środa, 15 sierpnia 2012

Short Story: Rozdział 2: Panicznie się boję...

jeśli ktoś nie lubi czytać o przemocy niech opuści tą stronę!



 - Zostań tu, a ja sprawdzę co to było – szepnął Zayn skradając się w kierunku schodów. Wyglądał dość niebezpiecznie z tą bronią w ręku i zaciętą miną, muszę przyznać, że nawet ja się go bałem. I nie tylko go. Jeszcze bardziej przerażało mnie źródło tego hałasu, co a raczej kto to mógł być? Poszedłem za mulatem ,choć kazał mi tu zostać. – Czy ty choć raz możesz mnie posłuchać? – odwrócił się w moim kierunku tuż przed wejściem na schody. Spojrzał na mnie jak na jakiegoś dzieciaka, który nie chce słuchać się przedszkolanek podczas zajęć w przedszkolu.
 - Boję się sam zostać – powiedziałem cichutko drżącym głosem, Zayn przewrócił oczami i pokazał że mam zachować ciszę. Pokiwałem tylko głową, weszliśmy po schodach na górę. Trzymałem się jak najbliżej Malika… nagle ktoś  mocno chwycił mnie za kark i pociągnął do tyłu – Za… - tylko tyle zdążyłem z siebie wydusić, zanim nieznajomy napastnik przygwoździł mnie do ściany. Siła z jaką o nią uderzyłem była tak potężna, że nie mogłem złapać oddechu. Kątem oka udało mi się zobaczyć tego kogoś. Miał jakieś dwa metry wzrostu, był umięśniony i cały wytatuowany, a na jego głowie gościła łysina. Uśmiechnął się do mnie pokazując żółte zęby, przełknąłem ślinę przerażony.
 - Zostaw go – usłyszałem przepełniony jadem głos mulata, spojrzałem w jego kierunku, modląc się żeby mi pomógł. Chłopak stał w lekki m rozkroku, wyciągnął spluwę na długość ramion i celował w tego łysola.
- Nie tak prędko – ten brutal chwycił mnie z całej siły za włosy i jedną ręką podniósł. Syknąłem z bólu, bolało , cholernie bolało. Wyrywał mi włosy z cebulkami. Zacząłem się wiercić lecz to tylko pogorszyło moją sytuację. Facet jeszcze mocnej zacisną pięść na moich włosach, a ja niestety nadal wisiałem w powietrzu. Po moich policzkach spłynęło kilka łez, nie potrafiłem ich powstrzymać.
- Ojejej… dzieciaczek się rozpłakał ? – ten brutal zaczął mną potrząsać żeby sprawić mi jeszcze większy ból.
 - Kazałem ci go zostawić w spokoju – mulat spojrzał na mnie zatroskanym wzrokiem, po chwili przeniósł wzrok na tego łysola.
 - Nie boję się ciebie i twojej zabaweczki – napastnik zaśmiał się złowrogo – A jeśli chcesz strzelać to proszę bardzo – zasłonił się moim ciałem, a ja nadal wisiałem w powietrzu trzymany za włosy – No na co czekasz? – dryblas spojrzał wyzywająco na mulata. Przeniosłem wzrok na mojego ochroniarza, który nie wiedział do zrobić. Domyślał się, że jeśli rzuci się mi na ratunek to ja oberwę jeszcze bardziej. Nie mógł też strzelić, a jeśli by to zrobił to trafił by we mnie, a nie w tego kogo chciał trafić. Przełknąłem głośno ślinę, próbowałem nie myśleć o bólu, lecz to nie było takie proste. Moja głowa wręcz pulsowała, a adrenalina sprawiała że nie potrafiłem myśleć racjonalnie. Zawsze tak reagowałem, kiedy się cholernie bałem. Spojrzałem zaszklonymi oczami na mojego oprawcę, a potem znów na Zayna, zauważyłem że chłopak powolutku i niepostrzeżenie zbliża się do nas krok po kroczku, wykorzystując nieuwagę przeciwnika. Ten łysol na szczęście tego nie zauważył… jak na razie…
  Nagle brutal ciągle trzymając mnie za blond kosmyki cofnął się odrobinkę i z zamachem uderzył mną o ścianę jakbym był jakąś kukłą. Tak jak za pierwszym razem, tak i teraz miałem problem ze złapaniem oddechu. Facet znów uderzył mną o ścianę tyle, że tym razem mocniej. Poczułem coś ciepłego z tyłu mojej głowy, jęknąłem widząc mroczki przed oczami. Nieznajomy dotknął ręką tyłu mojej głowy  i po chwili pokazał tę samą dłoń Zaynowi. Była cała ze krwi, mojej krwi.  Na sam widok szkarłatnego płynu zakręciło mi się w głowie, nienawidziłem tego widoku.
  - Nie rób mu krzywdy do cholery!  - po minie mulata domyśliłem się, że nawet on przestraszył się nie na żarty. Tyle, że on bał się o mnie, a nie o siebie. Pewnie musiałem naprawdę kiepsko wyglądać: osłabiony, zakrwawiony, obolały i cholernie wystraszony.
 - Nie będziesz mi rozkazywać – żółto zęby  mężczyzna znów uśmiechnął się upiornie. Postawił mnie na nogi, lecz ja na potrafiłem ustać na kończynach. Padłem na kolana, napastnik zaczął mnie kopać, próbowałem ochronić każdą część ciała narażoną na jego ciosy, lecz to nic nie dawało. Byłem za słaby. Kątem oka zobaczyłem jak mulat rzuca mi się na ratunek, jednak zostaje zatrzymany przez jakichś dwóch innych ludzi. Musieli wejść tu kiedy ten łysol uderzał mną o ścianę, dlatego ich wcześniej  nie zauważyłem. Chwycili Zayna za ramiona, jednak on zaczął im się wyrywać. Rozpętało się straszne piekło… mój ochroniarz bił się z dwoma potężnymi mężczyznami, którzy byli bardzo podobni do tego który znęcał się nade mną. Tyle, że tamci mieli długie włosy związane w kucyki, tylko to ich różniło.  Mój oprawca chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął do góry, posłusznie wstałem. Mimo ogromnego bólu spróbowałem się mu wyrwać, chciałem pomóc Malikowi, przecież na niego rzuciło się dwóch facetów! Jednak wytatuowany koleś złapał mnie znów za nadgarstek i odwrócił w swoim kierunku tak, że staliśmy twarzą w twarz. W jego czarnych oczach nie było ani cienia litości, patrzył na mnie jak na… zdobycz… ścisnął mocniej mój nadgarstek i go wykręcił, mogłem przysiądź że usłyszałem chrzęst kości w tym miejscu. Zawyłem z bólu.
 - Boli ? – widać spodobało mu się znęcanie nade mną. Ścisnął mnie jeszcze mocniej w tym samym miejscu, znów usłyszałem ten nieprzyjemny dźwięk. Krzyknąłem jeszcze głośniej zwracając na siebie uwagę Zayna. Chłopak pobiegł w moim kierunku jednak jeden z jego przeciwników podstawił mu nogę, mulat upadł, a te dryblasy rzuciły się na niego zadowolone.
 - Zayn! – wyrwałem się łysolowi jednak po chwili znów mnie złapał i zakleszczył w swoich łapach.
 - Twój ochroniarz ci raczej nie pomoże – wysyczał mi do ucha.
   Postanowiłem go zaskoczyć, ja też potrafię zawalczyć o siebie.  Kopnąłem go z całej siły w czułe miejsce, nie spodziewał się tego. Puścił mnie i zsunął  na ziemię z bólu, zbiegłem schodami na dół i skierowałem się w kierunku wyjścia z domu. Muszę sprowadzić jakąś pomoc, sam sobie z nimi bym nie poradził. Zayn potrzebuje rówież pomocy, a ja raczej nie zdołam tego zrobić. Jestem za słaby. Usłyszałem jak ktoś zbiega po schodach, pewnie jeden z napastników postanowił za mną pobiec,  wiedziałem że tak szybko nie odpuszczą. Musiałem się pośpieszyć! Otworzyłem drzwi wyjściowe zadowolony, że może mi się udać. Jednak na werandzie na dworze był jeszcze ktoś, ten ktoś celował we mnie z pistoletu.
 - Myślisz, że uciekniesz? To grubo się mylisz – powiedział spokojnym tonem, był zupełnie inny niż tamtych trzech. Był chudy, niski i ubrany w czarny garnitur, a jego twarz przyozdabiała kozia bródka. Rozejrzałem się dookoła z nadzieją, że któryś z sąsiadów jest na podwórku. Niestety wokół panowała cisza… Niall idioto! Jest środek nocy wszyscy śpią do cholery! Miałem ochotę pacnąć się otwartą dłonią w czoło, moja głupota mnie przerażała. A może jeśli …?
 - Pomocy! RATUNKU!!!  - darłem się na całą ulicę z nadzieją, że kogoś obudzę – Ratun ….! – nie dane mi było skończyć. Ktoś od tyłu zakrył mi usta ręką i wciągnął do domu. Facet w garniaku też przekroczył próg, rozejrzał się po przedpokoju od niechcenia.
  - Nikt ci nie pomoże – podszedł do mnie, przejechał palcem po moim policzku i pokręcił głową z dezaprobatą –  Jesteś taki niewinny i słodziutki. Pewnie rodzice cię bardzo kochają, nieprawdaż? Szkoda, że stracą cię tak szybko – przejechał paluchem po moim nosie a potem ustach.  chciałem cofnąć się do tyłu, lecz moje plecy zderzyły się z łysym dryblasem, którego wcześniej nieźle kopnąłem. Spojrzał na mnie złowrogo, wiedziałem, że to nie oznacza nic dobrego.  – Herman – facet w garniaku zwrócił się do łysola, czyli tak miał na imię mój oprawca. – Gdzie reszta?
 - Na górze siłują się z jakimś drugim dzieciakiem – powiedział chwytając mnie za obolały nadgarstek. Zacisnąłem usta w wąską linię, żeby nie krzyknąć z bólu, domyślałem się, że nieźle by mi się za to dostało.  Pociągnął mnie w kierunku schodów, nie miałem siły się sprzeczać, poddałem się. Niziutki mężczyzna, prawdo podobnie ich przywódca poszedł z nami. Na górze pozostałych dwóch facetów dalej walczyło zacięcie z mulatem, byłem pod wrażeniem, ich było dwóch a on jeden i dalej miał siłę na walkę. Herman pchnął mnie na ziemię, upadłem, zwinąłem się w kłębek i próbowałem zapanować nad oddechem. Czekałem aż ktoś znów zacznie się nade mną znęcać lecz to nie nastąpiło. Dopiero teraz poczułem jak moje ciało pulsuje z bólu, a w szczególności nadgarstek, który prawdo podobnie był zmiażdżony. Zacisnąłem zęby chcąc powstrzymać drżenie szczęki, czułem się jakbym miał zaraz odejść z tego świata. Jakbym doznał jakiegoś ciężkiego wypadku samochodowego, a teraz leżałbym  na asfalcie czekając aż nadejdzie jakakolwiek pomoc.
 - Wstawaj – posłusznie na drżących nogach podniosłem się z podłogi, facet w garniturze podszedł do mnie i chwycił za fraki.  – A teraz uklęknij – wysyczał a ja zrobiłem to co kazał. Poczułem coś ostrego na mojej szyi, domyśliłem się że to nóż. Przełknąłem ślinę…
 - Odłóż ten nóż! – Zayn dopiero teraz zwrócił uwagę na niziutkiego przywódcę, wyciągnął swój pistolet zza paska i wycelował w jednego z dryblasów. – Jeśli zrobisz coś Niallowi, ja zastrzelę twojego sługusa – powiedział.
 - Hah… i myślisz że przejmę się śmiercią  jednego z tych pacanów?! – zakpił z mulata.
Napotkałem spojrzenie Zayna na sobie, widziałem w jego oczach przerażenie, on też się bał i nie wiedział co zrobić. Próbowałem pokazać mu, że nie jest ze mną aż tak źle, jednak nie wyszło mi to. Nie potrafiłem uspokoić szybkiego oddechu ani drżenia na całym ciele.
 - Poddaj się, a twojemu blondynkowi nic złego się może nie stanie. Liczę do trzech, a ty masz położyć broń na ziemi, a jeśli nie … to ten słodziaczek pożegna się z tym światem – chłodne ostrze znalazło się jeszcze bliżej mojej tętnicy.
 - Uciekaj. Ratuj się. Ja i tak umrę – powiedziałem drżącym głosem patrząc prosto w czekoladowe oczy Zayna. Chłopak zamrugał zaskoczony tym co ode mnie usłyszał, jednak nic sobie nie zrobił z moich słów. Spojrzał na mnie lekko zdenerwowany, wiedział, że jeden nie właściwy ruch i po mnie. Lecz ja tylko uśmiechnąłem się smutno, westchnąłem, pogodziłem się z tym co miało mnie spotkać.  Było mi już wszystko jedno, bo wiedziałem, że i tak nic mi nie pomoże.
- Raz – mulat zastygł w bez ruchu, zastanawiał się czy się poddać czy nie – Dwa – zacisnąłem powieki, chciałem mieć to jak najszybciej za sobą. Chciałbym umrzeć szybko, proszę cię Boże żeby to nie bolało aż tak  bardzo.  Żegnaj Zayn… - Trz …

Ta część mnie nie chce odejść…
Część, która nie chce odejść …
                                      To be continued

________________________________________________________
 jak myślicie Niall przeżyje czy nie? Zayn odda broń? proszę o odpowiedzi w kom ;) czy podoba wam się to opowiadanie?  
ps. czy teraz lepiej wam się czyta? ;)





7 komentarzy:

  1. OMG ! Prosze Niall żyj ! Ps. teraz dobrze sie czyta :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest zajebiste, tylko tyle zdolam napisać
    Emily <3

    OdpowiedzUsuń
  3. ojacieżpierdziele xd Świetne to jest, Niall pewnie przeżyje, bo ma być jeszcze kilka rozdziałów, a raczej nie są one możliwe bez jednego z głównych bohaterów xd Czekam na następny ; *

    OdpowiedzUsuń
  4. nieeeeech przeżyje! ale to faaaajne ;o tylko nie zapomnij napisac nn na bloga ;3

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja nie wierzę, to jest piękne co piszesz, szybko dawaj kolejną częśc !!!
    Biedny niall, mój mąż, kocham CIę!!!
    Wydaje mi się, że Zayn zastrzeli ich, ale nie wiem.
    Szybko dawaj nn!! :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Jej ;< Mam nadzieję że Niall przeżyje ; ))
    A wgl świetnie się to czyta xDD
    Z niecierpliwością czekam na kolejną część <33 ..!
    Cudnie piszesz :]

    Pozdrawiam ;3

    OdpowiedzUsuń
  7. "Pomyślałem, że gdybym był na jego miejscu, właśnie tego bym teraz potrzebował – nie słów pocieszenia, czy zapewnienia, że ona na mnie nie zasługiwała. Raczej po prostu kogoś, kto będzie przy mnie i nie pozwoli mi zwariować z bólu. Chciałem wtedy być kimś takim dla Harry’ego i starałem się kimś takim być."
    http://our-month.blogspot.com/
    Zapraszam na Chapter One opowiadania :)

    OdpowiedzUsuń

Każdy nowy wpis doprowadza mnie do ekstazy radości, a jego brak do łez, dlatego tonę w oceanie smutku