu
i dygocącego z zimna. kątem oka zauważyłem, że siedział na starym kartonie i
był owinięty jakimś kocem, jego ubrania pozostawiały wiele do życzenia. Współczuję mu. Pomyślałem, nie myśląc
już dłużej o bezdomnym chłopaku wrzuciłem walizkę do bagażnika i odjechałem z
parkingu. Modląc się w duchu, aby zdążyć na samolot. Muszę dzisiaj dolecieć do
Nowego Jorku, bo jeśli nie to wieczorną wigilię spędzę samotnie, bez rodziny,
bez przyjaciół. Pokręciłem głową odganiając od siebie wizję siedzenia w pustym
mieszkaniu bez jakiegokolwiek towarzystwa. Muszę
zdążyć.
Zatrzymałem samochód
przed głównym wejściem lotniska, szybko wysiadłem zabierając walizkę i
skierowałem się do wielkiego budynku. London City Airport było olbrzymie tak
więc miałem mały problem ze znalezieniem głupiej informacji. Zdenerwowany
rozglądałem się dookoła modląc się o cud. Nagle moim oczom ukazała się
tabliczka z literką „i” ,zadowolony udałem się w tamtym kierunku. Przy ladzie
stała jakaś starsza pani w czerwono czarnym uniformie. Podszedłem do niej,
kobieta posłała mi sztuczny uśmiech, gołym okiem można było dostrzec, że tylko
i wyłącznie z przymuszenia wysilała się na bycie miłym, no cóż to była jej
praca.
- Gdzie mogę oddać
walizkę, zaraz mam samolot linii Swiss do Nowego Jorku – pracownica lotniska
wystukała coś na klawiaturze komputera marszcząc brwi, przeniosła wzrok z
monitora na moją spiętą twarz – Proszę niech pani powie, że jeszcze nie
odleciał – wydusiłem z siebie widząc jej współczujące spojrzenie. Złożyłem ręce
jak do modlitwy wpatrując się w kobietę, w sumie w duchu modliłem się, żeby
powiedziała coś w stylu : Ma pan jeszcze
dużo czasu do odlotu, więc niech się pan nie denerwuje. Miałem nadzieję to
usłyszeć, choć w głębi duszy wiedziałem, że zaraz się załamię.
- Niestety, samolot
do Nowego Jorku właśnie jest na pasie startowym… Jeśli przybyłby pan troszeczkę
wcześniej może by pan zdążył… - w głębi duszy wiedziałem, że nie było jej
przykro i miała gdzieś to co czułem. Bo kogo obchodziłyby sprawy zupełnie mu
obcego człowieka?!
- Cholera.. –
zakląłem pod nosem uderzając pięścią w ladę. Pracownica nawet nie zwróciła mi
uwagi, że nie powinienem się tak zachowywać w miejscu publicznym. Po prostu
zajęła się swoimi sprawami nie zwracając ma mnie najmniejszej uwagi, miała mnie
w dupie. Szurając butami skierowałem się powolnym krokiem ku drzwiom, którymi
kilka minut temu tutaj wszedłem. Było
strasznie tłoczno, więc musiałem manewrować między ludźmi spieszącymi się na
swoje samoloty. Nawet nie pytałem czy są jakieś inne samoloty do Nowego Jorku,
bo dobrze znałem odpowiedź. Przecież był dzień Wigilii, mnóstwo ludzi tego dnia
podróżowało w swoje rodzinne strony, więc to było niemożliwe żeby jakimś cudem
znalazło się wolne miejsce dla mnie. W
końcu ku mojej uldze wydostałem się z dusznego holu i mogłem odetchnąć świeżym
powietrzem, poprawiłem czapkę zsuwającą mi się na oczy po czym kopnąłem w
najbliżej stojący śmietnik, aby pozbyć się negatywnych emocji. Nie chciałem
spędzać sam świąt, ale chyba byłem na to skazany. Dlaczego akurat ja?!
Zatracony w swoich
myślach nawet nie zauważyłem, że zdążyłem zajechać pod swój blok, o dziwo w
drodze powrotnej nie było korków. Szkoda, że jak jechałem na lotnisko to utknąłem
w dwóch dość sporych. Cholera jasna ja to mam szczęście! Jak na złość kiedy
jechałem w tamtą stronę to utknąłem tych
cholernych korkach, ale jak już się nigdzie nie spieszyłem to na jezdni było
prawie że pusto. Nie użalając się nad sobą wysiadłem z mojego Audi i udałem się
zaśnieżonym chodnikiem w kierunku wejścia na klatkę schodową. Bez sensu kląłem
pod nosem, i kopałem śnieg na wszystkie strony, cały dobry humor diabli wzięli.
Niechcący kopnąłem śniegiem w bezdomnego, którego wcześniej spotkałem pod swoim
blokiem. Spojrzał na mnie błękitnymi tęczówkami lekko przestraszony, pewnie
zauważył że nie byłem w humorze. Strzepnął z ramion śnieg, który na niego
kopnąłem nie odzywając się ani słowem, chyba się mnie bał… ale dlaczego?
Przecież na oko był w moim wieku… i chyba na tym podobieństwa się skończyły. On
był chudy i mały, a ja wysoki i dobrze zbudowany. On miał niewinny wyraz
twarzy, ja natomiast dzięki swojej karnacji i ciemnych włosach przypominałem
terrorystę.
- Przepraszam –
powiedziałem tylko i ruszyłem w stronę bloku. Wspiąłem się szybko po schodach
na drugie piętro gdzie mieszkałem, otworzyłem drzwi i wszedłem powoli do mojego
mieszkanka w którym panowała grobowa cisza. Ani żywej duszy jak zawsze,
nienawidziłem mieszkać sam, ale odkąd mój współlokator się wyprowadził nie
miałem innego wyjścia – Wesołych świąt Zayn – powiedziałem do siebie po czym
napisałem do mamy smsa, że jednak ich nie odwiedzę, bo uciekł mi samolot. Nie
czekając na jej odpowiedź udałem się do toalety w celu wzięcia gorącego
prysznica.
Już odświeżony założyłem
stary, szary dres i położyłem się na kanapie wpatrując tępo w sufit. Pewnie
gdybym zdążył na ten cholerny samolot to teraz ubierałbym z moim chrześniakiem
choinkę i spędzał miło czas. W końcu kto nie lubi wygłupiać się ze swoją
rodzinką?
- Zajebiste święta -
mój głos przesycony był sarkazmem. Podniosłem się i poszedłem do kuchni,
nastawiłem wodę w czajniku. Ciekawe co tym razem pysznego przygotowała moja
mama na wigilię? Może tiramisu, albo szarlotkę polaną czekoladą? Na samą myśl
pociekła mi ślinka. Czekając aż woda na herbatę się zagotuje wyjrzałem od
niechęcenia przez okno. Miałem niezły widok na całe podwórze przed blokiem i na
parking. Choć było już ciemno widziałem zarys swojego samochodu, mały plac
zabaw, bezdomnego nadal leżącego przy chodniku. Zatrzymałem wzrok na jego
drobnej postaci. Widziałem tylko zarys jego sylwetki, chyba leżał na śniegu
zwinięty w kłębek. Musiało być naprawdę zimno… A z tego co zauważyłem on nie
był zbyt ciepło ubrany. W tym momencie coś we mnie pękło, poczułem coś
dziwnego, ból w sercu. Nigdy wcześniej nie doświadczyłem czegoś takiego…
- A co mi tam – znów powiedziałem do siebie co zaczęło się
robić coraz bardziej dziwne. Chyba ta samotność w święta nie wyjdzie mi na
dobre. Głupieję sam ze sobą.
Nie zakładając
żadnej kurtki ani szalika wyszedłem z mieszkania, nie zamknąłem drzwi, bo
wiedziałem, że zajmie mi to zaledwie kilka minut. Gdyby teraz zobaczyła mnie
moja sąsiadka, to na pewno by mnie opieprzyła za nieostrożność. Na szczęście
jej tu nie było. Na dworzu było strasznie zimno, pożałowałem że jednak nie
wziąłem tej cholernej kurtki. Pocierając ramiona w celu rozgrzania się powoli
podszedłem do leżącego na śniegu chłopaka. On
spał. Zawinięty w stary koc , wyglądał tak bezbronnie. Pochyliłem się nad
nim i poklepałem delikatnie po ramieniu. Chłopak mruknął tylko coś pod nosem
nie otwierając oczu. Dopiero teraz zauważyłem, że strasznie się trząsł, był blady,
a jego pełne wargi sine. Potrząsnąłem nim mocniej. Blondyn otworzył oczy i
rozejrzał się zdezorientowany. Mina mi zrzędła, kiedy chłopak usiadł i
nieznacznie odsunął ode mnie patrząc na mnie zaniepokojonym wzrokiem.
- Zimno ci? –
spytałem posyłając mu najpiękniejszy uśmiech na jaki teraz było mnie stać.
Bezdomny kiwnął lekko głową, nie wiedząc czego może się spodziewać po moim
zachowaniu – Co tutaj robisz? Jest Wigilia, powinieneś spędzać ją z bliskimi –
powiedziałem kucając obok niego.
- Nie mam nikogo
bliskiego – powiedział cicho spuszczając głowę, jakby się tego wstydził.
- Czyli jesteś
skazany na mnie – szturchnąłem go w ramię po przyjacielsku – Choć – wstałem i
wyciągnąłem w jego kierunku dłoń, spojrzał na nią nie wiedząc co zrobić.
Uśmiechnąłem się zachęcająco, lecz blondyn jakby przyrósł do tej ziemi, w ogóle
się nie ruszył – Nic ci przecież nie zrobię! No chodź, proszę! – w końcu
uścisnął moją dłoń swoimi zimnymi strasznie kościstymi palcami. Boże jaki on
był chudy! Pomogłem mu wstać, co nie było wyzwaniem, bo ważył bardzo mało.
Pociągnąłem go w kierunku bloku, nie sprzeciwiając się poszedł moim śladem
ciągnąc za sobą podstarzały koc.
Zaprosiłem go do
mieszkania, niepewnie przestąpił próg rozglądając się dookoła.
- Czuj się jak u
siebie w domu – powiedziałem klepiąc go po plecach. Drobna postać popatrzyła na
mnie spod blond grzywki, lekko się krzywiąc.
- Ja nie mam domu –
szepnął. Pewnie nie chciał, żebym dosłyszał to co powiedział, ale wyszło
inaczej. Spojrzałem na jego profil, chłopak wpatrywał się w swoje stare
trampki, które swoją drogą chyba były kiedyś białe.
- Przepraszam, nie
chciałem żeby to tak zabrzmiało – blondyn machnął tylko ręką, nie chcąc
kontynuować tego niezręcznego dla niego tematu. Uśmiechnął się smutno,
obdarzając mnie ciepłym spojrzeniem niebieskich tęczówek.
- Przywykłem – westchnął znów spuszczając
wzrok na buty.
- Dobra, nie stójmy
tak w korytarzu i nie smutkujmy! Jest Wigilia, pierwsza gwiazdka się już dawno
pojawiła, czyli czas na miły czas, nieprawdaż? Więc zrobimy tak: ty pójdziesz
wziąć gorący prysznic dzięki czemu może nie będziesz chory, a ja dam ci
cieplutkie ubrania i zrobię kakao, bo lubisz kakao prawda? – chłopak pokiwał
ochoczo głową, a ja zaśmiałem się perliście – Tak też myślałem! – pełen
energii, która swoją drogą nie wiem skąd się u mnie wzięła, wskazałem
chłopakowi łazienkę, a sam wyciągnąłem z szafy jakieś czarne spodnie od dresu
oraz białą koszulę i położyłem wszystko pod drzwiami, z za których słychać było
szum wody.
Udałem się do
kuchni, ustawiłem mleko na gaz mieszając co raz. W głębi duszy wiedziałem, że
robię dobrze, od dawna interesowałem
się tylko i wyłącznie swoją osobą, byłem egoistą. Ale jak zobaczyłem tego biednego
chłopca to poczułem ucisk w piersi, musiałem
mu pomóc. Teraz czułem się o wiele lepiej, w końcu zrobiłem coś dla
drugiego człowieka. I wiecie co? Spodobało mi się to i to nawet bardzo.
Cieszyłem się, że nie spędzę tych świąt samotnie, będę miał towarzysza. A tym
towarzyszem był… no właśnie jak on ma na imię?! No brawo Malik, nawet się mu
nie przedstawiłeś! Tylko pogratulować sprytu… może i jestem trochę bezmyślny,
bo tak naprawdę nie wiem jak on ma na imię, kim jest i dlaczego mieszka na
ulicy. Ale to przecież nie jest najważniejsze, w środku byłem pewien jednego:
na pewno nie jest złodziejem ani jakimś zabójcą. Po prostu to wiedziałem i już.
Od tego blondyna bije taka naturalność i skromność, że aż to nie możliwe, żeby
nie pomóc komuś takiemu jak on. Chociaż go nie znam, to mogę stwierdzić że był
troszeczkę jak anioł.
- Jestem Niall –
odwróciłem się słysząc głos mojego gościa. Popatrzyłem na niego trochę
zdezorientowany, ponieważ wyrwał mnie z zamyślenia – Nie przedstawiłem ci się
wcześniej – dodał widząc zmieszanie na mojej twarzy.
- A no tak! Wybacz,
ale się zamyśliłem – rzuciłem wycierając ręce w ścierkę – Ja jestem Zayn –
podałem mu dłoń, którą uścisną, teraz nie była zimna, lecz całkiem ciepła.
Wiedziałem, że gorący prysznic dobrze mu zrobi.
- Na pewno chcesz
mnie tutaj? No wiesz… pewnie masz ciekawsze zajęcie na święta niż zawracanie
sobie głowy czymś takim jak ja – wskazał na siebie. Pokręciłem głową
niedowierzając w to co właśnie powiedział. Czyżby naprawdę miał tak niskie
mniemanie o sobie? Zupełnie go nie rozumiałem.
- Po pierwsze to nie
jesteś czymś a kimś – podszedłem do Nialla kładąc mu dłoń na ramieniu – Po
drugie ja chcę ciebie tutaj gościć,
bo nie chcę żebyś zamarzł na dworze i wydajesz się bardzo miłą osobą z którą chcę spędzić Wigilię, pomimo tego, że
cię nie znam. Jedyne czego żałuję to to, że nie zaprosiłem cię wcześniej do
siebie – nagle blondyn zbliżył się do mnie i mocno mnie przytulił,
zdezorientowany jego zachowaniem, odwzajemniłem uścisk w którym trwaliśmy przez
dłuższy czas. Do moich uszu dotarł cichy szloch, nie za bardzo wiedząc co
zrobić objąłem go jeszcze mocniej i zacząłem głaskać po plecach.
- Dziękuję – szepną
mi do ucha – Za to, że cię obchodzę – dodał pociągając nosem. Znów zaczął
drżeć, tyle że nie z zimna tak jak wtedy na dworzu, a z …. No właśnie dlaczego
drżał? Nie
zastanawiając się na tym, bo to w końcu nie było
najważniejsze, oparłem brodę na jego ramieniu, żeby było mi wygodniej. Co ten
chłopak miał na myśli mówiąc, że go obchodzę? Przecież to było oczywiste, że on
mnie obchodzi. Chciałem, żeby spędził miło święta, żeby było mu choć raz dobrze, żeby poczuł ducha świąt Bożego
Narodzenia, żeby było mu wygodnie i ciepło. Niall na to zasługiwał, nie raz do
roku, a przez cały czas. Więc dlaczego tego nie ma? Gdzie jego rodzina? Gdzie
jego dom? Nie wiem co go spotkało w przeszłości, ale to musiało być coś
strasznego skoro wylądował na bruku. Mimo, że go dobrze nie znałem, a raczej w
ogóle go nie znałem, to wiedziałem, że zasługiwał na dom do którego mógłby
codziennie wracać, zasługiwał na rodzinne ciepło. Każdy zasługiwał na rodzinę, miłość i bezpieczeństwo. – Wcześniej
nikt się nie zainteresował moją osobą, nikt nie zaprosił mnie do domu, od dwóch
lat nie świętowałem Bożego Narodzenia jak normalny człowiek – co stało się dwa lata temu? Chciałem
spytać, lecz powstrzymałem się, bo było to dość niestosowne – Ludzie widząc
bezdomnego, omijali mnie szerokim łukiem, a jak już podchodzili, to drwili ze
mnie, za wszelką cenę chcieli mnie jeszcze bardziej zhańbić, nawet bili mnie.
Moi rówieśnicy przechodząc obok mnie wyklinali mnie, znęcali się. To było
okropne – zacisnął pięści na mojej koszulce –nie zdajesz sobie nawet sprawy
jakie życie potrafi być okrutne – zamilkł. Słyszałem jak pociągał nosem i
wycierał ręką łzy. W końcu odsunął się ode mnie, mamrocząc coś pod nosem, że
pójdzie do toalety się trochę ogarnąć. Zostawił mnie ze swoimi myślami w
kuchni.
Podszedłem do kuchenki nalewając do kubków ciepłe mleko i
wsypując do każdego brązowy proszek. Zastanawiając się nad sensem jego słów
zaniosłem do salonu napoje i odgrzałem spaggetti, którego dość sporo zostało z
wczoraj. Nic lepszego nie mogłem znaleźć w lodówce, więc musieliśmy się
zadowolić tym co było. Położyłem na stoliczku przy sofie dwa talerze i sztućce
i usiadłem czekając na chłopaka. Wszystkie czynności wykonywałem jak w transie.
Co on miał na myśli mówiąc, że życie
potrafi być okrutne? Co stało się takiego dwa lata temu? Czyżby wtedy był
normalnym nastolatkiem, a potem wszystko mu się spieprzyło? Ale dlaczego co
miało miejsce te pare lat temu?! Pytania ciągle chodziły mi po głowie, a brak
odpowiedzi trochę mnie zdenerwował. Chciałbym się go o wszystko zapytać wprost,
ale to nie byłoby w porządku. Jeśli
będzie chciał to mi powie.
- Mam nadzieję, że
lubisz spaggetti, bo tylko to znalazłem w lodówce – podałem mu talerz, blondyn
usiadł obok mnie na kanapie. Jeszcze miał trochę czerwone i podpuchnięte oczy od
płaczu.
- Kocham spaggetti!
Nawet nie wiesz od jak dawna nie jadłem normalnego posiłku! – uśmiechnął się i
zaczął pałaszować swoją porcję, sądząc po jego minie chyba mu smakowało.
Chociaż w sumie, jeśli mam wierzyć jego słowom, to mi też by wszystko
smakowało, gdybym nie jadł nic normalnego od dawna. Wziąłem swój talerz i też
zacząłem jeść. Włączyłem telewizor, spytałem Nialla czy lubi oglądać horrory,
chłopak tylko wzruszył ramionami, co ja
uznałem za potwierdzenie. W końcu zdecydowałem, że obejrzymy sobie Dom w środku lasu . Akurat się zaczynał, więc spokojnie mogliśmy obejrzeć. Jak dla
mnie ten film nie był w ogóle straszny, ale kątem oka zauważyłem jak mój
towarzysz zasłania sobie czasami oczy ręką.
- Ktoś tu się boi –
zaśmiałem się widząc, że chłopak znów zakrywa twarz podczas „strasznego”
momentu. Niall wystawił mi język i szturchnął w ramie odrywając wzrok od
ekranu.
- Może i troszeczkę
się boje – przyznał – Apsik! - chłopak
kichnął, a mi od razu mina zżędła. Wiedziałem, że to spanie na śniegu nie
wyjdzie mu na dobre!
- Pod koc! – rzuciłem
w niego grubym materiałem, którym natychmiast się przykrył – I nasz się nie
odkrywać!- pogroziłem mu palcem – Jeszcze by tego brakowało, żebyś się
rozchorował – przybliżyłem się do chłopaka leżącego po drugiej stronie kanapy i
opatuliłem go ciaśniej kocem – Nie ruszaj się stąd! – udałem się do kuchni i
nalałem do dwóch kubków zieloną herbatę, po czym wróciłem do salonu i jeden z
nich wręczyłem blondynowi. Chłopak nic nie mówiąc zaczął pić ciepły płyn.
- Zayn dlaczego
jesteś tutaj? – popatrzyłem na niego pytająco gdyż nie zrozumiałem sensu tego
pytania – No chodzi mi o to, że widziałem cię dzisiaj jak wychodziłeś z
bagażem, a potem wróciłeś zdenerwowany z powrotem. Jeśli mogę spytać, to co się
stało? – dzięki niemu zupełnie zapomniałem o tym ,że nie miałem dziś szczęścia,
bo nie dotarłem na Wigilię do rodziny. Nie wiem jakim cudem, ale w ogóle się
tym nie przejmowałem, nie żałowałem, że się spóźniłem, bo gdyby nie to, to nie
poznałbym Nialla. Choć tęskniłem za rodziną i cieszyłem się na to spotkanie, to
dzięki blondynowi nie byłem smutny, że jednak ich nie zobaczę.
- To żadna tajemnica,
spóźniłem się na samolot, miałem lecieć do rodziny na święta – wytłumaczyłem.
- Przykro mi –
powiedział, lecz ja tylko machnąłem ręką i wymamrotałem coś o tym, że niedługo ich może odwiedzę i że
wtedy nadrobię święta – Ja przepraszam, za tą całą sytuację w kuchni, ja-ja od
tak dawna nie otrzymałem żadnej pomocy, no i coś mnie wzięło i jakoś tak nie
wiem dlaczego zacząłem płakać – podrapał się czole nie wiedząc co ma jeszcze
dodać. Widać było po nim, że było mu ciężko się wytłumaczyć, ale czy ja go
prosiłem o to, o jego tłumaczenia? Nie… więc
po co mi to wszystko mówił?
- Nie tłumacz się –
przerwałem mu – Dobrze cię rozumiem, szukałeś pocieszenia – uśmiechnąłem się i
poklepałem go po ramieniu. Byłem strasznie ciekawy, co stało się te dwa lata
temu, korciło mnie żeby go o to zapytać, lecz powstrzymałem się. Nie chciałem,
żeby ta miła atmosfera, która teraz panowała w pokoju uległa zmianie. Po co
niszczyć coś tak miłego?
- Chyba jednak
powinieneś znać całą prawdę… - zaczął, a ja zaciekawiony podniosłem na niego
wzrok. Niall wpatrywał się w swój kubek z herbatą i tak jakby w zamyśleniu
skrobał napis na nim – Nie chciałeś, żebym marzną, przyjąłeś mnie do siebie na
Wigilię. Co jest bardzo miłe i jestem ci wdzięczny – westchnął dalej nie
spuszczając wzroku z naczynia – Uważam, że należą ci się wyjaśnienia… Nie wiem
czy cię to wszystko interesuje, ale powinieneś wiedzieć, dlaczego nie mam domu
i … rodziny – mówiąc to ostatnie słowo przymknął oczy i pociągnął nosem.
Przysunąłem się do niego i objąłem jego drobne ciało ramieniem, chłopak nie
odsunął się, lecz jeszcze bardziej wtulił w moje ramie. Przyjąłem to za dobry
znak. Wiedziałem, że robię dobrze, ten chłopak potrzebował wsparcia i pomocy, a
ja chciałem zrobić wszystko, żeby mu pomóc. Mimo, że znałem go zaledwie od
dwóch godzin, to miałem wrażenie, że znamy się całą wieczność. Dziwne, nie prawdaż?
- Jeżeli nie chcesz
to… - nie dokończyłem.
- Chcę… - przerwał mi – Opowiem ci
wszystko – dodał ciszej. Dopiero teraz otworzył swoje niebieskie ślepia, kątem
oka dostrzegłem, że są zaszklone, po chwili po jego lewym policzku zaczęła
spływać pojedyncza łza. Objąłem go mocniej, dodając chłopakowi odwagi – Dwa
lata temu byłem zwykłym, beztroskim siedemnastolatkiem. Nie miałem dużo
znajomych, zaledwie kilku kolegów, ale nie narzekałem. Uważałem, że życie jest
piękne, że mogę wszystko, kochałem przyrodę, sport, uwielbiałem bawić się z
młodszym rodzeństwem w ogrodzie. Różniłem się od rówieśników… dla moich kolegów
najważniejsze były dziewczyny, imprezy, ja raczej wolałem pograć w nogę,
spędzić czas z rodziną. Dużo czasu spędzałem ze swoim kolegą Markiem, po jakimś
czasie zacząłem na niego patrzeć nie jak na kumpla, a raczej jak na… - zawahał
się na chwilę - jak chłopak patrzy na
dziewczynę – zamilkł i spojrzał na mnie zdenerwowany – Jeżeli się mnie
brzydzisz to mogę wyjść…
- Co? – dopiero po
chwili dotarło do mnie ostatnie zdanie, które powiedział – Ależ skąd! Nie mam
nic przeciwko homo, mam nawet kilku kolegów innej orientacji, tak więc
spokojnie – posłałem mu uśmiech, który odwzajemnił – Możesz kontynuować –
dodałem. Chłopak z wyraźną ulgą zaczął opowiadać dalej skrobiąc nadruk na swoim
kubku.
- Nie wiedziałem co
się ze mną działo. Coraz częściej zwracałem uwagę na facetów, dziewczyny w
ogóle mnie nie pociągały… bałem się… na początku myślałem, że to może jakaś
choroba – zaśmiał się kręcąc głową – Wiem to było głupie, ale naprawdę taka
myśl przeszła mi przez głowę. Dotarło do mnie, że jestem gejem i zakochałem się
w swoim kumplu. Czułem się strasznie niezręcznie w jego towarzystwie, więc w
końcu powiedziałem mu co do niego czuję. Potem nastał najgorszy okres mojego
życia, wszystko zaczęło się sypać. Mój kumpel odwrócił się ode mnie, po kilku
dniach cała szkoła znała moją orientację. Byłem prześladowany. Pewnego dnia wróciłem cały zapłakany do domu po
kolejnym płukaniu w szkolnym kiblu. Mama zaczęła mnie wypytywać co mi się
stało, dlaczego jestem cały mokry, dlaczego płaczę… Powiedziałem jej wszystko,
ona jako jedyna mnie zrozumiała, zaakceptowała mnie takiego jakim jestem.
Niestety mój ojciec już nie był taki dobry, kiedy się dowiedział stwierdził, że
nie ma już syna, kazał mi się wynosić z domu, bo nie chciał mieszkać pod jednym
dachem z pedałem. Nawyzywał mnie, więc spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy i
opuściłem swój dom. Matka próbowała wpłynąć na decyzję taty, lecz on był
nieugięty… wyrzekł się mnie. Nie widziałem
ich od dwóch lat… - starł dłonią łzy, które spływały po jego policzkach.
- Przykro mi – tylko tyle
potrafiłem z siebie wydobyć po tym co usłyszałem. Jego historia mną
wstrząsnęła, jego własny ojciec wyrzekł się go za coś takiego, za to że jego
syn wolał mężczyzn. Nie miałem bladego pojęcia, że na ziemi żyją tak okropni
ludzie. Gdybym miał syna, to nigdy bym tak go nie potraktował! Zrobiło mi się
strasznie smutno, chciałem jakoś pomóc temu chłopakowi, przecież Niall nie może
do końca życia błąkać się po ulicach. Ktoś taki jak on zasługuje na prawdziwą
rodzinę, miłość i wsparcie. A nie na coś takiego. Muszę mu jakoś pomóc, ale jak…?
- Mimo tego jak
bardzo mnie skrzywdził, tęsknię za nim – domyśliłem się, że miał na myśli tatę –
i za mamą… wiesz co jest najdziwniejsze? To, że po kilku dniach od kiedy mnie
wyrzucił, wybaczyłem mu, nie miałem mu za złe tego co zrobił – pociągnął nosem –
To chyba dlatego, że go kocham, prawda Zayn?
- Oczywiście, że tak –
uśmiechnąłem się do niego pocieszająco – Wiesz co powinieneś zrobić? – podniósł
głowę i popatrzył na mnie pytająco – Powinieneś wrócić do nich i z nimi
porozmawiać, może wtedy twój ojciec działał w przypływie emocji, może on
też za tobą tęskni? – odstawiłem swój
pusty już kubek na stoliczek, który stał obok kanapy i z powrotem usiadłem obok
blond chłopaka. Niall przez chwilę zastanowił się nad moimi słowami, lecz tylko
machnął ręką lekceważąco.
- Gdybyś widział go
te dwa lata temu to.. – nie skończył.
- To było dwa lata
temu, nie wiesz
co jest dzisiaj – przerwałem mu i
zerwałem się na równe nogi – Nie mogę pozwolić, żebyś znów wrócił na ulicę, tak
więc wstawaj i ruszamy – pociągnąłem go za rękę gdyż chłopak nie był skory do
wyjścia spod ciepłego koca. Po chwili poddał się i poszedł za mną – wręczyłem mu
jakąś moją kurtkę, która była już dla mnie za mała, gdyż ta Nialla nadawała się
tylko do wyrzucenia. Sam założyłem buty, grubą kurtkę oraz szalik i
wyprowadziłem zdezorientowanego chłopaka z mieszkania.
- Tak właściwie to
gdzie jedziemy? – spytał kiedy już wsiadaliśmy do mojego Audi.
- Jak to gdzie? Do
twojego domu – chłopak słysząc to zamarł w bezruchu i rzucił mi przerażone
spojrzenie – Wsiadaj – powiedziałem widząc, że Niall miał chęć uciec tam gdzie
pieprz rośnie. W sumie nie dziwiło mnie to, że nie chciał ich spotkać, a raczej
jego ojca, no ale przecież jeśli z nimi nie porozmawia to może wiele stracić.
Jeżeli tata Nialla znów zacznie go wyzywać to nie zapanuję nad sobą i mu coś
powiem, a potem wrócę z chłopakiem do mnie i pomyślimy co dalej. Ale mam
nadzieję, że jednak będzie inaczej i chłopak znów będzie mógł zasmakować rodzinnego
ciepła.
- Nie chcę – zająkał się
– Boję się…
- Niall, cokolwiek
się stanie to cię tam nie zostawię – położyłem rękę na piersi – Przysięgam – na
szczęście to poskutkowało i blondyn po chwili wahania wsiadł do auta i grzecznie
zapiął pasy. Usatysfakcjonowany usiadłem za kierownicą i przekręciłem kluczyk w
stacyjce. Chłopak po wytłumaczeniu mi jak mam dojechać do jego rodzinnego domu,
nic już nie powiedział podczas podróży. Był zajęty własnymi myślami, a ja
własnymi. Jadąc do domu Nialla jedno pytanie łaziło mi po głowie i nie chciało
mi dać świętego spokoju. Malik co się z
tobą dzieje? Właśnie to bardzo dobre pytanie… Nigdy nie zachowywałem się
tak jak teraz… zawsze najważniejszy był dla mnie czubek własnego nosa no i może
losy rodzinny i nic poza tym. Nie zwracałem uwagi na uczucia innych ludzi. A teraz…
teraz byłem jak nie ja. Gdy zobaczyłem Nialla leżącego na śniegu, poczułem
wewnętrzy ból, nigdy wcześniej czegoś takiego nie odczuwałem. Było mi go
szkoda, dlaczego? Może dlatego, że był taki bezbronny i był w moim wieku? Nie
wiem co mną kierowało. W moim sercu obudziło się tak jakby ciepło i współczucie dla drugiego człowieka. Kiedy przyprowadziłem
go do siebie, dałem mu ubrania, rozmawiałem z nim, czułem pewną lekkość. Byłem
zadowolony, może i szczęśliwy? Ale czym to się ma? Czyżby to pomoc innym
przynosiła takie uczucie? Jeśli tak to mogę to robić do końca życia, pomagać ludziom oczywiście – To tutaj –
powiedziałem sprowadzając zamyślonego blondyna na ziemię, musiał się nad czymś
nieźle głowić, jeżeli nawet nie zauważył, że dojechaliśmy. Dom rodziców Nialla
był mały, otoczony ładnie zadbanym ogródkiem. Było już dość późno, więc nie widziałem
dokładnie jego wyglądu, w końcu zbliżała się 22 – Gotowy? – poklepałem spiętego
chłopaka po ramieniu, niebieskooki wpatrywał się w budowlę stojącą przed nami
jak w obrazek lecz też z przerażeniem.
- Chodźmy – wydusił z
siebie na tyle głośno, że mogłem go dosłyszeć. Wysiedliśmy z auta jednocześnie i ramię w ramię
podążaliśmy wysypaną kamyczkami ścieżką do drzwi wejściowych – Dużo się nie
zmieniło – zauważył Niall lustrując cały ogródek, zacząłem również się
rozglądać zaciekawiony. Wokoło było mnóstwo krzaków różanych, które pewnie mama
blondyna uwielbiała, akurat w tej porze roku były przysypane białym puchem. Z pod
śniegu wystawały głowy krasnali ogrodowych oraz dało się zauważyć zarys
grządek, gdzie pewnie sadzono zioła i warzywa. Był to normalny ogródek niczym
wyróżniający się od reszty. Nawet nie zauważyłem kiedy doszliśmy do drzwi, a
Niall niepewnie pukał do drzwi. Przytrzymałem go za ramię bo przez chwilę
wydawało mi się, że zaraz stchórzy i ucieknie. Lecz na całe szczęście się tak
nie stało. Drzwi otworzyła nam kobieta średniego wzrostu o jasnych włosach i
bladej karnacji. Od razu dostrzegłem, że Niall jest bardzo do niej podobny,
więc była to pewnie jego mama. Spojrzała na nas
zdezorientowana i troszeczkę zdziwiona.
- A panowie do
kogo? - spytała, gdyż żaden z nas nic
nie mówił. Szturchnąłem chłopaka stojącego po mojej prawej, który stał jak
wryty i wgapiał się w swoja matkę. Kątem oka dostrzegłem zawiedzenie na jego
twarzy, pewnie dlatego że go nie poznała. No ale czego on mógł się spodziewać
skoro nie widzieli się dwa lata?! Szturchnąłem go jeszcze mocniej, gdyż blondyn
w ogóle nie reagował. Stał tak blisko mnie, że aż czułem jak cały się
trząsł.
- Cześć mamo –
powiedział łamiącym się głosem czekając na reakcję swojej rodzicielki. Kobieta
otworzyła szeroko oczy nie dowierzając w to co usłyszała. Nagle uśmiechnęła się szeroko i w mig pokonała
dzielącą ją odległość od syna i mocno go przytuliła. Uśmiechnąłem się widząc
taką uroczą scenkę, i czego tu się bać? Wiedziałem, że mama na pewno go
przyjmie z otwartymi ramionami. Niall zerknął na mnie i uśmiechnął się, w jego
oczach dostrzegłem iskierki szczęścia, mam nadzieję, że na zawsze zagoszczą w tych niebieskich
tęczówkach.
- Synku, to naprawdę
ty?! Nawet nie wiesz jak się za tobą stęskniłam! – jeszcze mocniej go
przytuliła, chyba z obawy że to wszystko mogłoby się jej tylko przyśnić –
Dzwoniłam do ciebie, szukałam cię – kobieta zachłystnęła się łzami szczęścia –
Już myślałam, że ci się coś stało – odsunęła się od niego żeby mu się przyjrzeć
– ale ty urosłeś, jesteś strasznie chudy – zmierzyła go od stóp do głów kręcąc
głową z niezadowolenia.
- Tęskniłem za tobą
mamo – powiedział blondyn – Tak bardzo cię kocham – ucałował rodzicielkę w
policzek, na co ona uśmiechnęła się
jeszcze szerzej. W jej oczach także tańczyły iskierki szczęścia, kolejna rzecz
którą chłopak po niej odziedziczył – Mamo to Zayn. To on przekonał mnie, żebym
tutaj przyjechał, bardzo mi pomógł – oboje spojrzeli na mnie, a ja poczułem się
strasznie niezręcznie. Jeszcze nigdy wcześniej tak dziwnie się nie czułem, to
było coś zupełnie nowego. Nie miałem pojęcia co powinienem teraz zrobić, czy
przedstawić się, czy może najlepiej jakbym sobie stąd poszedł?
- Nie wiem jak ci
dziękować – mama Nialla obdarzyła mnie szczerym uśmiechem, po czym zamknęła
mnie w swoim uścisku tak samo jak wcześniej blond chłopaka. Posyłając Niallowi
zdziwione spojrzenie, na co on tylko się dźwięcznie zaśmiał, odwzajemniłem
uścisk i poklepałem kobietę po plecach.
- Co tu się dzieje? –
spojrzałem w kierunku z którego dochodził ten męski głos, kątem oka zauważyłem
jak Niall przełyka głośno ślinę, a z jego oczu znikają te wesołe iskierki,
matka blondyna puściła mnie i spojrzała na swojego męża uśmiechając się do
niego. Podążyłem za ich wzrokiem troszeczkę zestresowany, bałem się jak ojciec
Nialla będzie się zachowywał. Przyjrzałem mu się bliżej, był dość niski, trochę
osiwiały, wyglądał jak przeciętny pięćdziesięciolatek, szczerze mówiąc to nic
szczególnego w jego wyglądzie nie zauważyłem. Miał dość przyjemne rysy twarzy i
jakoś trudno mi było uwierzyć w to co jakąś godzinę temu opowiadał mi blondyn –
Niall? – spytał nie dowierzając w to co widzi. Podszedł bliżej i przyjrzał się
blond chłopakowi, który przyrósł chyba do tej wycieraczki. Z niepokojem
oczekiwałem tego co może się zaraz wydarzyć. Ojciec Nialla wpatrywał się w
swego syna z nieodgadnionym wyrazem twarzy, natomiast on sam zaczął przyglądać
się czubkom swoich starych trampek. Kątem oka zarejestrowałem jak ręka
starszego mężczyzny się podnosi, przez moment myślałem, że chciał uderzyć swego
syna. Lecz on podszedł do niego jeszcze bliżej i przytulił blondyna do swojej
piersi. Niall niedowierzając w taki obrót wydarzeń spiął się jeszcze bardziej,
lecz w końcu rozluźnił się i poklepał ojca po plecach – Synku, ja-ja przepraszam!
To wszystko co ci powiedziałem, ja-ja nie powinienem był tego mówić. Nawet nie
wiesz jak bardzo żałuję! Przepraszam! Czy mi wybaczysz? – w oczach taty Nialla
zalśniły łzy, które zaczęły spływać po pomarszczonych ze starości policzkach.
- Już dawno ci
wybaczyłem – wyszeptał blondyn również płacząc, ale tym razem płakał ze
szczęścia. Pierwszy raz od dłuższego czasu płakał ze szczęścia, uśmiechał się,
a w jego oczach znów zalśniły iskierki szczęścia, które od dwóch lat schowały się
głęboko we wnętrzu chłopaka. Patrząc tak na jego szczęście, nie mogłem
powstrzymać uśmiechu cisnącego mi się na usta. Przed moimi oczami staną
bezdomny blond chłopak leżący na śniegu pod moim blokiem, a za moment w tym
samym miejscu pojawił się ten sam chłopak przytulający swego ojca. Nie mogłem
uwierzyć, że w ciągu zaledwie kilku godzin jego nastrój i nastawienie do życia
tak bardzo się zmieniło. Można powiedzieć że to była magia, Magia Świąt.
Stojąc pod domem
Nialla i przyglądając się mu, zrozumiałem, że zrobiłem coś dobrego.
Uświadomiłem sobie, że
to będzie mój cel w życiu.
Będę pomagał innym.
__________________________________________
więc oto mój prezent dla was na święta!
wydaje mi się że niezbyt dobrze mi wyszedł, a szczególnie końcówka ;/
ale nie mam już siły pisać od nowa !
tak więc prosze o komentarze ;)
LOVE U! ;*
sobota, 22 grudnia 2012
Nowy blog!
Więc oto link do mojego nowego bloga, jeśli chcecie dowiedzieć się więcej to na niego wejdźcie i przeczytajcie notkę ;)
NOWY BLOG: klik
Jest mi bardzo smutno, ponieważ pod epilogiem tylko 2 osoby zostawiły komentarz, przez chwilę zastanawiałam się nawet czy nie zrezygnować z pisania nowego opowiadania, bo stwierdziłam, że skoro nie ma kom, to 2 blog was nie interesuje ;/ jak NA RAZIE założyłam bloga, ale nie wiem czy będę kontynuować jeśli tak do tego podchodzicie ;(
mam zamiar napisać świątecznego shota, pojawi się w dzień wigilii albo później.
NOWY BLOG: klik
Jest mi bardzo smutno, ponieważ pod epilogiem tylko 2 osoby zostawiły komentarz, przez chwilę zastanawiałam się nawet czy nie zrezygnować z pisania nowego opowiadania, bo stwierdziłam, że skoro nie ma kom, to 2 blog was nie interesuje ;/ jak NA RAZIE założyłam bloga, ale nie wiem czy będę kontynuować jeśli tak do tego podchodzicie ;(
mam zamiar napisać świątecznego shota, pojawi się w dzień wigilii albo później.
Subskrybuj:
Posty (Atom)