niedziela, 30 grudnia 2012

WAŻNE

UWAGA UWAGA!
oNE SHOTY BĘDĄ USUNIĘTE Z TEGO BLOGA I PRZENIESIONE NA INNY!

Więc jeśli chcenie wiedzieć o następnych rozdziałach albo poczytać moje One Shoty to zapraszam na mojego głównego bloga, na którym jest spis wszystkiego co piszę oraz linki i TYLKO I WYŁĄCZNIE TAM BĘDZIECIE MOGŁY DOWIEDZIEĆ SIĘ O NOWYCH ROZDZIAŁACH.

więc oto mój główny blog:   klik

jeśli ktoś czegoś nie rozumie, to nie napisze w kom. a postaram się to dokładniej wyjaśnić

Love u all.
Laura Nowak

wtorek, 25 grudnia 2012

Świąteczny shot: Nie wiesz co jest dzisiaj


 Wybiegłem z mieszkania zarzucając na ramiona kurtkę zimową, poprawiłem pośpiesznie pasek olbrzymiej torby na ramieniu, po czym szybko zacząłem zbiegać po schodach. Obym tylko się nie spóźnił… oby nie było korków…
 - Zayn – usłyszałem za sobą dobrze mi znany głos starszej kobiety. Odwróciłem się zdezorientowany, przecież mówiłem jej kilka razy, że nie musi mi podlewać kwiatków pod moją nieobecność, czyżby znów chciała mi to zaproponować? Przecież ja nie mam żadnych kwiatków! Kobieta zaśmiała się widząc moją poddenerwowaną minę, pokręciła głową z politowaniem. – Mój drogi, rozumiem że się spieszysz, ale drzwi do swojego mieszkania mógłbyś zamknąć na klucz. Przecież ja nie będę stać na straży przez cały czas. – pacnąłem się otwartą dłonią w czoło przeklinając siebie i moją głupotę. Cholera jasna, zaraz mi samolot odleci! Zrzuciłem bagaż z ramienia i zacząłem wspinać się w górę schodów gdzie stała staruszka. Minąłem ją posyłając jej uśmiech, który odwzajemniła. Nie to żebym jej nie lubił, bardzo miła starsza pani. Kobietka ta pełni rolę mojej mamy, pomaga mi kiedy tego potrzebuję, zaprasza na herbatkę z konfiturami albo opieprza mnie kiedy wracam do domu schlany. Co się zdarzyło kilka razy… nie wiem co bym bez niej zrobił, bez mojej staruszki sąsiadki. Kochałem ją jak własną babcię, naprawdę! Jedyne co mnie w niej wkurzało to skleroza, prosiłem ją o pożyczenie cukru, a ona wraca z kuchni z pieprzem… taaa tych sytuacji było o wiele więcej.
     Wróciłem na odpowiednie piętro, zamknąłem drzwi na klucz i wróciłem na dół gdzie stała Pani Watson z moją torbą. Odebrałem ją od niej dziękując.
 - Może podleję kwiatki pod twoją nieobecność, dorobiłeś mi klucz do swojego mieszkania, więc nie musiałbyś mi dawać swojego – uśmiechnęła się. Znów skleroza, pomyślałem. Westchnąłem głośno i powiedziałem jej to co zaledwie kilka godzin temu, że nie musi tego robić bo nie mam kwiatków i przypomniałem jej, że już się mnie o to pytała. Na co moja sąsiadka mruknęła pod nosem coś typu: starość nie radość. Zaśmiałem się perliście słysząc jej ulubione powiedzonko.
- Wesołych świąt! – krzyknąłem kiedy kobieta wchodziła już do swojego mieszkania.
 - Wesołych świąt, Zayn – odpowiedziała po czym zamknęła drzwi, a ja pognałem do wyjścia z bloku. Na dworze panował straszny chłód, no ale to przecież zimna, więc nie ma się czemu dziwić. Owijając szalik ciaśniej wokół szyi ruszyłem w kierunku samochodu. Z pośpiechu nawet nie zauważyłem blond chłopaka siedzącego na śniegu i dygocącego z zimna. kątem oka zauważyłem, że siedział na starym kartonie i był owinięty jakimś kocem, jego ubrania pozostawiały wiele do życzenia. Współczuję mu. Pomyślałem, nie myśląc już dłużej o bezdomnym chłopaku wrzuciłem walizkę do bagażnika i odjechałem z parkingu. Modląc się w duchu, aby zdążyć na samolot. Muszę dzisiaj dolecieć do Nowego Jorku, bo jeśli nie to wieczorną wigilię spędzę samotnie, bez rodziny, bez przyjaciół. Pokręciłem głową odganiając od siebie wizję siedzenia w pustym mieszkaniu bez jakiegokolwiek towarzystwa. Muszę zdążyć.
  Zatrzymałem samochód przed głównym wejściem lotniska, szybko wysiadłem zabierając walizkę i skierowałem się do wielkiego budynku. London City Airport było olbrzymie tak więc miałem mały problem ze znalezieniem głupiej informacji. Zdenerwowany rozglądałem się dookoła modląc się o cud. Nagle moim oczom ukazała się tabliczka z literką „i” ,zadowolony udałem się w tamtym kierunku. Przy ladzie stała jakaś starsza pani w czerwono czarnym uniformie. Podszedłem do niej, kobieta posłała mi sztuczny uśmiech, gołym okiem można było dostrzec, że tylko i wyłącznie z przymuszenia wysilała się na bycie miłym, no cóż to była jej praca.
 - Gdzie mogę oddać walizkę, zaraz mam samolot linii Swiss  do Nowego Jorku – pracownica lotniska wystukała coś na klawiaturze komputera marszcząc brwi, przeniosła wzrok z monitora na moją spiętą twarz – Proszę niech pani powie, że jeszcze nie odleciał – wydusiłem z siebie widząc jej współczujące spojrzenie. Złożyłem ręce jak do modlitwy wpatrując się w kobietę, w sumie w duchu modliłem się, żeby powiedziała coś w stylu : Ma pan jeszcze dużo czasu do odlotu, więc niech się pan nie denerwuje. Miałem nadzieję to usłyszeć, choć w głębi duszy wiedziałem, że zaraz się załamię.
 - Niestety, samolot do Nowego Jorku właśnie jest na pasie startowym… Jeśli przybyłby pan troszeczkę wcześniej może by pan zdążył… - w głębi duszy wiedziałem, że nie było jej przykro i miała gdzieś to co czułem. Bo kogo obchodziłyby sprawy zupełnie mu obcego człowieka?!
 - Cholera.. – zakląłem pod nosem uderzając pięścią w ladę. Pracownica nawet nie zwróciła mi uwagi, że nie powinienem się tak zachowywać w miejscu publicznym. Po prostu zajęła się swoimi sprawami nie zwracając ma mnie najmniejszej uwagi, miała mnie w dupie. Szurając butami skierowałem się powolnym krokiem ku drzwiom, którymi kilka minut temu tutaj wszedłem.  Było strasznie tłoczno, więc musiałem manewrować między ludźmi spieszącymi się na swoje samoloty. Nawet nie pytałem czy są jakieś inne samoloty do Nowego Jorku, bo dobrze znałem odpowiedź. Przecież był dzień Wigilii, mnóstwo ludzi tego dnia podróżowało w swoje rodzinne strony, więc to było niemożliwe żeby jakimś cudem znalazło się  wolne miejsce dla mnie. W końcu ku mojej uldze wydostałem się z dusznego holu i mogłem odetchnąć świeżym powietrzem, poprawiłem czapkę zsuwającą mi się na oczy po czym kopnąłem w najbliżej stojący śmietnik, aby pozbyć się negatywnych emocji. Nie chciałem spędzać sam świąt, ale chyba byłem na to skazany. Dlaczego akurat ja?!
   Zatracony w swoich myślach nawet nie zauważyłem, że zdążyłem zajechać pod swój blok, o dziwo w drodze powrotnej nie było korków. Szkoda, że jak jechałem na lotnisko to utknąłem w dwóch dość sporych. Cholera jasna ja to mam szczęście! Jak na złość kiedy jechałem w tamtą stronę to utknąłem  tych cholernych korkach, ale jak już się nigdzie nie spieszyłem to na jezdni było prawie że pusto. Nie użalając się nad sobą wysiadłem z mojego Audi i udałem się zaśnieżonym chodnikiem w kierunku wejścia na klatkę schodową. Bez sensu kląłem pod nosem, i kopałem śnieg na wszystkie strony, cały dobry humor diabli wzięli. Niechcący kopnąłem śniegiem w bezdomnego, którego wcześniej spotkałem pod swoim blokiem. Spojrzał na mnie błękitnymi tęczówkami lekko przestraszony, pewnie zauważył że nie byłem w humorze. Strzepnął z ramion śnieg, który na niego kopnąłem nie odzywając się ani słowem, chyba się mnie bał… ale dlaczego? Przecież na oko był w moim wieku… i chyba na tym podobieństwa się skończyły. On był chudy i mały, a ja wysoki i dobrze zbudowany. On miał niewinny wyraz twarzy, ja natomiast dzięki swojej karnacji i ciemnych włosach przypominałem terrorystę.
 - Przepraszam – powiedziałem tylko i ruszyłem w stronę bloku. Wspiąłem się szybko po schodach na drugie piętro gdzie mieszkałem, otworzyłem drzwi i wszedłem powoli do mojego mieszkanka w którym panowała grobowa cisza. Ani żywej duszy jak zawsze, nienawidziłem mieszkać sam, ale odkąd mój współlokator się wyprowadził nie miałem innego wyjścia – Wesołych świąt Zayn – powiedziałem do siebie po czym napisałem do mamy smsa, że jednak ich nie odwiedzę, bo uciekł mi samolot. Nie czekając na jej odpowiedź udałem się do toalety w celu wzięcia gorącego prysznica.
 Już odświeżony założyłem stary, szary dres i położyłem się na kanapie wpatrując tępo w sufit. Pewnie gdybym zdążył na ten cholerny samolot to teraz ubierałbym z moim chrześniakiem choinkę i spędzał miło czas. W końcu kto nie lubi wygłupiać się ze swoją rodzinką?
 - Zajebiste święta - mój głos przesycony był sarkazmem. Podniosłem się i poszedłem do kuchni, nastawiłem wodę w czajniku. Ciekawe co tym razem pysznego przygotowała moja mama na wigilię? Może tiramisu, albo szarlotkę polaną czekoladą? Na samą myśl pociekła mi ślinka. Czekając aż woda na herbatę się zagotuje wyjrzałem od niechęcenia przez okno. Miałem niezły widok na całe podwórze przed blokiem i na parking. Choć było już ciemno widziałem zarys swojego samochodu, mały plac zabaw, bezdomnego nadal leżącego przy chodniku. Zatrzymałem wzrok na jego drobnej postaci. Widziałem tylko zarys jego sylwetki, chyba leżał na śniegu zwinięty w kłębek. Musiało być naprawdę zimno… A z tego co zauważyłem on nie był zbyt ciepło ubrany. W tym momencie coś we mnie pękło, poczułem coś dziwnego, ból w sercu. Nigdy wcześniej nie doświadczyłem czegoś takiego…
- A co mi tam – znów powiedziałem do siebie co zaczęło się robić coraz bardziej dziwne. Chyba ta samotność w święta nie wyjdzie mi na dobre. Głupieję sam ze sobą.

  Nie zakładając żadnej kurtki ani szalika wyszedłem z mieszkania, nie zamknąłem drzwi, bo wiedziałem, że zajmie mi to zaledwie kilka minut. Gdyby teraz zobaczyła mnie moja sąsiadka, to na pewno by mnie opieprzyła za nieostrożność. Na szczęście jej tu nie było. Na dworzu było strasznie zimno, pożałowałem że jednak nie wziąłem tej cholernej kurtki. Pocierając ramiona w celu rozgrzania się powoli podszedłem do leżącego na śniegu chłopaka. On spał. Zawinięty w stary koc , wyglądał tak bezbronnie. Pochyliłem się nad nim i poklepałem delikatnie po ramieniu. Chłopak mruknął tylko coś pod nosem nie otwierając oczu. Dopiero teraz zauważyłem, że strasznie się trząsł, był blady, a jego pełne wargi sine. Potrząsnąłem nim mocniej. Blondyn otworzył oczy i rozejrzał się zdezorientowany. Mina mi zrzędła, kiedy chłopak usiadł i nieznacznie odsunął ode mnie patrząc na mnie zaniepokojonym wzrokiem.
 - Zimno ci? – spytałem posyłając mu najpiękniejszy uśmiech na jaki teraz było mnie stać. Bezdomny kiwnął lekko głową, nie wiedząc czego może się spodziewać po moim zachowaniu – Co tutaj robisz? Jest Wigilia, powinieneś spędzać ją z bliskimi – powiedziałem kucając obok niego.
 - Nie mam nikogo bliskiego – powiedział cicho spuszczając głowę, jakby się tego wstydził.
 - Czyli jesteś skazany na mnie – szturchnąłem go w ramię po przyjacielsku – Choć – wstałem i wyciągnąłem w jego kierunku dłoń, spojrzał na nią nie wiedząc co zrobić. Uśmiechnąłem się zachęcająco, lecz blondyn jakby przyrósł do tej ziemi, w ogóle się nie ruszył – Nic ci przecież nie zrobię! No chodź, proszę! – w końcu uścisnął moją dłoń swoimi zimnymi strasznie kościstymi palcami. Boże jaki on był chudy! Pomogłem mu wstać, co nie było wyzwaniem, bo ważył bardzo mało. Pociągnąłem go w kierunku bloku, nie sprzeciwiając się poszedł moim śladem ciągnąc za sobą podstarzały koc.
  Zaprosiłem go do mieszkania, niepewnie przestąpił próg rozglądając się dookoła.
 - Czuj się jak u siebie w domu – powiedziałem klepiąc go po plecach. Drobna postać popatrzyła na mnie spod blond grzywki, lekko się krzywiąc.
 - Ja nie mam domu – szepnął. Pewnie nie chciał, żebym dosłyszał to co powiedział, ale wyszło inaczej. Spojrzałem na jego profil, chłopak wpatrywał się w swoje stare trampki, które swoją drogą chyba były kiedyś białe.
 - Przepraszam, nie chciałem żeby to tak zabrzmiało – blondyn machnął tylko ręką, nie chcąc kontynuować tego niezręcznego dla niego tematu. Uśmiechnął się smutno, obdarzając mnie ciepłym spojrzeniem niebieskich tęczówek.
 - Przywykłem – westchnął znów spuszczając wzrok na buty.
 - Dobra, nie stójmy tak w korytarzu i nie smutkujmy! Jest Wigilia, pierwsza gwiazdka się już dawno pojawiła, czyli czas na miły czas, nieprawdaż? Więc zrobimy tak: ty pójdziesz wziąć gorący prysznic dzięki czemu może nie będziesz chory, a ja dam ci cieplutkie ubrania i zrobię kakao, bo lubisz kakao prawda? – chłopak pokiwał ochoczo głową, a ja zaśmiałem się perliście – Tak też myślałem! – pełen energii, która swoją drogą nie wiem skąd się u mnie wzięła, wskazałem chłopakowi łazienkę, a sam wyciągnąłem z szafy jakieś czarne spodnie od dresu oraz białą koszulę i położyłem wszystko pod drzwiami, z za których słychać było szum wody.
  Udałem się do kuchni, ustawiłem mleko na gaz mieszając co raz. W głębi duszy wiedziałem, że robię dobrze, od dawna interesowałem się tylko i wyłącznie swoją osobą, byłem egoistą. Ale jak zobaczyłem tego biednego chłopca to poczułem ucisk w piersi, musiałem mu pomóc. Teraz czułem się o wiele lepiej, w końcu zrobiłem coś dla drugiego człowieka. I wiecie co? Spodobało mi się to i to nawet bardzo. Cieszyłem się, że nie spędzę tych świąt samotnie, będę miał towarzysza. A tym towarzyszem był… no właśnie jak on ma na imię?! No brawo Malik, nawet się mu nie przedstawiłeś! Tylko pogratulować sprytu… może i jestem trochę bezmyślny, bo tak naprawdę nie wiem jak on ma na imię, kim jest i dlaczego mieszka na ulicy. Ale to przecież nie jest najważniejsze, w środku byłem pewien jednego: na pewno nie jest złodziejem ani jakimś zabójcą. Po prostu to wiedziałem i już. Od tego blondyna bije taka naturalność i skromność, że aż to nie możliwe, żeby nie pomóc komuś takiemu jak on. Chociaż go nie znam, to mogę stwierdzić że był troszeczkę jak anioł.
 - Jestem Niall – odwróciłem się słysząc głos mojego gościa. Popatrzyłem na niego trochę zdezorientowany, ponieważ wyrwał mnie z zamyślenia – Nie przedstawiłem ci się wcześniej – dodał widząc zmieszanie na mojej twarzy.
 - A no tak! Wybacz, ale się zamyśliłem – rzuciłem wycierając ręce w ścierkę – Ja jestem Zayn – podałem mu dłoń, którą uścisną, teraz nie była zimna, lecz całkiem ciepła. Wiedziałem, że gorący prysznic dobrze mu zrobi.
 - Na pewno chcesz mnie tutaj? No wiesz… pewnie masz ciekawsze zajęcie na święta niż zawracanie sobie głowy czymś takim jak ja – wskazał na siebie. Pokręciłem głową niedowierzając w to co właśnie powiedział. Czyżby naprawdę miał tak niskie mniemanie o sobie? Zupełnie go nie rozumiałem.
 - Po pierwsze to nie jesteś czymś a kimś – podszedłem do Nialla kładąc mu dłoń na ramieniu – Po drugie ja chcę ciebie tutaj gościć, bo nie chcę żebyś zamarzł na dworze i wydajesz się bardzo miłą osobą z którą chcę spędzić Wigilię, pomimo tego, że cię nie znam. Jedyne czego żałuję to to, że nie zaprosiłem cię wcześniej do siebie – nagle blondyn zbliżył się do mnie i mocno mnie przytulił, zdezorientowany jego zachowaniem, odwzajemniłem uścisk w którym trwaliśmy przez dłuższy czas. Do moich uszu dotarł cichy szloch, nie za bardzo wiedząc co zrobić objąłem go jeszcze mocniej i zacząłem głaskać po plecach.
 - Dziękuję – szepną mi do ucha – Za to, że cię obchodzę – dodał pociągając nosem. Znów zaczął drżeć, tyle że nie z zimna tak jak wtedy na dworzu, a z …. No właśnie dlaczego drżał? Nie
zastanawiając się na tym, bo to w końcu nie było najważniejsze, oparłem brodę na jego ramieniu, żeby było mi wygodniej. Co ten chłopak miał na myśli mówiąc, że go obchodzę? Przecież to było oczywiste, że on mnie obchodzi. Chciałem, żeby spędził miło święta, żeby było mu choć raz dobrze, żeby poczuł ducha świąt Bożego Narodzenia, żeby było mu wygodnie i ciepło. Niall na to zasługiwał, nie raz do roku, a przez cały czas. Więc dlaczego tego nie ma? Gdzie jego rodzina? Gdzie jego dom? Nie wiem co go spotkało w przeszłości, ale to musiało być coś strasznego skoro wylądował na bruku. Mimo, że go dobrze nie znałem, a raczej w ogóle go nie znałem, to wiedziałem, że zasługiwał na dom do którego mógłby codziennie wracać, zasługiwał na rodzinne ciepło. Każdy zasługiwał na rodzinę, miłość i bezpieczeństwo. – Wcześniej nikt się nie zainteresował moją osobą, nikt nie zaprosił mnie do domu, od dwóch lat nie świętowałem Bożego Narodzenia jak normalny człowiek – co stało się dwa lata temu? Chciałem spytać, lecz powstrzymałem się, bo było to dość niestosowne – Ludzie widząc bezdomnego, omijali mnie szerokim łukiem, a jak już podchodzili, to drwili ze mnie, za wszelką cenę chcieli mnie jeszcze bardziej zhańbić, nawet bili mnie. Moi rówieśnicy przechodząc obok mnie wyklinali mnie, znęcali się. To było okropne – zacisnął pięści na mojej koszulce –nie zdajesz sobie nawet sprawy jakie życie potrafi być okrutne – zamilkł. Słyszałem jak pociągał nosem i wycierał ręką łzy. W końcu odsunął się ode mnie, mamrocząc coś pod nosem, że pójdzie do toalety się trochę ogarnąć. Zostawił mnie ze swoimi myślami w kuchni.
Podszedłem do kuchenki nalewając do kubków ciepłe mleko i wsypując do każdego brązowy proszek. Zastanawiając się nad sensem jego słów zaniosłem do salonu napoje i odgrzałem spaggetti, którego dość sporo zostało z wczoraj. Nic lepszego nie mogłem znaleźć w lodówce, więc musieliśmy się zadowolić tym co było. Położyłem na stoliczku przy sofie dwa talerze i sztućce i usiadłem czekając na chłopaka. Wszystkie czynności wykonywałem jak w transie. Co on miał na myśli mówiąc, że życie potrafi być okrutne? Co stało się takiego dwa lata temu? Czyżby wtedy był normalnym nastolatkiem, a potem wszystko mu się spieprzyło? Ale dlaczego co miało miejsce te pare lat temu?! Pytania ciągle chodziły mi po głowie, a brak odpowiedzi trochę mnie zdenerwował. Chciałbym się go o wszystko zapytać wprost, ale to nie byłoby w porządku. Jeśli będzie chciał to mi powie.
 - Mam nadzieję, że lubisz spaggetti, bo tylko to znalazłem w lodówce – podałem mu talerz, blondyn usiadł obok mnie na kanapie. Jeszcze miał trochę czerwone i podpuchnięte oczy od płaczu.
 - Kocham spaggetti! Nawet nie wiesz od jak dawna nie jadłem normalnego posiłku! – uśmiechnął się i zaczął pałaszować swoją porcję, sądząc po jego minie chyba mu smakowało. Chociaż w sumie, jeśli mam wierzyć jego słowom, to mi też by wszystko smakowało, gdybym nie jadł nic normalnego od dawna. Wziąłem swój talerz i też zacząłem jeść. Włączyłem telewizor, spytałem Nialla czy lubi oglądać horrory, chłopak tylko wzruszył ramionami, co  ja uznałem za potwierdzenie. W końcu zdecydowałem, że obejrzymy sobie Dom w środku lasu . Akurat się zaczynał, więc spokojnie mogliśmy obejrzeć. Jak dla mnie ten film nie był w ogóle straszny, ale kątem oka zauważyłem jak mój towarzysz zasłania sobie czasami oczy ręką.
 - Ktoś tu się boi – zaśmiałem się widząc, że chłopak znów zakrywa twarz podczas „strasznego” momentu. Niall wystawił mi język i szturchnął w ramie odrywając wzrok od ekranu.
 - Może i troszeczkę się boje – przyznał – Apsik!  - chłopak kichnął, a mi od razu mina zżędła. Wiedziałem, że to spanie na śniegu nie wyjdzie mu na dobre!
 - Pod koc! – rzuciłem w niego grubym materiałem, którym natychmiast się przykrył – I nasz się nie odkrywać!- pogroziłem mu palcem – Jeszcze by tego brakowało, żebyś się rozchorował – przybliżyłem się do chłopaka leżącego po drugiej stronie kanapy i opatuliłem go ciaśniej kocem – Nie ruszaj się stąd! – udałem się do kuchni i nalałem do dwóch kubków zieloną herbatę, po czym wróciłem do salonu i jeden z nich wręczyłem blondynowi. Chłopak nic nie mówiąc zaczął pić ciepły płyn.
 - Zayn dlaczego jesteś tutaj? – popatrzyłem na niego pytająco gdyż nie zrozumiałem sensu tego pytania – No chodzi mi o to, że widziałem cię dzisiaj jak wychodziłeś z bagażem, a potem wróciłeś zdenerwowany z powrotem. Jeśli mogę spytać, to co się stało? – dzięki niemu zupełnie zapomniałem o tym ,że nie miałem dziś szczęścia, bo nie dotarłem na Wigilię do rodziny. Nie wiem jakim cudem, ale w ogóle się tym nie przejmowałem, nie żałowałem, że się spóźniłem, bo gdyby nie to, to nie poznałbym Nialla. Choć tęskniłem za rodziną i cieszyłem się na to spotkanie, to dzięki blondynowi nie byłem smutny, że jednak ich nie zobaczę.
 - To żadna tajemnica, spóźniłem się na samolot, miałem lecieć do rodziny na święta – wytłumaczyłem.
 - Przykro mi – powiedział, lecz ja tylko machnąłem ręką i wymamrotałem coś  o tym, że niedługo ich może odwiedzę i że wtedy nadrobię święta – Ja przepraszam, za tą całą sytuację w kuchni, ja-ja od tak dawna nie otrzymałem żadnej pomocy, no i coś mnie wzięło i jakoś tak nie wiem dlaczego zacząłem płakać – podrapał się czole nie wiedząc co ma jeszcze dodać. Widać było po nim, że było mu ciężko się wytłumaczyć, ale czy ja go prosiłem o to, o jego tłumaczenia? Nie… więc po co mi to wszystko mówił?
 - Nie tłumacz się – przerwałem mu – Dobrze cię rozumiem, szukałeś pocieszenia – uśmiechnąłem się i poklepałem go po ramieniu. Byłem strasznie ciekawy, co stało się te dwa lata temu, korciło mnie żeby go o to zapytać, lecz powstrzymałem się. Nie chciałem, żeby ta miła atmosfera, która teraz panowała w pokoju uległa zmianie. Po co niszczyć coś tak miłego?
 - Chyba jednak powinieneś znać całą prawdę… - zaczął, a ja zaciekawiony podniosłem na niego wzrok. Niall wpatrywał się w swój kubek z herbatą i tak jakby w zamyśleniu skrobał napis na nim – Nie chciałeś, żebym marzną, przyjąłeś mnie do siebie na Wigilię. Co jest bardzo miłe i jestem ci wdzięczny – westchnął dalej nie spuszczając wzroku z naczynia – Uważam, że należą ci się wyjaśnienia… Nie wiem czy cię to wszystko interesuje, ale powinieneś wiedzieć, dlaczego nie mam domu i … rodziny – mówiąc to ostatnie słowo przymknął oczy i pociągnął nosem. Przysunąłem się do niego i objąłem jego drobne ciało ramieniem, chłopak nie odsunął się, lecz jeszcze bardziej wtulił w moje ramie. Przyjąłem to za dobry znak. Wiedziałem, że robię dobrze, ten chłopak potrzebował wsparcia i pomocy, a ja chciałem zrobić wszystko, żeby mu pomóc. Mimo, że znałem go zaledwie od dwóch godzin, to miałem wrażenie, że znamy się całą wieczność. Dziwne, nie prawdaż?
 - Jeżeli nie chcesz to… - nie dokończyłem.
 - Chcę… - przerwał mi – Opowiem ci wszystko – dodał ciszej. Dopiero teraz otworzył swoje niebieskie ślepia, kątem oka dostrzegłem, że są zaszklone, po chwili po jego lewym policzku zaczęła spływać pojedyncza łza. Objąłem go mocniej, dodając chłopakowi odwagi – Dwa lata temu byłem zwykłym, beztroskim siedemnastolatkiem. Nie miałem dużo znajomych, zaledwie kilku kolegów, ale nie narzekałem. Uważałem, że życie jest piękne, że mogę wszystko, kochałem przyrodę, sport, uwielbiałem bawić się z młodszym rodzeństwem w ogrodzie. Różniłem się od rówieśników… dla moich kolegów najważniejsze były dziewczyny, imprezy, ja raczej wolałem pograć w nogę, spędzić czas z rodziną. Dużo czasu spędzałem ze swoim kolegą Markiem, po jakimś czasie zacząłem na niego patrzeć nie jak na kumpla, a raczej jak na… - zawahał się na chwilę -  jak chłopak patrzy na dziewczynę – zamilkł i spojrzał na mnie zdenerwowany – Jeżeli się mnie brzydzisz to mogę wyjść…
 - Co? – dopiero po chwili dotarło do mnie ostatnie zdanie, które powiedział – Ależ skąd! Nie mam nic przeciwko homo, mam nawet kilku kolegów innej orientacji, tak więc spokojnie – posłałem mu uśmiech, który odwzajemnił – Możesz kontynuować – dodałem. Chłopak z wyraźną ulgą zaczął opowiadać dalej skrobiąc nadruk na swoim kubku.
 - Nie wiedziałem co się ze mną działo. Coraz częściej zwracałem uwagę na facetów, dziewczyny w ogóle mnie nie pociągały… bałem się… na początku myślałem, że to może jakaś choroba – zaśmiał się kręcąc głową – Wiem to było głupie, ale naprawdę taka myśl przeszła mi przez głowę. Dotarło do mnie, że jestem gejem i zakochałem się w swoim kumplu. Czułem się strasznie niezręcznie w jego towarzystwie, więc w końcu powiedziałem mu co do niego czuję. Potem nastał najgorszy okres mojego życia, wszystko zaczęło się sypać. Mój kumpel odwrócił się ode mnie, po kilku dniach cała szkoła znała moją orientację. Byłem prześladowany. Pewnego dnia wróciłem cały zapłakany do domu po kolejnym płukaniu w szkolnym kiblu. Mama zaczęła mnie wypytywać co mi się stało, dlaczego jestem cały mokry, dlaczego płaczę… Powiedziałem jej wszystko, ona jako jedyna mnie zrozumiała, zaakceptowała mnie takiego jakim jestem. Niestety mój ojciec już nie był taki dobry, kiedy się dowiedział stwierdził, że nie ma już syna, kazał mi się wynosić z domu, bo nie chciał mieszkać pod jednym dachem z pedałem. Nawyzywał mnie, więc spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy i opuściłem swój dom. Matka próbowała wpłynąć na decyzję taty, lecz on był nieugięty… wyrzekł się mnie. Nie widziałem ich od dwóch lat… - starł dłonią łzy, które spływały po jego policzkach.
 - Przykro mi – tylko tyle potrafiłem z siebie wydobyć po tym co usłyszałem. Jego historia mną wstrząsnęła, jego własny ojciec wyrzekł się go za coś takiego, za to że jego syn wolał mężczyzn. Nie miałem bladego pojęcia, że na ziemi żyją tak okropni ludzie. Gdybym miał syna, to nigdy bym tak go nie potraktował! Zrobiło mi się strasznie smutno, chciałem jakoś pomóc temu chłopakowi, przecież Niall nie może do końca życia błąkać się po ulicach. Ktoś taki jak on zasługuje na prawdziwą rodzinę, miłość i wsparcie. A nie na coś takiego. Muszę mu jakoś pomóc, ale jak…?
 - Mimo tego jak bardzo mnie skrzywdził, tęsknię za nim – domyśliłem się, że miał na myśli tatę – i za mamą… wiesz co jest najdziwniejsze? To, że po kilku dniach od kiedy mnie wyrzucił, wybaczyłem mu, nie miałem mu za złe tego co zrobił – pociągnął nosem – To chyba dlatego, że go kocham, prawda Zayn?
 - Oczywiście, że tak – uśmiechnąłem się do niego pocieszająco – Wiesz co powinieneś zrobić? – podniósł głowę i popatrzył na mnie pytająco – Powinieneś wrócić do nich i z nimi porozmawiać, może wtedy twój ojciec działał w przypływie emocji, może on też  za tobą tęskni? – odstawiłem swój pusty już kubek na stoliczek, który stał obok kanapy i z powrotem usiadłem obok blond chłopaka. Niall przez chwilę zastanowił się nad moimi słowami, lecz tylko machnął ręką lekceważąco.
 - Gdybyś widział go te dwa lata temu to.. – nie skończył.
 - To było dwa lata temu, nie wiesz co jest dzisiaj – przerwałem mu i zerwałem się na równe nogi – Nie mogę pozwolić, żebyś znów wrócił na ulicę, tak więc wstawaj i ruszamy – pociągnąłem go za rękę gdyż chłopak nie był skory do wyjścia spod ciepłego koca. Po chwili poddał się i poszedł za mną – wręczyłem mu jakąś moją kurtkę, która była już dla mnie za mała, gdyż ta Nialla nadawała się tylko do wyrzucenia. Sam założyłem buty, grubą kurtkę oraz szalik i wyprowadziłem zdezorientowanego chłopaka z mieszkania.
 - Tak właściwie to gdzie jedziemy? – spytał kiedy już wsiadaliśmy do mojego Audi.
 - Jak to gdzie? Do twojego domu – chłopak słysząc to zamarł w bezruchu i rzucił mi przerażone spojrzenie – Wsiadaj – powiedziałem widząc, że Niall miał chęć uciec tam gdzie pieprz rośnie. W sumie nie dziwiło mnie to, że nie chciał ich spotkać, a raczej jego ojca, no ale przecież jeśli z nimi nie porozmawia to może wiele stracić. Jeżeli tata Nialla znów zacznie go wyzywać to nie zapanuję nad sobą i mu coś powiem, a potem wrócę z chłopakiem do mnie i pomyślimy co dalej. Ale mam nadzieję, że jednak będzie inaczej i chłopak znów będzie mógł zasmakować rodzinnego ciepła.
 - Nie chcę – zająkał się – Boję się…
 - Niall, cokolwiek się stanie to cię tam nie zostawię – położyłem rękę na piersi – Przysięgam – na szczęście to poskutkowało i blondyn po chwili wahania wsiadł do auta i grzecznie zapiął pasy. Usatysfakcjonowany usiadłem za kierownicą i przekręciłem kluczyk w stacyjce. Chłopak po wytłumaczeniu mi jak mam dojechać do jego rodzinnego domu, nic już nie powiedział podczas podróży. Był zajęty własnymi myślami, a ja własnymi. Jadąc do domu Nialla jedno pytanie łaziło mi po głowie i nie chciało mi dać świętego spokoju. Malik co się z tobą dzieje? Właśnie to bardzo dobre pytanie… Nigdy nie zachowywałem się tak jak teraz… zawsze najważniejszy był dla mnie czubek własnego nosa no i może losy rodzinny i nic poza tym. Nie zwracałem uwagi na uczucia innych ludzi. A teraz… teraz byłem jak nie ja. Gdy zobaczyłem Nialla leżącego na śniegu, poczułem wewnętrzy ból, nigdy wcześniej czegoś takiego nie odczuwałem. Było mi go szkoda, dlaczego? Może dlatego, że był taki bezbronny i był w moim wieku? Nie wiem co mną kierowało. W moim sercu obudziło się tak jakby ciepło i współczucie dla drugiego człowieka. Kiedy przyprowadziłem go do siebie, dałem mu ubrania, rozmawiałem z nim, czułem pewną lekkość. Byłem zadowolony, może i szczęśliwy? Ale czym to się ma? Czyżby to pomoc innym przynosiła takie uczucie? Jeśli tak to mogę to robić do końca życia,  pomagać ludziom oczywiście – To tutaj – powiedziałem sprowadzając zamyślonego blondyna na ziemię, musiał się nad czymś nieźle głowić, jeżeli nawet nie zauważył, że dojechaliśmy. Dom rodziców Nialla był mały, otoczony ładnie zadbanym ogródkiem. Było już dość późno, więc nie widziałem dokładnie jego wyglądu, w końcu zbliżała się 22 – Gotowy? – poklepałem spiętego chłopaka po ramieniu, niebieskooki wpatrywał się w budowlę stojącą przed nami jak w obrazek lecz też z przerażeniem.
 - Chodźmy – wydusił z siebie na tyle głośno, że mogłem go dosłyszeć. Wysiedliśmy  z auta jednocześnie i ramię w ramię podążaliśmy wysypaną kamyczkami ścieżką do drzwi wejściowych – Dużo się nie zmieniło – zauważył Niall lustrując cały ogródek, zacząłem również się rozglądać zaciekawiony. Wokoło było mnóstwo krzaków różanych, które pewnie mama blondyna uwielbiała, akurat w tej porze roku były przysypane białym puchem. Z pod śniegu wystawały głowy krasnali ogrodowych oraz dało się zauważyć zarys grządek, gdzie pewnie sadzono zioła i warzywa. Był to normalny ogródek niczym wyróżniający się od reszty. Nawet nie zauważyłem kiedy doszliśmy do drzwi, a Niall niepewnie pukał do drzwi. Przytrzymałem go za ramię bo przez chwilę wydawało mi się, że zaraz stchórzy i ucieknie. Lecz na całe szczęście się tak nie stało. Drzwi otworzyła nam kobieta średniego wzrostu o jasnych włosach i bladej karnacji. Od razu dostrzegłem, że Niall jest bardzo do niej podobny, więc była to pewnie jego mama. Spojrzała na nas  zdezorientowana i troszeczkę zdziwiona.
 - A panowie do kogo?  - spytała, gdyż żaden z nas nic nie mówił. Szturchnąłem chłopaka stojącego po mojej prawej, który stał jak wryty i wgapiał się w swoja matkę. Kątem oka dostrzegłem zawiedzenie na jego twarzy, pewnie dlatego że go nie poznała. No ale czego on mógł się spodziewać skoro nie widzieli się dwa lata?! Szturchnąłem go jeszcze mocniej, gdyż blondyn w ogóle nie reagował. Stał tak blisko mnie, że aż czułem jak cały się trząsł. 
 - Cześć mamo – powiedział łamiącym się głosem czekając na reakcję swojej rodzicielki. Kobieta otworzyła szeroko oczy nie dowierzając w to co usłyszała.  Nagle uśmiechnęła się szeroko i w mig pokonała dzielącą ją odległość od syna i mocno go przytuliła. Uśmiechnąłem się widząc taką uroczą scenkę, i czego tu się bać? Wiedziałem, że mama na pewno go przyjmie z otwartymi ramionami. Niall zerknął na mnie i uśmiechnął się, w jego oczach dostrzegłem iskierki szczęścia, mam nadzieję, że  na zawsze zagoszczą w tych niebieskich tęczówkach.
 - Synku, to naprawdę ty?! Nawet nie wiesz jak się za tobą stęskniłam! – jeszcze mocniej go przytuliła, chyba z obawy że to wszystko mogłoby się jej tylko przyśnić – Dzwoniłam do ciebie, szukałam cię – kobieta zachłystnęła się łzami szczęścia – Już myślałam, że ci się coś stało – odsunęła się od niego żeby mu się przyjrzeć – ale ty urosłeś, jesteś strasznie chudy – zmierzyła go od stóp do głów kręcąc głową z niezadowolenia.
 - Tęskniłem za tobą mamo – powiedział blondyn – Tak bardzo cię kocham – ucałował rodzicielkę w policzek,  na co ona uśmiechnęła się jeszcze szerzej. W jej oczach także tańczyły iskierki szczęścia, kolejna rzecz którą chłopak po niej odziedziczył – Mamo to Zayn. To on przekonał mnie, żebym tutaj przyjechał, bardzo mi pomógł – oboje spojrzeli na mnie, a ja poczułem się strasznie niezręcznie. Jeszcze nigdy wcześniej tak dziwnie się nie czułem, to było coś zupełnie nowego. Nie miałem pojęcia co powinienem teraz zrobić, czy przedstawić się, czy może najlepiej jakbym sobie stąd poszedł?
 - Nie wiem jak ci dziękować – mama Nialla obdarzyła mnie szczerym uśmiechem, po czym zamknęła mnie w swoim uścisku tak samo jak wcześniej blond chłopaka. Posyłając Niallowi zdziwione spojrzenie, na co on tylko się dźwięcznie zaśmiał, odwzajemniłem uścisk i poklepałem kobietę po plecach.
 - Co tu się dzieje? – spojrzałem w kierunku z którego dochodził ten męski głos, kątem oka zauważyłem jak Niall przełyka głośno ślinę, a z jego oczu znikają te wesołe iskierki, matka blondyna puściła mnie i spojrzała na swojego męża uśmiechając się do niego. Podążyłem za ich wzrokiem troszeczkę zestresowany, bałem się jak ojciec Nialla będzie się zachowywał. Przyjrzałem mu się bliżej, był dość niski, trochę osiwiały, wyglądał jak przeciętny pięćdziesięciolatek, szczerze mówiąc to nic szczególnego w jego wyglądzie nie zauważyłem. Miał dość przyjemne rysy twarzy i jakoś trudno mi było uwierzyć w to co jakąś godzinę temu opowiadał mi blondyn – Niall? – spytał nie dowierzając w to co widzi. Podszedł bliżej i przyjrzał się blond chłopakowi, który przyrósł chyba do tej wycieraczki. Z niepokojem oczekiwałem tego co może się zaraz wydarzyć. Ojciec Nialla wpatrywał się w swego syna z nieodgadnionym wyrazem twarzy, natomiast on sam zaczął przyglądać się czubkom swoich starych trampek. Kątem oka zarejestrowałem jak ręka starszego mężczyzny się podnosi, przez moment myślałem, że chciał uderzyć swego syna. Lecz on podszedł do niego jeszcze bliżej i przytulił blondyna do swojej piersi. Niall niedowierzając w taki obrót wydarzeń spiął się jeszcze bardziej, lecz w końcu rozluźnił się i poklepał ojca po plecach – Synku, ja-ja przepraszam! To wszystko co ci powiedziałem, ja-ja nie powinienem był tego mówić. Nawet nie wiesz jak bardzo żałuję! Przepraszam! Czy mi wybaczysz? – w oczach taty Nialla zalśniły łzy, które zaczęły spływać po pomarszczonych ze starości policzkach.
 - Już dawno ci wybaczyłem – wyszeptał blondyn również płacząc, ale tym razem płakał ze szczęścia. Pierwszy raz od dłuższego czasu płakał ze szczęścia, uśmiechał się, a w jego oczach znów zalśniły iskierki szczęścia, które od dwóch lat schowały się głęboko we wnętrzu chłopaka. Patrząc tak na jego szczęście, nie mogłem powstrzymać uśmiechu cisnącego mi się na usta. Przed moimi oczami staną bezdomny blond chłopak leżący na śniegu pod moim blokiem, a za moment w tym samym miejscu pojawił się ten sam chłopak przytulający swego ojca. Nie mogłem uwierzyć, że w ciągu zaledwie kilku godzin jego nastrój i nastawienie do życia tak bardzo się zmieniło. Można powiedzieć że to była magia, Magia Świąt.
Stojąc pod domem Nialla i przyglądając się mu, zrozumiałem, że zrobiłem coś dobrego.
Uświadomiłem sobie, że to będzie mój cel w życiu.
Będę pomagał innym.






__________________________________________
więc oto mój prezent dla was na święta!
wydaje mi się że niezbyt dobrze mi wyszedł, a szczególnie końcówka ;/
ale nie mam już siły pisać od nowa !
tak więc prosze o komentarze ;)

LOVE U! ;* 

sobota, 22 grudnia 2012

Nowy blog!

Więc oto link do mojego nowego bloga, jeśli chcecie dowiedzieć się więcej to na niego wejdźcie i przeczytajcie notkę ;)

NOWY BLOG: klik

Jest mi bardzo smutno, ponieważ pod epilogiem tylko 2 osoby zostawiły komentarz, przez chwilę zastanawiałam się nawet czy nie zrezygnować z pisania nowego opowiadania, bo stwierdziłam, że skoro nie ma kom, to 2 blog was nie interesuje ;/ jak NA RAZIE założyłam bloga, ale nie wiem czy będę kontynuować jeśli tak do tego podchodzicie ;(


mam zamiar napisać świątecznego shota, pojawi się w dzień wigilii albo później.

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Epilog

 * dziesięć lat później *

 - Mamusiu Klara zabrała ma samochód - Josh pociągnął mnie za rękę, chcąc żebym poszła za nim. posłusznie wstałam i udałam się za synkiem do pokoju dziecięcego, który dzielił z Klarą. dziewczynka siedziała na dywanie i próbowała wsadzić lalkę do za małego samochodu, który należał do mojego synka. podeszłam do niej bliżej i pogłaskałam po kruczoczarnych włosach, mała podniosła na mnie swoje mądre brązowe oczy i uśmiechnęła się pogodnie. Była tak bardzo podobna do Zayna. Te same włosy, mądre oczy i karnacja.
 - Ciociu lala jest za duża - powiedziała melodyjnym głosikiem.
 - To poszukaj większego samochodu, a ten oddaj Joshowi, dobrze? - mała pokiwała główką i zrobiła to co jej zaproponowałam. nagle poczułam jak ktoś mnie odejmuje od tyłu w pasie i kładzie brodę na moje ramie. Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć, że to Niall.
 - Harry dzwonił - usłyszałam głos blondyna tuż przy swoim uchu.
 - I co tam u nich? - spytałam przyglądając się Joshowi, który zadowolony bawił się niedawno odzyskanym samochodem. Klara dalej buszowała w pojemnikach z zabawkami w poszukiwaniu wystarczająco dużego pojazdu dla jej lalki.
 - Razem z Louisem wylądowali w Brazyli, Harry mówił, że Liam nie poleciał tam z nimi, tylko postanowił wrócić do Londynu. Podobno strasznie stęsknił się za swoim chrześniakiem - zaśmiał się cicho, widząc jak Josh rzuca w kąt samochód i rzuca się w ramiona Nialla.
- Wujcio przyjedzie na prawdę?! - chłopiec uśmiechnął się szeroko - W końcu będę miał z kim chodzić na basen i do parku puszczać latawce! - krzyknął uszczęśliwiony.
 - Przecież ze mną robisz to samo - zauważył blondyn, czochrając synka po blond włoskach.
 - Tatusiu nie obraź się, ale to nie to samo co z wujaszkiem Li - powiedział chłopiec po czym dał Niallowi całusa w policzek.
- Eh... będę musiał się z tym pogodzić - westchnął udając smutnego.
- Oby oni też szybko wrócili, bo przecież ile można latać po świecie bez celu! - zaśmiałam się myśląc o tych dwóch wariatach, którzy ubzdurali sobie, że w ciągu roku zwiedzą każdy zakątek świata.
 - Gdzie jest moja najukochańsza córka?! - usłyszałam krzyk Zayna dobiegający z korytarza, po chwili mulat  już był razem z nami w pokoju dziecięcym.
 - Tu jestem - Klara zerwała się na równe nogi i podbiegła po swojego taty. mulatka rzuciła się mu w ramiona, chłopak zakręcił nią wokół własnej osi i przytulił do piersi.
 - Gdzie zgubiłeś żonę? - spytałam.
 - Została wezwana do szkoły w sprawie Jimmiego Jakaś grubsza afera - Zayn podrapał się po brodzie zamyślony.
 - Hah. co ten chłopak znów przeskrobał?! - blondyn zaśmiał się, lecz po chwili już nie było mu do śmiechu, gdyż mulat zdzielił go po głowie i dał pstryczka w palec. Niby są już dorośli, mają żony, dzieci, a zachowują się jak dzieci. Oni nigdy nie dorosną. Pokręciłam głową śmiejąc się z ich przepychanek.
 - Pobił się z kolegą o dziewczynę - powiedział w końcu Malik odstawiając Klarę na podłogę - Nie mam pojęcia co przyszło mu do głowy. Nie potrafię do niego dotrzeć, mimo tylu lat on ciągle trzyma mnie na dystans. Chyba z idealnej relacji ojciec - syn nie nie będzie - westchnął smutno - Nie wiem po kim on odziedziczył ą brutalność, kiedys był słodkim małym szkrabem męczonym przez przeróżne choroby. A teraz wielki buntownik się znalazł.
 - Może ma to po prawdziwym ojcu - wtrąciłam, zauważyłam lekki grymas na twarzy Zayna. Nie dziwię mu się, podjął się ciężkiego wyzwania, wychowywania dziecka, które Lili miała z innym. Mulat tylko go adoptował, gdy chłopczyk był mały, pomiędzy nimi panowała przyjaźń, teraz gdy Jimmy już dorasta zaczyna się mu buntować.
 Nie ważne. Może zabiorę go do Skate Parku, spróbuję coś na to poradzić. A zmieniając temat to przyszedł do ciebie list Niall - Malik wręczył blondynowi białą kopertę. Horan miał zdziwienie wymalowane na twarzy, kto mógł  mu to przysłać? chłopak wyjął ze środka kartkę i przeczytał pierwsze linijki marszcząc brwi - To od Vicki - powiedział cicho, w pokoju zapadła kompletna cisza.

Drogi Niallu,
Pewnie zdziwisz się, widząc że do ciebie napisałam po tym wszystkim, ale musiałam to zrobić. Od 10 lat dręczą mnie wyrzuty sumienia, nie mogę zapomnieć o tym co się stało. Prawie się zabiłam!  Po pierwsze chciałabym Cię przeprosić za wszystko, chyba w końcu do tego dorosłam. Chodzi mi o przeprosiny oczywiście. Wiem, że nie będzie między nami tak jak za czasów dzieciństwa, ale chciałabym mieć pewność, że choć ociupinkę mi wybaczyłeś moje głupie zachowanie podczas pobytu u ciebie. Jaka ja jestem głupia! Oczywiście, że mi nigdy nie wybaczysz! Masz mnie na pewno za dziwkę, narkomankę, egoistkę i dalej nie będę już wymieniać, bo tylko się pogrążę. Po prostu chcę cię przeprosić, wiem że to za mało, ale teraz jestem w stanie zrobić tylko to. tu w wariatkowie wszystko do mnie dotarło. O mało co nie zniszczyłam ci i twoim przyjaciołom życia. O mały włos nie pozbawiłam ciebie i Zayna życia. O moj Boże... jak ja mogłam być aż tak głupia?!  Na pogrzebie mamy dowiedziałam się, że tak na prawdę nie dostałeś tego listu, bo moja kochana mamusia go w ogóle nie wysłała. W liście pożegnalnym tłumaczyła się, że nie chciała zawracać ci głowy moimi nic nie znaczącymi problemami, więc wyrzuciła list. Czyli nie byłeś winien, a ja cię oskarżałam o egoizm i chciałam się zemścić.  Nawet nie wiesz jak żałuję... Jeśli Cię to interesuje to u mnie wszystko w porządku, tutaj w szpitalu psychiatrycznym nie jest aż tak źle, poznałam kilka osób z tymi samymi problemami jak moje. Pomagamy sobie na wzajem wyjść z nałogów, już prawie w ogóle nie myślę o kokainie i innych świństwach. A to oznacza, że może niedługo mnie wypuszczą! A zresztą po co ja ci to mówię, pewnie i tak cię to nie obchodzi. Domyślam się, że nie chcesz mnie już widzieć na oczy po tym wszystkim. choć w głębi duszy mam nadzieję, że będziesz chciał się ze mną spotkać. Proszę o to, aby przyjechał tu do mnie, porozmawialibyśmy, wyjaśnilibyśmy sobie wszystko. Nie zdziwię się jeżeli nie będziesz chciał się spotkać. Wiedz, że to moja jedyna prośba, odwiedź mnie, proszę. 
                                                      Vicki

- Pojedziesz? - Zayn spytał po chwili milczenia, nawet dzieci wyczuły atmosferę panującą w pomieszczeniu. Niall nie odpowiadając przeczytał jeszcze raz pod nosem list, po chwili w jego oczach zauważyłam łzy, które pośpiesznie wytarł rękawem bluzy.
 - Myślałem, że już nigdy się nie odezwie - powiedział ledwie dosłyszalnie wpatrując się tępo  w kartkę - Muszę się z nią zobaczyć - dodał głośniej wychodząc z pokoju, po chwili usłyszałam trzaśnięcie drzwi wejściowych. Pojechał.

___________________________________________________________
oto prolog kończący całe opowiadanie!
bardzo wam dziękuję za wszystkie komentarze, to dzięki wam wytrwałam do końca ;0
link do nowego bloga podam w sobotę tą najblizszą, oczywiście podam go na tym blogu ;)
mniej więcej wiem już o czym będzie i mam nadzieję, że wam się spodoba
tego bloga nie będę usuwała ;)
prosze tych co do tej pory nie komentowali, niech tym razem pod epilogiem zostawią po sobie jakiś ślad!!! ;) PROSZĘ!!!

niedziela, 25 listopada 2012

Rozdział 32


  - Oh, miło cię widzieć Niall – usłyszałem spokojny głos Vicki, dziewczyna uśmiechała się lekko zerkając  co chwilę kątem oka na dwóch mężczyzn trzymających nieprzytomnego Malika – Załatwimy dwie pieczenie na jednym ogniu, panowie – puściła oczko jednemu z nich. Miał długie czarne włosy związane w koński ogon i małe oczka, które zmierzyły mnie od góry do dołu. Co wcale nie było miłe.
 - Poszczęściło się nam – pokiwał głową zadowolony.
 - Co tu się dzieje Vicki? Dlaczego krzywdzisz Zayna? Dlaczego wszystko niszczysz? Mogłabyś żyć z nami w zgodzie, przecież wiesz, że jeśli teraz puścisz wolno go – wskazałem na mulata – będziemy mogli zacząć wszystko od nowa, wybaczymy ci wszystko – dziewczyna wybuchła niepohamowanym śmiechem, spojrzała na mnie z pogardą w oczach.
 - Jesteś aż tak głupi? Nie rozumiesz, że nic dla mnie nie znaczysz ty ani twoi przyjaciele?! Dla mnie jesteś nikim, rozumiesz? – podeszła do mnie, stała teraz tak blisko, że gdybym wyciągną rękę, mógłbym dotknąć jej dłoni.
 - Jesteśmy rodziną – powiedziałem próbując znaleźć w jej oczach choć trochę miłości, choć odrobinkę starej Vicki, starej słodkiej dziewczynki z którą się kiedyś bawiłem w ogrodzie, gdy odwiedzałem ciocię. Lecz nic w nich nie dostrzegłem, widziałem tylko czarne jak smoła tęczówki.
 - Rodzina już dla mnie nic nie znaczy. To jest teraz moja rodzina – wskazała na dwóch facetów stojących kilka metrów za nią. Widać, że zadowoliło ich to co powiedziała. Mnie jednak zabolały jej słowa, jak mogła coś takiego powiedzieć? Przecież nic jej nie zrobiłem, kompletnie nic. Zawsze byłem dla niej miły, bawiłem się nią, gdy była malutka pomagałem cioci ją karmić. Do dziś pamiętam jak podtrzymywałem jej butelkę z mlekiem, a jej drobne paluszki chwytały mojego kciuka i się nim bawiły. Ale teraz stał przede mną ktoś zupełnie inny, to nie była Vicki.
 - Kiedy to się zaczęło? Kiedy tak się zmieniłaś, dziewczyno!? Kiedy do cholery? – poczułem, że coś we mnie pękło, już nie mogłem pohamować nerwów, chciałem wiedzieć wszystko. Teraz jej osoba dotyczyła też mnie, więc chciałem dowiedzieć się jak najszybciej kto zawinił, przez kogo się taka stała. Czułem jak ręce mi drżały, więc zacisnąłem je w pięści i czekałem aż dziewczyna coś powie…
 - A jak myślisz? – spytała patrząc gdzieś w dal za mną, jakby próbując sobie przypomnieć wydarzenia z przeszłości – Kiedy mama rozwiodła się z tatą, on wyjechał bez pożegnania. Nawet nie wiem co się z nim dzieje, rozumiesz? Zdajesz sobie sprawę jakie to było dla mnie okropne? Człowiek którego kochałam, porzucił mnie jak jakiegoś śmiecia. Później ciotka znalazła sobie nowego partnera – w jej głosie było mnóstwo tak jakby jadu – Zamieszkał z nami, nienawidziłam go . wiesz co on mi robił?! Nie tylko ty miałeś przykre dzieciństwo Niall, ja też. Nasza rodzina to jedna wielka tragedia. Matka wyszła za tego bydlaka za mąż, zamieszkał z nami. Kiedy jej nie było w domu, on przychodził  do mnie i … domyślasz się co mi robił? Wykorzystywał mnie, bił  - zrobiłem krok  w jej stronę chcąc ją przytulić, lecz dziewczyna cofnęła się do tyłu. Zrozumiałem, że nie chce mojego wsparcia. Poznałem kiedyś nowego partnera cioci, lecz dla mnie wydawał się miły. Nie mogłem uwierzyć w to co mówiła Vicki, ale to  w sumie miało by sens… - Nie miałam komu się wyżalić, matka mi nie wierzyła, przyjaciółki kompletnie się ode mnie odsunęły kiedy im powiedziałam co dzieje się w moim domu, a ty wyjechałeś, przeprowadziłeś się! Nie miałam już nikogo!
 - Przepraszam – nie wiedziałem jak mógłbym się usprawiedliwić, rzeczywiście wyjechałem z Irlandii jak jeszcze byłe dzieckiem, ale to teraz nie ważne. Zrozumiałem, że też miałem wkład w nieszczęście Vicki.  Lecz było już za późno na przeprosiny.
 - Mam w dupie twoje przeprosiny. W końcu znalazłam pocieszenie, zaczęłam spotykać się z ludźmi z osiedla, dzięki nim zapomniałam o tym co się działo. Co z tego, że zaczęłam palić, ćpać i pić, to mi pomagało. Zmieniłam się to prawda, ale jak dla mnie na lepsze. Kiedy dowiedziałam się o chorobie matki, nie przejęłam się, bo sobie na to zasłużyła.
 - Nie mów tak.. – przerwałem jej nie chcąc tego słuchać. Jej matka cierpiała, a ona mówiła o niej tak źle. Nawet jeśli sobie na to zasłużyła, to Vicki powinna trzymać język za zębami.
 - Partner ją opuścił, nie chciał niańczyć kogoś umierającego. Gdy dowiedziałam się, że zamieszkam z tobą wkurzyłam się, nie chciałam widzieć twojej szczęśliwej twarzy, bo przypominam sobie wtedy te dobre czasy i  te złe też, męczę się przy tobie. Nie mogę patrzeć na twoich przyjaciół, bo widzę co ja straciłam. Co mogłabym mieć, gdyby nie moja przeszłość. Tutaj spotkałam  swoją nową rodzinę, pomagają mi tak jak ci z mojego starego miasta. Są tacy jak moi starzy znajomi, dają mi tyle użyek ile tyle chce, niczego mi nie odmawiają. Zapominam o przeszłości ,dzięki temu, powoli ale jednak. A wy mi w tym przeszkadzacie!
 - Ale.. – nie dokończyłem, bo poczułem przeszywający ból wypełniający tył mojej głowy, upadłem na ziemię.
*oczami Zayna*
Moja głowa, boże drogi co mi się stało. powoli otworzyłem oczy zdezorientowany. Gdzie ja jestem? Rozejrzałem się dokoła. To chyba był jakiś stary magazyn, albo coś takiego. wszędzie walały się jakieś kartony, skrzynie i stare śmieci. Nikogo tu nie było, ani jednej żywej duszy. Próbowałem się podnieść, lecz ból przeszywający całe moje ciało mi to uniemożliwiał. Westchnąłem zrezygnowany. Kątem oka dostrzegłem coś jasnego kilka metrów ode mnie.
 - Boże, Niall! – chłopak leżał niedaleko mnie, przysunąłem się do niego. Był nieprzytomny, a z tyłu głowy miał dość sporą ranę z której zdążyło ulotnić się bardzo dużo krwi, tworząc czerwoną kałużę na posadzce. Poklepałem go po policzku, aby go trochę ocucić. Miałem nadzieję, że chłopak odzyska przytomność, musieliśmy jak najszybciej uciekać.
 - O co chodzi? – usłyszałem szept przyjaciela, a mi kamień z serca spadł. Chłopak powoli otworzył oczy, lecz po chwili je zamkną krzywiąc się z bólu- Boli mnie – szepnął słabo.
 - Wiem, ale wytrzymaj. Musimy stąd uciekać! Dasz radę wstać? – spytałem chłopaka głaszcząc go po policzku.
 - Spróbujmy – otworzył oczy i uśmiechnął się lekko. Zignorowałem ból w moich kończynach i resztkami sił zerwałem się z podłogi postawiając na nogi również Nialla. Musiałem go podtrzymywać, bo sam nie mógł złapać równowagi. Pewnie wyglądaliśmy jak dwa pijaki wracające po ciemku do domu.
 - Gdzie sią panowie wybierają? – usłyszałem za sobą męski głos, poznałem go, nigdy bym nie pomylił właściciela tego tonu z żadnym innym.  Poczułem jak ktoś łapie mnie za koszulkę i ciągnie do tyłu, przez co puściłem Nialla, który upadł na kolana. Odwróciłem się szybko do tyłu, stanąłem twarzą w twarz z moim byłym kumplem – Witaj, Zayn – uśmiechnął się ukazując pojedynczą lukę w swoim uzębieniu, pamiątka po naszej kłótni sprzed kilku lat.
 - Cześć – powiedziałem niezadowolony. Myślałem, że swoją przeszłość i jego zgraję mam już za sobą, ale chyba jednak się myliłem i to bardzo.
 - Czas się spłacić chłoptasiu – zaczął – Myślałeś, że my tak łatwo zapominamy? Oh, jeśli tak to się myliłeś, mój drogi. Zadarłeś z nami i teraz pożałujesz – dodał uśmiechając się głupkowato.
 - Odwal się ode mnie! Niczego nie jestem ci winien! Skończyłem z wami! – próbowałem się wyrwać z jego uścisku lecz był zbyt silny.
 - To ja ci powiem kiedy z nami skończysz – wysyczał mi prosto w twarz, po czym uniósł rękę dając mi z pięści. Byłem strasznie osłabiony, więc od razu upadłem, poczułem jak moje ciało zderza się z zimną posadzką tego dziwnego miejsca. Kątem oka zauważyłem, jak do Jamesa, bo tak miał na imię ten bydlak, zbliża się inny koleś od razu rozpoznałem w nim Rodriga. Nie zważając na obolałe ciało, uniosłem się do pozycji siedzącej. Popatrzyłem na tą dwójkę z nienawiścią w oczach.
 - Skoro tak, to go wypuśćcie wolno, on nic wam do cholery nie zrobił! – wskazałem głową na Nialla, który patrzył raz na mnie, a raz na tych dwóch idiotów nic nie rozumiejąc. No tak, przecież, chłopaki nic nie wiedzą o mojej przeszłości, o tych szczeniackich latach mojego życia.
- On zostaje – zwróciłem głowę w kierunku z którego dobiegł mnie kobiecy głos, Vicki. Zupełnie zapomniałem o tym, że ona zadaje się z tą zgrają niedorozwojów. Dlaczego ona? Czy ta dziewczyna nie zdaje sobie sprawy z tego, że gorzej już nie mogła trafić? – Też sobie zasłużył na karę.
 Chcąc jakoś zaradzić tej ciężkiej sytuacji zerwałem się na równe nogi i rzuciłem na tych dwóch. Może było to trochę nieprzemyślane, ale to pierwsze co przyszło mi do głowy. Zacząłem na ślepo okładać ich pięściami, jednak ich było dwóch, a ja jeden… poczułem jak James wykręca moje ręce do tyłu, a Rodrigo kopnął mnie z całej siły w brzuch. Przez chwilę nic nie czułem, zrobiło mi się ciemno przed oczami, po chwili znów odzyskałem łączność z rzeczywistością, a oni okładali mnie pięściami. Katem oka zauważyłem, że mój przyjaciel rzuca mi się na ratunek próbuje ich odciągnąć, jednak oni już nie zawracając sobie mną głowy zajęli się nim. Widocznie stwierdzili, że nie dal rady wstać. Przygwoździli blondynka do posadzki i zaczęli go kopać i bić. Co chwilę słyszałem jego jęki bólu, prośby o przestanie. Powoli podniosłem się, nikt nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi, co postanowiłem wykorzystać. Wiedziałem, że jeśli włączę się do bójki, przegramy. Po woli zacząłem się cofać, aż dopadłem do wyjścia z tego przeklętego magazynu. Poczułem na twarzy chłodny wiaterek i zapach śmieci.  Stałem przed magazynem, który mijałem podążając do klubu. Rozpoznałem te małe uliczki, więc bez trudu wybiegłem na dość ruchliwą ulicę. Biegłem po chodniku rozglądając się za jakąś żywą duszą, która mogłaby zadzwonić po pomoc. Jeśli zaraz nie sprowadzę pomocy będzie po Niallu… dostrzegłem dość niedaleko budkę telefoniczną, którą od razu dopadłem, szybko wykręciłem numer Harrego i czekałem na połączenie. No dlaczego tak długo? Odbierz do cholery!
 - Zayn, gdzie jesteś? Szukamy was od kilku godzin! Jest tam z tobą Niall? – poczułem ulgę słysząc jego głos, naprawdę!
 - Harry przyjedźcie jak najszybciej pod magazyny na obrzeżach miasta, te niedaleko szpitala! Szybko! Tu chodzi o życie Nialla!
 - Ale jak to? Wyjaśnij mi o co chodzi!
 - Nie ma czasu! natychmiast przyjedźcie! – wrzasnąłem i rzuciłem słuchawką o ściankę budki. Wyszedłem ze środka i chodziłem w tą i z powrotem nie mogąc się doczekać ich przyjazdu. A co jeśli już blondynek nie żył? Co jeśli popełniłem błąd opuszczając go? Może to była zbyt spontaniczna decyzja?...
*oczami Nialla*
Poczułem kolejne uderzenie, kolejny kopniak w brzuch, kolejne obelgi skierowane w moją stronę, czyjeś ręce pociągające boleśnie moje blond włosy. Zostałem postawiony na nogi, jednak nie potrafiłem samodzielnie na nich ustać, podtrzymywał mnie jedynie ten bydlak.
 - I co teraz powiesz Niall? Twój niby przyjaciel cię opuścił, wykorzystał sytuację i uciekł, nie myśląc o tobie – Vicki zaśmiała się nieprzyjemnie – Ładny mi przyjaciel. Rzeczywiście miała rację, zostawił mnie, w pamięci zapadł mi obraz jak wybiega z magazynu nawet się nie odwracając. Widziałem tylko jego plecy oddalające się z każdą sekundą coraz bardziej. Nie mogłem w to wszystko uwierzyć, zostawił mnie… spojrzałem smutno na moją siostrzenicę, którą mimo wszystko kochałem. Może to dziwne i głupie, ale zawsze będę ją kochał nie zważając na to co mi zrobiła. A może rzeczywiście to była moja wina? Przecież wyjechałem nawet jej nie uprzedzając. Z drugiej strony nie miałem pojęcia o jej sytuacji w domu i nie wiedziałem , że jest tak bardzo do mnie przywiązana. Nigdy mi tego nie mówiła. 
 - Dlaczego mi to robisz? Przecież nie jestem aż tak winny… - powiedziałem patrząc w jej czarne tęczówki. Zwilżyłem wargi czując, że są strasznie suche i popękane. Co tak naprawdę było moim najmniejszym problemem w tej chwili.
 - Kpisz sobie ze mnie? Nie jesteś aż tak winny? – zaśmiała się – Wiedziałeś o wszystkim! I nic z tego sobie  nie robiłeś! – wrzasnęła.
 - O niczym nie wiedziałem – powiedziałem cicho. Byłem strasznie zmęczony, nie czułem własnego ciała, kręciło mi się  głowie, straciłem mnóstwo krwi, szumiało mi w uszach, przed oczami co raz miałem ciemne mroczki, a gula w gardle prawie uniemożliwiała mi mówienie.  Czułem jak moje powieki opadają powoli, jednak zaraz je otwierałem starając się nie stracić przytomności. Gdzieś w głębi serca widziałem, że jeżeli przestanę walczyć z dziwną potrzebą snu, to będzie koniec. Więc cały czas starałem się mieć otwarte oczy, nie chciałem odejść z tego świata tak łatwo. O nie! Co powiedziała by Rose gdyby dowiedziała się, że nie chciałem cierpieć i się poddałem? Wyszedłbym na kompletnego egoistę.
 - Nie udawaj niewiniątka Horan! Dostałeś mój list w którym ci wszystko powiedziałam! O tym, że za tobą tęsknie, potrzebuję cię, że byłam wykorzystywana i wiele innych rzeczy! A ty nawet nie odpisałeś!
 - Jaki list? – powiedziałem słabo? Coraz bardziej mi się kręciło w głowie, a oczy mi się same zamykały. Próbowałem sobie przypomnieć jakikolwiek list, który mógłbym dostać od Vicki, lecz byłem przekonany, że nic takiego nie dostałem – Nie dostałem żadnego listu – powiedziałem pewny swojej odpowiedzi.
 - Na pewno dostałeś! Przekazałam go mamie, żeby zaniosła go na pocztę! Na pewno go wysłała! – usłyszałem głośny szum w uszach, moją czaszkę przeszył okropny ból, nie mogłem dalej powstrzymywać zamykających się oczu. Osunąłem się na ziemię, tracąc kontakt z rzeczywistością. Już nic nie czułem.

___________________________________________
więc oto jest ostatni rozdział! epilog pojawi się za tydzień ;)
proszę o jak najwięcej kom. 
napiszcie mi co sądzicie o calutkim opowiadaniu i czekajcie cierpliwie na epilog!
love u!

wtorek, 20 listopada 2012

Hello!

Zostałam nominowana do Liebster  Award ;) przez Emily, właścicielkę tego oto bloga: KLIK
Nawet nie wiesz jak dużo ta nominacja dla mnie znaczy.


Oto moje odpowiedzi do jej pytań:

1. Gdzie jest twoje ulubione miejsce na świecie?
 Odpowiedź: Hmmm.. moje ulubione miejsce na świecie... myślę, że to pewna plaża w Chorwacji, gdzie byłam na wakacjach kiedyś tam. pamiętam jak codziennie oglądałam wschody i zachody słońca, pływałam z rybkami i tym podobne. Raj na ziemi ;) Nie powiem wam co to było za miasto bo zbyt dobrze nie pamiętam. Ale tamte przepiękne widoki zapadną mi w pamięci do końca życia. Muszę tam kiedyś wrócić!

2. Ulubiona pora roku.
Odpowiedź: Oczywiście, że lato. Tyle wolnego, można się wyszaleć ( ogniska! ). A poza tym jest tak cieplutko i w ogóle ;)

3. Co robisz w smutny jesienny deszczowy wieczór?
Odpowiedź: Hmm... Najczęściej włączam radio albo ulubioną playlistę z wolniejszymi piosenkami i leżę na łóżku czytając książkę. Czasami zdarza się, że opatulę się kołdrą z gorącą herbatą, kakałkiem lub kawą i siadam na parapecie wyglądając przez okno. Uwielbiam takie chwile, bo mogę się odstresować i odpocząć, odciąć się od wszystkiego.

4. Jaka piosenka najlepiej cię uspokaja?
Odpowiedź: Jest mnóstwo takich piosenek... Naprawdę dość sporo! Zazwyczaj jest to coś smutnego i powolnego, taki tradycyjny przymuł. Czasami słucham Adele albo jakiegoś polskiego wykonawcy takiego jak: Volver albo NPWM ;) a jak jest ze mną na serio źle to włączam Verbę i powstrzymuję się od płaczu ;( ...

5. Ulubiona książka?
Odpowiedź: Nie mam ulubionej książki, taka prawda. Moim zdaniem w każdej jest coś wyjątkowego i każdą warto przeczytać, bo można dowiedzieć się kilku ciekawych rzeczy. Więc na prawdę to uwielbiam wszystkie książki.... no może pomijając " W pustyni i w puszczy ". Jakoś ta mnie zanudziła na śmierć...

6. Numer jakiej osoby pojawia się najczęściej w twoich wiadomościach sms?
Odpowiedź: Hahah... Podoba mi się to pytanie. Nie myślcie sobie, że powiem, że jakiegoś chłopaka albo coś takiego! Najczęściej dostaję smsy od mojej best friend ever!. Jesteśmy nierozłączne, i zawsze wiemy co chodzi nam po głowach, czasami robimy z siebie kompletne idiotki ale nam to nie przeszkadza. Wszyscy biorą nas za wzór przyjaźni, gdzie jedna tam druga .. haha. dobra nie będę się rozpisywała ;)

7. Twój ulubiony członek 1D?
Odpowiedź: Mój ulubiony członek 1D to ,jak zresztą widać czytając moje opowiadania, oczywiście Niall. Pozostałych chłopców też lubię, ale w nim jest coś takiego, że zazwyczaj jego solówek słucham po dwa razy. Może to dziwne, ale tak na serio robię. Nie uważam, że jest cudowny, idealny, przemiły i tak dalej. Nie! Bo na podstawie czego mogę to stwierdzić? Żeby go ocenić musiałbym go poznać w rzeczywistości, więc powiem, że lubię go za to, że posiada wielki talent! Ma taki delikatny głos, który nadaje się do każdego rodzaju muzyki ;)

8. Gdzie widzisz siebie za 10 lat?
Odpowiedź: Za 10 lat powiadasz? Hmmm.... Mam pewne marzenia, szczerze mówiąc mam nadzieję, że się spełnią. A jeśli się spełnią to będę studiowała w UK. pewnie myślicie, że dlatego, że mieszkają tam chłopcy? To nie prawda. Directionerką jestem od połowy roku albo nawet jeszcze mniej, a moje zafascynowanie tym krajemy trwa już od kilku ładnych lat. Niektórzy mówią, że mam hopla na punkcie tego kraju, a ja to potwierdzam. Przeczytałam mnóstwo książek o historii tego kraju, przyjaciółka czasami nie może za mną wytrzymać bo ciągle jej streszczam różne wydarzenia historyczne które się działy na terenie UK ;)

9. Co najbardziej cenisz w innych ludziach?
Odpowiedź: Chyba szczerość oraz szacunek dla innych ludzi. Myślę, że nie muszę wyjaśniać dlaczego akurat szczerość, ale to drugie już wyjaśnię. Chodzi mi o to, że np. ktoś nie szanuje czyjejś własności i ma gdzieś, że dla kogoś akurat ta rzecz jest bardzo ważna. Albo jak jakieś rozpieszczone dzieci nie szanują pieniędzy, które zarabiają ich rodzice. Aż szkoda patrzeć jak rodzice harują, żeby utrzymać dziecko i zapewnić mu byt, a dzieciak ma to w dupie i zawala szkołę albo przysparza rodzicom kłopotów.

10. Twój ulubiony nauczyciel w szkole?
Odpowiedź: Myślę, że jest to pani od ang. , ponieważ potrafi bardzo dobrze nauczyć i jest bardzo miła i pomoże gdy czegoś nie rozumiem. a poza tym, akurat z tą panią uczę się ang. od 4 kl. podstawówki albo jeszcze dłużej przychodząc do niej na zajęcia dodatkowe. Można powiedzieć, że jestem z nią związana.








Zostałam też nominowana przed drugą osobę, a jest nią Aleksia właścicielka bloga KLIK

Oto moje odpowiedzi do jej pytań:

1.Twoje hobby.
Odpowiedź: Uwielbiam opierdalaning ;) To jest moje największe i ulubione hobby! Nie no a tak na serio, to lubię nawet gimnastykę, rozciągnie i tego typu sprawy. Czasami też weźmie mnie na grę w nogę, ale to rzadkość. Jak zresztą pewnie wiecie uwielbiam też pisać wszelkiego rodzaju opowiadania!

2. Jakbyś mogła sprawić aby tylko jedna osoba z twoich bliskich Ci osób była bezgranicznie szczęśliwa, kto by to był?
Odpowiedź: Ale trudne pytanie... Naprawdę mam wskazać tylko jedną? eh... no dobra... Myślę, że by to był mój brat, bo dobrze się z nim dogaduję, często się z nim bawię i tak dalej. Pewnie zrobiłabym wszystko, aby był szczęśliwy i mam nadzieję, że będzie i jak dorośnie to będę miała jakiś wkład w pomaganie mu w spełnianiu marzeń.

3. Kto najbardziej cię wspiera w prowadzeniu bloga?
Odpowiedź: Więc tak... w prowadzeniu bloga najbardziej wspierają mnie czytelnicy, którzy zostawiają komentarze, wyrażają swoje opinie na temat mojego opowiadania i bohaterów. Mam pewną wierną czytelniczkę która mi czasami pomoże i ja jej. a jest nią : Ona+On=Error ;) Postanowiłam użyć takiej nazwy. Jeśli chodzi o rodziców to oni wiedzą tyle, że coś tam czasami piszę w swoim zeszycie i to z ich strony tyle!

4. Opisz swój styl.
Odpowiedź: OMG... to pytanie to mi się nie podoba ;p domyślam się, że chodzi o styl ubierania się. Więc tak najczęściej nosze rurki i różnego rodzaju koszulki, ostatnio mam fazę na ciepłe swetry. W lato ubóstwiam krótkie spódniczki i sukienki ;) Lubię też jeśli chodzi o buty to koturny i oczywiście conversy! A kto by nie lubił tak cudownych butów? Lubie się stroić, a na moich nadgarstkach zawsze są bransoletki;) naszyjniki i pierścionki również noszę! kocham ogólnie biżuterię!

5. Jakiego etapu w swoim życiu boisz się najbardziej?
Odpowiedź: Chyba najbardziej boję się tego kiedy pójdę do liceum albo na studia, nowa szkoła czyli nowi znajomi. No więc boję się, że źle zacznę albo zrobię z siebie idiotkę w nowym środowisku ;p Wiem, że będzie to dla mnie szczególnie trudne. I mam nadzieję, że obejdzie się bez różnych niechcianych przygód.

6. Twoje najskrytsze marzenia?
Odpowiedź: Bardzo chciałabym dostać się do wymarzonej szkoły i uzyskiwać sukcesy w nauce! Ale też bardzo bardzo chciałbym spotkać kogoś w kim mogłabym się zakochać z wzajemnością. Dlaczego? Bo czasami mijając jakąś parę na mieście bierze mnie zazdrość, też chciałbym mieć kogoś dla kogo bym znaczyła coś więcej. Nigdy nie miałam szczęścia w sprawach sercowych i chciałabym aby to w końcu się zmieniło!

7. Masz jakąś tajemnicę o której nie wie nikt z twoich bliskich, a wiedzą twoje czytelniczki? Jeśli tak to jaką?
Odpowiedź: Hmm... Mam nawet dwie takie tajemnice! I powiem o jakie mi chodzi, bo czytelniczki może sobie nie zdają z tego sprawy, ale wiedzą o mnie dwie rzeczy, których nie wiedzą inni ludzie z mojego otoczenia. Po pierwsze nikt oprócz was nie wie, że prowadzę bloga o 1D, szczerze mówiąc nie palę się, żeby to komuś powiedzieć, bo wiem, że nie piszę aż tak dobrze aby to rozgłaszać wszystkim dookoła. Nie widzę takiej potrzeby! A ta druga tajemnica to taka, że lubię piosenki 1D, nikt o tym nie wie ;) Nie dlatego, że wstydzę się do tego przyznawać czy coś takiego! nie! Ale dlatego, że chodzę teraz do gimnazjum  i mam swoich wrogów, nie ukrywam że są osoby które mają coś do mnie, a ja do dziś nie wiem o co ich chodzi.. Za pewne wiecie jak wyglądają stosunki między nastolatkami, dogryzanie sobie i tak dalej. A w mojej szkole większość słucha rapu hip hopu i rocka i innych gatunków. Nie ma tolerancji do muzyki typu pop ;( Więc to zostaje pomiędzy nami moje drogie!

8. Dlaczego postanowiłaś pisać bloga?
Odpowiedź: No cóż... Kiedyś natknęłam się na blogi innych osób, po przeczytaniu ich w mojej głowie zrodził się pomysł na napisanie własnego opowiadania. Z każdym dniem miałam coraz więcej pomysłów i nie mogłam się na czym innym skupić, więc pomyślała, że czemu nie. strasznie bałam się negatywnych komentarzy, ale coś w środku mnie pomyślało chrzanić innych załóż tego bloga. hahah. No więc założyłam, ale miałam mały problem, a minowicie nie miałam pojęcia kogo wziąć za głównych bohaterów i jak ich nazwać. Nie miałam bladego pojęcia co zrobić, a że akurat oglądałam mtv, to nagle puścili teledysk do WMYB. Wtedy pierwszy raz ich zobaczyłam i usłyszałam ich największy hit. Pomyślałam sobie, że się idealnie nadają i tak to się zaczęło .Miałam na początku problemy, bo nie umiałam ich odróżniać, ale to już zupełnie inna historia...

9. Kto jest twoim idolem?
Odpowiedź: Muszę nad tym pytaniem dłużej pomyśleć... Tak naprawdę nie mam pojęcia, zawsze podziwiałam Demi L. za wytrwałość i to, że walczyła z swoją przeszłością. Podziwiam też Katy Perry bo ma taki piękny głos i zawsze jak oglądam jej teledyski to mi się cieplej na sercu robi. W sumie mogłabym wymieniać mnóstwo nazwisk i imion, bo każdy ma coś szczególnego, ale te dwie osoby szanuję najbardziej.

10. Trzy rzeczy (materialne ) bez których nie potrafiłabyś przeżyć?
Odpowiedź: Za pewne tak jak większość ludzi na pierwszym miejscu wymienię telefon, bez którego bym się ciagle spóźniała i nie miała kontaktu z dużą ilością osób. Na drugim wymienię maseczki, kremy i peelingi które sprawiają, że mój ryj wygląda w miare normalnie ;p a poza tym lubię sobie nawet bez powodu nałożyć maseczkę na twarzy i czuć takie orzeźwienie i świeżość. Na trzecim miejscu wymienię telewizor, bo bez niego bym czasami chyba umarła z nudów! Lubię oglądać wszelkiego rodzaju filmy, nawet historyczne ;p jeśli mnie coś zaciekawi ;)

11. Co daje ci największe szczęście w życiu?
Odpowiedź: ... Wszystko mi daje szczęście, nawet najmniejsze gesty, jestem cholerną optymistką jak to się mówi. Szczególnie szczęście daje mi moja rodzinka, która nigdy nie ma mnie gdzieś, bo mnie kochają! Moja przyjaciółka też można powiedzieć, że ubarwia moje życie, nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez niej, chyba bym sama z sobą wtedy nie wytrzymała. No więc to tyle, miło było odpowiadać na pytania i tak dalej ;)

osby które nominuję:
1.http://two-different-worlds-collide.blogspot.com/
2.http://final-souffle.blogspot.com/
3. http://playthesameoldgame.blogspot.com/
4.http://letmebeyourkryptonite.blogspot.com/
5.http://possess-my-heart.blogspot.com/
6.http://wanna-hold-you.blogspot.com
7.http://ill-lookafter-you.blogspot.com/
8.http://dream-of-brown-eyes.blogspot.com/
9..http://blue-eyedlove.blogspot.com/
10. http://only-when-you-are-lonely.blogspot.com/
11.  http://only-take-my-hand.blogspot.com/
12. http://theoryoflove2.blogspot.com
 Pozwoliłam sobie nominować jeszcze jedną osobę, bo teraz jaku już założyła bloga to mogę to zrobić ;) wiem, że to nie zgodne z zasadami, ale zasady są po to, żeby je łamać ;p

Zasady: odpowiadasz na pytania osoby która cię nominowała na swoim blogu i sama nominujesz 10 albo 11 osób i zadajesz im 11 pytań ;)

Pytania ode mnie:
1. Jak zaczęła się twoja przygoda z 1D? Jak się o nich dowiedziałaś i tym podobne.
2. Jaki jest twój ulubiony teledysk?
3. Co zazwyczaj robisz gdy ci się nudzi?
4. Masz swój ulubiony cytat? Jeśli tak to jaki i dlaczego go lubisz?
5. Jesteś tolerancyjna?
6. Co kupiłbyś gdybyś wygrała na loterii?
7. Wolisz spędzać czas w domu czy poza nim?
8. Jaki miałaś najdziwniejszy san jaki kiedykolwiek ci się przyśnił?
9. Co pomyślałaś, widząc pierwszy raz w swoim życiu teledysk 1D?
10. Jaka była najgłupsza rzecz jaką kiedykolwiek powiedziałaś?
11. Podobały ci się pytania? ;*

wtorek, 6 listopada 2012

Rozdział 31


 - Państwo są krewnymi Louisa ? – podeszła do nas pielęgniarka w podeszłym wieku. 
 - Jesteśmy bliskimi przyjaciółmi – odpowiedziałam za nas wszystkich – Co z nim? – spytałam.
 - Nie mogę udzielać informacji osobom trzecim, ale widzę, że się strasznie martwicie… - przerwała na moment – Nie jest zbyt dobrze. Jest przytomny i chciałby państwu coś powiedzieć, ale nie wiem czy jest to możliwe…
 - Co powiedzieć? – usłyszałam drżący głos Loczka, spojrzał na pielęgniarkę zaniepokojony.
 - Szczerze mówiąc nie wiem, poprosił żeby państwo przyszli choć na chwilę, ale… - nie dokończyła.
 - Idziemy – przerwał jej Li i poszedł w kierunku drzwi z których kilka minut temu wyszła pielęgniarka.
 - Ale on jest zbyt słaby – próbowała go zatrzymać pani w podeszłym wieku.
 - Skoro chce nas widzieć to proszę uszanować  jego wolę -  dodał Harry. Pielęgniarka poddała się i wpuściła nas do pokoju szpitalnego.
 - Macie kilka minut – rzuciła i wyszła.
 Wszyscy spojrzeliśmy na łóżko, na którym leżał Lou. Był po szyję przykryty kołdrą, a całą twarz miał zabandażowaną pomijając dziury zrobione tam gdzie były oczy i usta pasiastego. Ciężko oddychał co chwila krztusząc się powietrzem.
- Louis? – podeszłam do chłopaka, a za mną reszta towarzystwa zrobiła to samo. Chłopak spojrzał na nas smutnym wzrokiem w którym po chwili wezbrały się łzy.
 - Gdzie Niall i Zayn? – powiedział ochrypłym i słabym głosem.
 - Zayn gdy zaczęliśmy rozmawiać o Vicki zaczął dziwnie się zachowywać i wybiegł ze szpitala. Niall wybiegł zaraz za nim tłumacząc że pójdzie za nim – Louis zaczął niespokojnie kasłać krzywiąc się z bólu, Li chciał pobiec po lekarza, jednak Tomo kazał mu zostać.
 - Poszukajcie Nialla i Zayna – szepnął strasznie osłabiony – Ona jest strasznie niebezpieczna… chciała mnie zabić – wytrzeszczyłam oczy na przyjaciela. Jak to? To siostrzenica Nialla wywołała pożar? Co?! Ale jak?!
 - co ty gadasz Louis? – głos Harrego znów zadrżał, wiedziałam, że próbował byś silny, ledwo co powstrzymywał łzy.
 - Znalazłem w paczce po papierosach Zayna.. – znów zakaszlał – Karteczkę… - przymknął na chwilę zaczerwienione oczy. Był wyczerpany, ledwo co mógł mówić. Więc to musiało być coś poważnego, że tak się wysilał. Zaczęłam gładzić go po ręce, żeby dodać przyjacielowi troszeczkę otuchy. Czekaliśmy w ciszy aż kontynuuje to co zaczął. Louis oddychał głęboko, miał przymknięte powieki, z pod których pociekły łzy. Starłam je pośpiesznie po czym pogładziłam go po opatrunku na jego policzku.
 - Louis.. – zaczęłam – Co to za kartka? – chłopak otworzył oczy i popatrzył na mnie. W jego oczach był strach i niepewność. Co tu się do cholery działo?!
 - Na niej napisane było że po mnie będzie ktoś inny… - zaczął niemiłosiernie kaszleć, myślałam że zaraz przejdzie lecz po chwili Lou zaczął kasłać krwią… przestraszyłam się nie na żarty… Li pośpiesznie wcisnął czerwony przycisk wzywający pielęgniarkę nad łóżkiem chorego. Pasiasty nie przestawał się dławić, a czerwona ciecz zdążyła zabrudzić bandaże na twarzy chłopaka i poduszkę.
 Nagle do pokoju wpadł lekarz i wygonił nas z pomieszczenia. Posłusznie wyszliśmy z pokoju. Zapanowała kompletna cisza. Patrzyliśmy po sobie nie pewni.
 - O co chodzi z tą kartką? – spytał Li – i co robiły papierosy Zayna w pokoju tej dziewczyny?!  Czy ktoś mi to wyjaśni?! – sama nie wiedziałam o co chodzi, więc po prostu wzruszyłam ramionami.
 - po mnie będzie ktoś inny – powtórzyłam słowa Louisa zamyślona, wszyscy popatrzyli na mnie pytająco – O mój boże.. – wszystko stało się dla mnie jasne – Louis nie jest ostatni!
 - Co? – Haz nie wiedział o co mi chodzi.
 - Musimy znaleźć chłopaków – Liam zrozumiał.
 ____________________________________________________________________________
chce jak najszybciej doprowadzić tą historię do końca, ponieważ mam fajny pomysł na nowe opowiadanie ;) proszę o odpowiedzi do ankiety! 
 będzie jeszcze jeden rozdział  a potem prolog ;) 
love u. 

piątek, 26 października 2012

Tłumaczenie One shota: Bezdomny


NIE NAPISAŁAM TEGO! TO TYLKO TŁUMACZENIE! 


Codziennie ignorowałem bezdomne  dziecko.

Czułem się niezręcznie widząc go, siedzącego tam w tych samych spodniach i swetrze, dzień w dzień. Czułem zażenowanie patrząc na niego  kiedy był w takim stanie. Czułem się dziwnie  wiedząc, że  setki turystów z całego świata przyjeżdżało do Londynu i widziało go tam.

Upewniłem się, że nie zerkam na niego, a moja uwaga była skupiona na czymś innym kiedy przechodziłem obok chłopaka  idąc do szkoły. Bałem się spojrzeć na niego, a  co jeśli jego bieda jest chorobą która rozprzestrzenia się poprzez wzrok? Wpatrywałem się w moje stopy, mimo to w głębi duszy czułem jego wzrok na sobie, lecz  bałem się na niego spojrzeć. Kiedy wracałem po południu ze szkoły, go nie było. Nie wiem gdzie poszedł, ale przypadkowo przyłapałem się na myśleniu o nim. Nigdy z nim nie rozmawiałem.  Nigdy nie zrobiłem nic, co mogłoby potwierdzić, że on faktycznie istnieje.

To był wtorek, kiedy odezwał się do mnie po raz pierwszy.

Wszystkim co powiedział było dzień dobry z błyskotliwym i radosnym irlandzkim akcentem.  Odpowiedziałem pod nosem upewniając się, że nie patrzę na niego i przyśpieszyłem kroku.

Przez resztę tygodnia dalej nie mógłbym powiedzieć ci  jak wygląda jego twarz. Mógłbym powiedzieć ci w co był ubrany: para zdartych białych Supr, jasnobrązowe spodnie z dziurą na lewym kolanie, za duży niebieski wełniany sweter. Mógłbym powiedzieć ci jak brzmiał jego głos: przyjemnie i kojąco jak górski strumień.  Mógłbym powiedzieć ci jak siedział:  niedbale złożone nogi w siad po turecku, często palcami bawił się zniszczonymi  językami  swoich butów. Mógłbym powiedzieć ci, że ważył około 57 albo 58 kg sądząc po jego chudej budowie . Miał   blond włosy które co kilka dni ciemniały, a potem znów jaśniały. Nie mógłbym powiedzieć ci jakiego koloru miał oczy, czy jego usta wygięły się w uśmiechu kiedy witał się ze mną, czy miał piegi czy nie albo czy był ohydny albo przepiękny. Mógłby być najpiękniejszych chłopkiem na świecie a ja bym tego nie wiedział. Według mnie był tylko ciałem z pustą dziurą tam  gdzie powinna być twarz.

Ponieważ posiadanie twarzy sprawiło by  że byłby  prawdziwy. A ja nie miałem na to dowodów.
 ____________

To był dokładnie tydzień po tym jak pierwszy raz do mnie przemówił, kiedy irlandzki chłopak odczarował naszą rutynę. Przechodziłem tuż obok niego gotowy coś powiedzieć, lecz on powiedział pierwszy:

 - Dzień dobry – miał radosny głos jak zawsze – Jak się masz?

Zamarłem i zakaszlałem niezręcznie, spuszczając oczy na jego buty.

- Dobrze, dziękuję – poszedłem dalej nie pytając co tam u niego.

Może jutro.
______________
To był miesiąc i pół od kiedy temperatura zaczęła spadać. Zauważyłem, że jego głos drżał od pewnego czasu  i zaczął obejmować swoje nogi ramionami wtulając je w klatkę piersiową. Czasem nawet  szczękał zębami.  Chciałem żeby poszedł do domu, ogrzał się, ale wtedy przypominałem sobie powód tego, dlaczego przebywał na ulicach. Dlatego, że nie miał gdzie się podziać.

To był wietrzny dzień pod koniec listopada kiedy po raz pierwszy się zatrzymałem. Jak zwykle przywitał się ze mną ale dzisiaj zamiast pójść dalej, zatrzymałem się naprzeciw niego.

Przyzwyczaiłem się do niego, przechodząc oczekiwałem że powie mi dzień dobry jak codziennie. Teraz też tego oczekiwałem chociaż nadal nie miałem odwagi spojrzeć mu prosto w oczy. Czułem się tak jakbyśmy byli ze sobą związani.

- Jest zimno na zewnątrz – to były pierwsze słowa które powiedziałem do niego pomijając dzień dobry albo cześć.

- Wiem – był zaciekawiony, jakby zastanawiał się dlaczego nagle poruszyłem rozmowę. Powoli podniosłem wzrok na jego podbródek zatrzymując się na wargach. Były małe, różowe i spierzchnięte. Była na nich krzta sinego koloru, widziałem jak jego szczęka porusza się gdy szczękał zębami.  Skupiłem się na jego ustach. Były zaskakująco ładne.

 - Wczoraj też było zimno – przestąpiłem z nogi na nogę. Wyszedłem z domu pięć minut wcześniej więc mogłem sobie na to pozwolić.

- Tak było – obserwowałem sposób w jaki poruszały się jego usta kiedy mówił.

 - Mam coś dla ciebie – opadłem na kolana i zdjąłem plecak z moich pleców, wyciągnąłem z niego stary koc który wygrzebałem z szafy w domu. Mama nigdy nie zauważy jego zniknięcia. Wyciągnąłem koc w jego kierunku – Nie zamarzniesz na śmierć.

To był pierwszy raz kiedy zobaczyłem jego uśmiech, i muszę powiedzieć że to zapierało dech w piersiach.  
Nie mogłem się powstrzymać i podniosłem wzrok na jego całą twarz.

Jego palce dotknęły ciepłego materiały koca i przez sekundę oboje go trzymaliśmy, połączeni zwykłą tkaniną. Później puściłem go, a chłopak zabrał go dotykając materiałem jego piersi, mocno przytulił się do tkaniny i spojrzał na mnie.

- Dziękuję – wyszeptał – Bardzo.

 - To nic – zakaszlałem niezręcznie wpatrując się w jego magnetyzujące niebieskie oczy – Nie zmarznij, dobrze? – podniosłem się i zarzuciłem plecak na ramiona. Udałem się w kierunku szkoły odprowadzany jego wzrokiem.
 ______________

 - Dobry – spojrzałem na chłopaka kiedy do mnie mówił posyłając mu mały uśmiech. Koc który dałem mu dzień wcześniej ściśle obejmował jego ramiona. Byłem zadowolony widząc że siny kolor  zniknął z jego warg.

- Dobry – powtórzyłem – Dobrze spałeś?

 - Wystarczająco dobrze – wzruszył ramionami.

 - Nie zamarznij na śmierć, okey?

 - Nie zamarznę – zaśmiał się – Nie martw się o mnie.
_______________

Trzymaliśmy rutynę przez całą zimę. Przystawałem, mówiłem mu żeby nie zamarzł na śmierć, a on posyłał mi uśmiech i przyrzekał że przeżyje. Noce stawały cię coraz dłuższe i mroźniejsze, przyłapywałem siebie na przynoszeniu mu coraz więcej rzeczy. Stary zimowy sweter którego nigdy nie nosiłem, inny koc, termos z gorącą czekoladą, rękawiczki, czapka, szalik i inne rzeczy które mogły go ogrzać.

Nadal nie znałem jego imienia albo tego dlaczego był na ulicy, ale to nie było naprawdę ważne. W każdym razie uważałem go za przyjaciela i lubiłem myśleć, że dla niego także nim jestem.

Potem nadeszła zamieć.

Był to środek stycznia, a burza była okropna. Wiatr wył godzinami a śniegu szybko przybywało.  Temperatura spadła poniżej zera, martwiłem się o bezdomnego. Czy on to przeżyje?

Następny dzień był śnieżny, ale i tak chwyciłem łopatę, trochę gorącej czekolady i wyszedłem. Kiedy dotarłem w miejsce gdzie on zawsze przebywał, nie zastałem tam niczego oprócz pustego kawałka chodnika. Zamiast zakładać najgorsze, pomyślałem że znalazł schronienie na noc. Położyłem termos w miejsce gdzie zazwyczaj siedział i wróciłem do domu.

Nie było go też w następnych dniach.

I następnych.

I następnych.

Mijał tydzień.

Dwa tygodnie.

Trzy.

Miesiąc.

Dwa miesiące.

Dalej go wypatrywałem, moje oczy wędrowały do pustego miejsca na chodniku, które kiedyś on wypełniał.
Ale teraz go tam nie było.

Pewnego dnia zauważyłem coś przyklejonego do ceglanego muru budynku na którym on zwykł się kiedyś opierać. Pośpiesznie podszedłem i zerwałem ją. To był list.  Był zaadresowany do : chłopaka który ochronił mnie przed zamarznięciem na śmierć.

Rozwinąłem kartkę z której wypadło zdjęcie. To była fotografia chłopaka, który w jednej ręce trzymał  sweter a w drugiej mój koc. On stał na plaży.

Szybko przeczytałem list, moje oczy przeskanowały masujące * słowa.

Cześć, myślę, że nigdy nie poznam twojego imienia.

Pamiętam pierwszy raz kiedy ciebie zobaczyłem. Wiedziałem, że szedłeś do szkoły ponieważ miałeś na sobie niebieską marynarkę, spodnie khaki i białą koszulkę polo. Przypominałeś mi mnie kiedy chodziłem do szkoły. Wyglądałeś na mój wiek. Chciałem się przywitać, ale widziałem jak zawsze unikałeś patrzenia na mnie. Wiem, że byłeś zmartwiony  i zawstydzony, a ja nie wiem dlaczego. Ty nie byłeś tym ,który siedział tam każdego dnia, więc dlaczego byłeś zmartwiony? To był mój problem, nie twój. Chciałem ci w jakiś sposób powiedzieć, że to nie choroba, ale nie wiedziałem jak. Więc tylko powiedziałem cześć. Byłeś zaskoczony, mógłbym tak to ująć.  Odpowiedziałeś, lecz potem od razu poszedłeś w swoją stronę. Nie spojrzałeś na mnie, ale też mnie nie zignorowałeś. To mi w zupełności wystarczyło.

Pamiętam pierwszy raz kiedy spytałem cię o to jak się masz. Byłeś przygotowany żeby powiedzieć po prostu cześć. Widziałem jak to słowo zamarło w twoich ustach. Odpowiedziałeś, ale nie spytałeś mnie. Wiem dlaczego nie spytałeś. Dlatego, że nie chciałeś tego wiedzieć. Nie dlatego, że cię to nie obchodziło, ale dlatego, że nie chciałeś tego usłyszeć. Miałeś dowód na to, że u mnie nie było w porządku, opierając się na fakcie że siedziałem tam gdy ty śpieszyłeś się do szkoły, ale nie chciałeś tego usłyszeć. Usłyszenie tego sprawiłoby że jest to prawdą. Patrzenie na mnie też by to urzeczywistniło.

Muszę powiedzieć, że byłem w szoku kiedy przyniosłeś mi koc. Byłem w szoku kiedy zauważyłeś, że jest zimno. Byłem w szoku gdy martwiłeś się o mnie jak temperatura spadała. Byłem w szoku że obchodziło cię moje przeżycie.  To był też dzień kiedy spojrzałeś na mnie. Wiem, że nie wyglądałem tak jak oczekiwałeś. Nie jestem całkiem pewny co oczekiwałeś zobaczyć, kiedy spotkałeś mój wzrok po raz pierwszy, ale mogłem wyczytać to z twoich oczu. Myślałeś, że jestem ładny. Zastanawiałeś się dlaczego byłem na ulicy .zobaczyłeś we mnie siebie samego. Panikowałeś dlatego, że  młode przyzwoite dziecko mogłoby  skończyć na ulicy tak jak ja, bałeś się że ciebie coś takiego też mogłoby spotkać, dlatego zacząłeś przynosić mi różne rzeczy. Jeśli dalej nie rozumiesz, to ja ci wyjaśnię. Jeśli byłbyś w mojej sytuacji, też chciałbyś pomocy. Więc pomogłeś mi. Ocaliłeś mi życie, doceniam to. 
Dziękuję ci za to.

Jak sam widzisz, nie ma mnie. Wyjechałem. Ledwo przeżyłem zimę i wiem, że kolejnej bym już nie przeżył. Jestem teraz na Florydzie, wiesz, w USA. Pracowałem popołudniami co, jeśli zastanawiałeś się, było powodem mojej nieobecności kiedy wracałeś ze szkoły do domu. Zaoszczędziłem pieniądze i kupiłem bilet lotniczy. Nadal jestem bezdomny i jestem pewien, że jeszcze przez krótki czas nadal będę.

Ale tutaj nie mogę zamarznąć na śmierć.

Tak jak ci obiecywałem to się nie stanie.

*to słowo ma tylko takie znaczenie, a nie chciałam go zmieniać. 

__________________________________________________________
 WIEM, ŻE JEST DOŚĆ SPORO NIEZROZUMIAŁYCH FRAGMENTÓW! ale nie chciałam za bardzo zmieniać treści. nie będę też przetłumaczać słów od prawdziwej autorki, bo dopiero co wróciłam ze szkoły i jestem zbyt zmęczona. przepraszam za błędy!
jak zauważyłyście z boku mojego bloga są daty a przy nich napisane co i kiedy się pojawi. dzięki temu będziecie wiedziały kiedy pojawi się kolejny rozdział albo jakiś shot czy coś takiego. 
proszę też o odpowiedzi do nowej ankiety! która dotyczy kolejnego opowiadania! postanowiłam, że same będziecie mogły wybrać głównych bohaterów i pewnie za jakiś czas dodam kolejne ankiety związane z nowym opowiadaniem.
co do opowiadania O Niallu to jak widzicie nie ma jeszcze dokładnej daty opublikowania go, bo sama nie wiem jeszcze kiedy go skończę. 
I PAMIĘTAJCIE TEN SHOT JEST TYLKO TŁUMACZENIEM! JA GO NIE NAPISAŁAM! 
love u!



piątek, 19 października 2012

Rozdział 30


    Wybiegłem ze szpitala dysząc ze zmęczenia, jak ten Zayn szybko chodzi, rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu mulata jednak było już ciemno, więc mało co widziałem. Jeszcze raz omiotłem wzrokiem okolicę, nagle zauważyłem jak jakaś postać w czarnej bluzie idzie w górę ulicy, od razu rozpoznałem przyjaciela. Pobiegłem za nim, starałem się nie narobić zbyt wiele hałasu, w sumie nie wiem dlaczego, ale nie chciałem żeby Malik mnie zauważył. Pewnie gdyby tak się stało chłopak od razu by mnie zawrócił do szpitala gdzie była reszta ekipy. Założyłem kaptur na głowę i schowałem ręce w kieszenie, starałem się utrzymać między nami niezbyt dużą odległość około 15 metrów.
  Nagle chłopak skręcił w jakąś ciemną uliczkę, troszeczkę zdziwiony poszedłem w jego ślady. Było tam jeszcze ciemniej niż na głównej drodze, gdzieś w głębi duszy trochę się bałem, ale teraz to nie było ważne. Mulat znów skręcił w jakąś alejkę, była węższa od poprzedniej, a przy jej bokach poustawiane były kontenery na śmieci. Swąd śmieci był okropny, dlatego też wyjąłem jedną rękę z kieszeni i zatkałem nos. Chłopak zatrzymał się i rozejrzał dookoła, pośpiesznie schowałem się za jednym ze śmietników. Oby mnie nie widział… uff… na szczęście tylko wzruszył  ramionami i ruszył dalej. Poszedłem za nim, mój przyjaciel skręcił w dość wąską dróżkę która była ślepą uliczką, a na jej końcu dostrzegłem zarys drzwi. Obserwowałem go z ukrycia, dziwnie czułem się śledząc go, no ale musiałem, bo od pewnego czasu zachowywał się dość dziwnie.
 Zayn jeszcze raz się rozejrzał po czym otworzył drzwi i wszedł do środka jakiegoś starego budynku, szczerze mówiąc nie wiem czy to był kiedyś budynek mieszkalny czy może jakiś magazyn. Ale wiem jedno: był dość stary. Gdy masywne drzwi się za nim zatrzasnęły, wyszedłem z ukrycia i pobiegłem w kierunku wejścia w którym przed chwilą znikną Malik. Położyłem dłoń na klamce, zawahałem się, co jest tam w środku? Co tam zobaczę? Do moich uszu dobiegła stłumiona muzyka, właśnie ze środka tego tajemniczego budynku. Czyżby to był jakiś nielegalny klub albo coś w tym stylu?  Wstrzymałem oddech i pociągnąłem za uchwyt. Drzwi były ciężkie, więc żeby je otworzyć musiałem się nieźle wysilić. Po chwili byłem już w środku. Znajdowałem się w wąskim korytarzyku, na którego końcu były schody prowadzące w dół. Zauważyłem jakieś kolorowe światła pochodzące właśnie stamtąd. Niepewnie szedłem w głąb korytarza, muzyka była coraz głośniejsza, a do moich uszu co raz dobiegały różne krzyki i śmiechy. To musiał być jakiś klub! Ale po co mulat tu przyszedł? Dotarłem do schodów, które były dość kręte i zacząłem schodzić w dół. Po kilkunastu stopniach w końcu dotarłem, jak przypuszczałem, do tajnego i zapewne nielegalnego klubu. Pomieszczenie było spore, po bokach były poustawiane stoliki, każdy był zajęty. Natomiast na środku tańczyło wiele osób, chyba to było strasznie popularne miejsce. Nie wiedząc co zrobić podrapałem się po czole. Rozglądałem się dookoła szukając mulata, jednak jakby zapadł się pod ziemię.
  - Szukasz czegoś? – dobiegł mnie głos blondwłosej piękności. Przyglądała mi się badawczo czekając na odpowiedź.
 - Właściwie to szukam przyjaciela – starałem się brzmieć pewnie, lecz mi się to nie udawało, nigdy nie byłem w takim miejscu jak to! Od razu da się wyczuć smród papierosów, jakichś skrętów i aż się bać czego jeszcze.
 - Przyjaciela mówisz… - zamyśliła się – A może dasz sobie spokój z tym twoim kumplem i zatańczysz? – chwyciła moją rękę uśmiechając się szeroko.
 - Przepraszam ale nie – po jej minie od razu zauważyłem, że była niezadowolona z mojej odpowiedzi – Ale może znacz Zayna Malika? – skoro mam być szczery to wątpiłem, że ta dziewczyna mogłaby mi pomóc, no ale zawsze trzeba spróbować.
 - Znam – jej odpowiedź całkowicie mnie zaskoczyła – Kiedyś był tu częstym bywalcem, ale teraz rzadko się pojawia, ostatnio był tu dwa albo trzy dni temu… - zamrugałem kilka razy zdziwiony. Po co do cholery mój przyjaciel chodził w takie miejsca jak to?! Dlaczego ja nie mam o tym pojęcia?! – A teraz jest tam – zdezorientowany spojrzałem we wskazanym przez nią kierunku, rzeczywiście chłopak stał pod ścianą i rozglądał się tajemniczo po zebranych balowiczach w klubie.  Kiwnąłem jej w podziękowaniu po czym ostrożnie skierowałem się w stroną gdzie przed chwilą stał Malik. Gdzie on do cholery znowu polazł?  No nie… znowu gdzieś zniknął! Już chciałem zrezygnować z dalszych poszukiwań, kiedy zauważyłem go zbliżającego się do jakich typów i Vicki?! Siedzących przy stole i palących ?! co kurde? Moja siostrzenica? Co ona tu robi? Mulat podszedł do zgrai i zaczął z nimi rozmawiać… chyba ich rozmowa się nie kleiła bo po chwili jeden z łysolów wstał i zaczął grozić Zaynowi. Widać było, że poważnie się kłócili i chyba o Vicki, bo mój przyjaciel co jakiś czas pokazywał na nią palcem, a ona wybuchała śmiechem. Dwóch pozostałych mężczyzn którzy do tej pory dotrzymywali towarzystwa mojej siostrzenicy też zaczęli grozić mulatowi. Nagle jeden z nich wymierzył cios w twarz mojego przyjaciela. Chłopak zaskoczony upadł na ziemię. Ci bandyci zaczęli go okładać pięściami i kopać. Mulat nie miał jakichkolwiek szans jednak próbował się bronić. A Vicki? Ona się śmiała z tego wszystkiego! Ruszyłem w ich kierunku żeby pomóc Zaynowi, przecież to mój przyjaciel!  Poczułem jak ktoś mnie chwyta za ramię.
 - Myślę, że nie powinieneś się wtrącać – to znów ta blondynka, czego ona ode mnie chce? – To ich sprawa, a nie twoja.
 - Twoja też nie – powiedziałem niemiło.
 - Owszem. Ale nie chcę żebyś ty też został poturbowany przez gang Toma – uśmiechnęła się milutko, a ja popatrzyłem na nią lekko poddenerwowany.
 - To jest mój przyjaciel do cholery! Puszczaj! – wyrwałem się dziewczynie, która swoją drogą była dość silna i spojrzałem w kierunku stołu gdzie jeszcze przed chwilą bandyci bili mulata. Nie było ich tam, jego też nie. Jedyne co po nim zostało to plama krwi na podłodze. Nikt zupełnie nikt nie zwrócił uwagi na bójkę, dobrze bawiący się ludzie mieli gdzieś , że na podłodze jest czyjaś krew. Co za bezduszne istoty! Skierowałem się do wyjścia z tego cholernego miejsca, przecież skoro nie ma ich tu, to musieli wynieść mojego kumpla na zewnątrz. Szybko wbiegłem po wąskich schodach, a potem korytarzem skierowałem się do wyjścia. Pchnąłem z całych sił masywne drzwi, po chwili poczułem chłodne powietrze na swojej twarzy i swąd śmieci. Kilka metrów przede mną dostrzegłem ich. Trzech dryblasów, jeden niósł bezwładne ciało mojego przyjaciela, a reszta szła przed nim w towarzystwie…., nie no nie wierzę , … w towarzystwie mojej Vicki… boże co tu się dzieje?!
 - Zostawcie go! – zdjąłem kaptur z głowy ujawniając się.

_____________________________________________________________
 nie mogłam się powstrzymać przed napisaniem tego rozdziału ;) można powiedzieć że przypomina to trochę jakiś kryminał ;) no ale co tam ! proszę o komentarze bo tylko one motywują mnie do dalszego pisania ;)

nie wiem kiedy będzie nowy rozdział na moim drugim blogu, jeśli nie pojawi się w tym tyg. to nie wiem czy nie będę musiała go zawiesić na jakiś czas ;) ale to tylko tyczy się drugiego bloga! tego nie zawieszam!

co do tłumaczenia shota, to postaram się go przetłumaczyć w ten weekend a jak nie to zrobię to z następny ;)

muszę was poinformować, że powoli zbliżamy się do końca tego opowiadania ;( ale spokojna głowa będzie jeszcze kilka rozdziałów ! 
love u!