niedziela, 29 kwietnia 2012

Rozdział 12


- Ej chłopaki to co robimy?  - spytał Hazza
 - no nie wiem – powiedział Niall – wygląda na to, że pójdziemy na wywiad bez Louisa – blondyn spojrzał na Pana Marchewę próbującego wyjąć tampona z nosa, niestety przedmiot utknął na dobre.
 - No to zbieramy się. Niall podjedź samochodem pod samo wejście -  nakazał Zayn
 - Jakim samochodem? – spytał zdezorientowany blondynek
 - To ty nie przyjechałeś autem? -  podniósł głos laluś
 - No nie, myślałem, że wy przyjedziecie samochodem -  zająkał się Nialler
 - My też jesteśmy piechotką – przyznał z rezygnacją mulat
 – No i mamy drugi problem. Jak go przetransportujemy do willi? – zamyślił się Harry – To może owiniemy mu twarz bandażem? Wtedy nic nie będzie widać! – był z siebie dumny Loczek, a my miny typu : czego ty się nabrałeś?!
 - No to żeś wymyślił. Najlepiej zmień dilera – stwierdził Niall
 - No fajny pomysł nie? – Harry dalej tryskał entuzjazmem
 - Nie! Czy ty na łeb upadłeś? Jak niby pójdzie z bandażem na głowie przez centrum Londynu?! człowieku ty myśl trochę! – Zayn zdzielił Loczka po jego loczkach.
 - Chyba mam pomysł – powiedziałam i skierowałam się w stronę łazienki. Do pokoju weszłam z pensetą, chłopcy dziwnie na mnie popatrzyli – Spróbujemy wyciągnąć tego tampona – oznajmiłam – Zayn leć do kuchni i poproś kogoś o trochę masła – bez zbędnych pytań wybiegł z pokoju, lecz po chwili wrócił z tym o co go poprosiłam. Podeszłam do louisa, posmarowałam jego nos breją i pensetą delikatnie wyciągnęłam tampona.
 - rose! JESTEŚ WIELKA! – rzucił się na mnie Lou i  zaczął mnie mocno przytulać.
 - Lou ! dusisz mnie! – ledwo powiedziałam
 - oj przepraszam – puścił mnie – Przyrzekam nigdy więcej zabawy małymi przedmiotami! – złożył przysięgę z ręką na sercu.
 - Ta jasne, bo uwierzymy  - wydrwił do Hazza.
 - Twoje przysięgi są gówno warte – dodał Niall i wszyscy wybuchliśmy nie pochamowanym śmiechem.
 - Źle się czuje – powiedział Zayn siedząc na moim łóżku, był strasznie blady.
 - Kiepsko wyglądasz – nie pocieszyłam go chyba, podeszłam do lalusia i dotknęłam jego czoła ręką, był rozpalony. – Masz straszną gorączkę, nie idziesz na żaden wywiad – oświadczyłam
 - Ale … - chciał zaprzeczyć mulat.
 - Żadnych ale! Chłopaki pójdą bez ciebie, a ty zostaniesz tu, aż skończy się wywiad. Nie martwcie się zaopiekuję się nim – zwróciłam się do reszty chłopaków.
 - Ale czy to nie będzie zbyt duży problem? No wiesz jak tu zostanie do końca wywiadu? – chciał się upewnić blondyn.
 - Nie – odpowiedziałam od razu.
 - No dobra Zayn zostajesz tutaj, a my po ciebie przyjedziemy po wywiadzie. Tylko bądź grzeczny. – pogroził mu palcem – Dobra chłopaki zbieramy się! – Lou zgarną resztę ferajny i już po chwili wyszli z mojego pokoju. Zayn wyglądał naprawdę tragicznie, ciekawe czemu wcześniej tego nie zauważyłam. Może go nagle wzięło? Kto to może wiedzieć?!
 - Boli cię coś? – spytałam
 - Głowa i brzuch – powiedział kładąc się na łóżku – Chyba zjadłem coś nieświeżego.
 - Poczekaj zaraz przyniosę tabletki przeciwbólowe. – wyszłam z pokoju do Rebbecca’i, lecz szybko wróciłam z białym proszkiem. Opiekunka nawet nie pytała o co chodzi, bez zastanowienia dała mi proszki. Dałam leki Zayn’owi, który od razu połknął pigułkę.
 - A teraz kładź się, musisz odpocząć – przykryłam go kołdrą po samą szyję.
 - Dziękuję – wyszeptał
 - Za co? – nie wiedziałam o co chodzi
 - Za to, że się mną zajęłaś – uśmiechnął się lekko, był wykończony, oczy mu się same zamykały.
 - Nie ma za co. A teraz zdrzemnij się .
 - Mhm.. Rose? – otworzył oczy
 - Tak?
 - Czy ty i Niall to coś poważnego? – spytał słabo – On nie chce nic mówić.
 - To znaczy pytał mnie czy coś do niego czuję, ale ja ciągle go odpycham. Trochę się źle z tym czuję, choć wydaje mi się, że potrzebuje jeszcze trochę czasu. Ostatnio tyle się działo, muszę to wszystko przemyśleć.  – mulat przeszywał mnie wzrokiem, to było nie do wytrzymania – dobra przyznaję, że zależy mi na nim – nie mogłam znieść tego spojrzenia.
 - Rozumiem. Mam nadzieję, że będziecie razem. -  uśmiechnął się szczerze i zamknął oczy.
 - Ja też mam taką nadzieję – szepnęłam, lecz on mnie już nie słuchał, gdyż odpłynął w objęcia Morfeusza.
                  Chłopcy wrócili późnym wieczorem, coś długo ich nie było.  Wchodząc do mojego pokoju śmiali się w niebogłosy.
 - Cicho! Zayn śpi! – strzeliłam mordercza minkę dzięki czemu od razu ucichli.
 - Sorki nie wiedzieliśmy – wyszeptał Lou. Wszyscy spojrzeliśmy na mulata, który smacznie pochrapywał w moim łóźku.
 - Jest strasznie blady – Niall podszedł do chorego i położył mu dłoń na czole – Ma gorączkę. – zauważył.
 - Rose dawałaś mu jakieś leki? – spytał Hazza
 - Tak przeciwbólowe. Przed snem skarżył się na bóle brzucha i głowy.  – powiedziałam
 - Nie zbyt fajnie – Lou podsumował stan lalusia. – Biedny Zayn będzie musiał szybko wyzdrowieć.
 - Myśle, że jeżeli jutro nie będzie wychodził z łózka, tylko się kurował to dojdzie do siebie. – wyszeptałam.
 - Obyś miała rację – wyszeptał blondasek siadając na podłodze obok łóżka, na którym leżał mulat.
 - Za dwa dni koncert, więc musi wyzdrowieć – głośno myślał Harry.
 - Bo jak nie to dupa – westchnął Louis. Jeszcze raz spojrzeliśmy na śpiącego Zayna, który zwinął się w kłębek. Chłopcy naprawdę się o niego martwili, to było takie urocze, byli jak bracia. Wiedziałam, że Zayn jest w dobrych rękach, ci wariaci zrobią wszystko, aby wyzdrowiał.
 - Musimy się zbierać – przerwał moje rozmyślania Hazza.
 - Ale co z Zaynem? – spytałam
 - Wezmę go na ręce i zaniosę do samochodu – uśmiechnął się Niall
 - A nie obudzi się? – byłam nie zbyt pewna czy to dobry pomysł.
 - Nie znasz naszego Zayna. Jego nawet 3 wojna światowa nie obudzi – zaśmiał się blondyn biorąc lalusia na ręce. Mulat wtulił się w klatkę piersiową buraczka i cichutko westchnął. To było takie słodkie, wyglądał jak małe dziecko. Chłopcy po cichu opuścili pokój, ostatni wychodził Niall.
 - Słodkich snów – buraczek uśmiechnął się do mnie
 - Dziękuję i nawzajem – odwzajemniłam uśmiech.
   Kiedy zostałam sama w  pokoju od razu rzuciłam się na łóżko, byłam wykończona. Mimo tego, że nie ruszałam się z pokoju, to czułam się tak jakbym przebiegła kilku kilometrowy maraton.  Śnili mi się moi rodzice, to był piękny sen. Miałam wrażenie, że nadal żyją i są tu ze mną, wspierają mnie. Czasami miałam wrażenie, że nie jestem sama w pokoju, to może wydawać się dziwne, ale przed zaśnięciem miałam właśnie takie wrażenie. Czy było trafne? Możliwe…


----------------------------------------------------------------------
jeszcze dzisiaj dodam nowy rozdział na drugim blogu:
http://cambioczylizmaina1.blogspot.com/
serdecznie zapraszam! ;)
proszę o komentarze, reakcje oraz odpowiedzi do mojej ankiety! z góry dziękuję za ponad 1200 wejść! jesteście świetni! dziękuję również na wszystkie komentarze i reakcje dzięki temu wiem, że to co robię nie idzie na marne! czym więcej komentarzy tym szybciej dodam nowy rozdział, który będzie dośc fajny ! ;))) 

2 komentarze:

Każdy nowy wpis doprowadza mnie do ekstazy radości, a jego brak do łez, dlatego tonę w oceanie smutku